href="#n110" type="note">110.
Skoro jesteśmy przy statystykach, to w dniu 7 marca 2019 r. zrobiłem jeszcze jedno zestawienie. Porównałem, jak często w kiedykolwiek opublikowanych tekstach portali Wprost.pl i DoRzeczy.pl pojawiały się nazwiska Donalda Tuska oraz czworga liderów dobrej zmiany: Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, byłej premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy. Każde z tych nazwisk wyszukiwałem kilkakrotnie i otrzymywałem te same liczby – zatem zakładam, że wyniki podawane przez wyszukiwarki obu portali są wiarygodne.
Rezultaty, jakie podaje wyszukiwarka portalu Wprost.pl, nie zaskakują:
● Tusk i Kaczyński pojawiają się ponad 10 tys. razy;
● prezydent Andrzej Duda – 6645 razy;
● popularna w pisowskich kręgach Beata Szydło – 4389 razy;
● Mateusz Morawiecki – tylko 2055.
Za to zaskakują zupełnie inne proporcje, które pokazuje wyszukiwarka portalu DoRzeczy.pl:
● Andrzej Duda – 4163 razy;
● Jarosław Kaczyński – 3689 razy;
● Mateusz Morawiecki – 2331 razy;
● Beata Szydło – 2152 razy;
● Donald Tusk – tylko 2168 razy!
Jak widać, Morawiecki na portalu tygodnika „Do Rzeczy” wyprzedził samego Donalda Tuska, który w pisowskich mediach jako wróg numer jeden pojawia się z dużą częstotliwością.
Rzecz jasna, można to przypisać działaniu prostej zasady: nawet najgorszego wroga nie wskazuje się tak często jak przyjaciół, których chce się lansować.
Czemu jednak portal propisowskiego tygodnika „Do Rzeczy” częściej lansuje niezbyt popularnego w PiS Morawieckiego niż popularną w PiS Beatę Szydło (łatwiejszą, o dziwo, do znalezienia we „Wprost”, które nie jest jawnie propisowskie)?
Czy ma to jakiś związek z tym, że „Do Rzeczy” jest nie tylko jawnie propisowskie, lecz także zdecydowanie prokremlowskie?
Na koniec tego wątku odnotujmy, że 14 marca 2019 r. Michał Lisiecki został zatrzymany za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Następnego dnia sąd podjął decyzję o tymczasowym aresztowaniu Lisieckiego111. W kwietniu 2019 r. Michał Lisiecki wyszedł z aresztu za półmilionową kaucją112.
„ORŁY Z NKWD”
Ludzie Putina wykorzystują trendy. Kukiz wprowadza prokremlowskich posłów do Sejmu. Kornel Morawiecki wyraża sympatię dla Kremla. Rosyjskie trolle opluwają ofiary Katynia i… wspierają PiS
Rzecz jasna, to nie Kreml odpowiada za wszystko, co się dzieje w Polsce i na świecie. To nie rosyjski dyktator Władimir Putin wywołał nierówności społeczne w naszym kraju. To nie on odpowiada za zaniedbania socjalne, które rozgniewały sporą część wyborców w 2015 r. Nie jest też jego winą to, że politycy Platformy Obywatelskiej rozsmakowali się w drogich obiadkach.
Jednak ludzie Putina czujnie obserwowali te czynniki i umieli je wykorzystać, żeby przewrócić do góry nogami polską scenę polityczną. Tropy wiodące do Kremla widać także w innych zjawiskach, które w latach 2014–2015 przyczyniły się do tego przewrotu.
Wiele wskazuje na to, że Kreml mógł mieć swój udział w powstaniu ruchu Kukiz’15, a na pewno miał w tym interes. Przypomnę, że założone przez ekscentrycznego piosenkarza Pawła Kukiza ugrupowanie przyczyniło się do klęski PO w wyborach parlamentarnych w 2015 r. Mogło jej odebrać liberalnych wyborców, albowiem prezentowało się jako ugrupowanie wręcz ultraliberalne. Później okazało się jednak, że Kukiz wprowadził do Sejmu licznych antyliberalnych, antyzachodnich i prokremlowskich nacjonalistów. A razem z nimi – jawnie prorosyjskiego ojca Mateusza Morawieckiego, Kornela.
Kornel Morawiecki, który szybko podporządkował sobie niektórych z nacjonalistycznych posłów Kukiz’15, od razu zaczął szokować opinię publiczną swymi deklaracjami. Atakował ideę państwa prawa i wyrażał sympatię dla kremlowskiego reżimu. Zrobił to m.in. w wywiadzie dla kremlowskiej agencji RIA Nowosti, o którym wspomniałem na początku tej książki.
Przede wszystkim jednak Rosjanie popierali PiS. Polityczni i internetowi agenci Putina działający jako tzw. trolle udzielali aktywnego poparcia PiS-owi, zwalczając jego przeciwników z Komitetu Obrony Demokracji, który był wówczas największą organizacją opozycyjną. Pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment artykułu dziennikarki śledczej Bianki Mikołajewskiej z grudnia 2015. Żałuję, że w 2015 r. niewiele osób, jak się zdaje, wyciągnęło z niego wnioski. Żałuję, że wiele osób – także zwolenników demokracji – wciąż nie chce wyciągnąć wniosków:
„Działacze proputinowskiej partii Zmiana założyli w internecie fałszywy Komitet Obrony Demokracji. A prawicowe media i politycy powtarzają publikowane tam kłamstwa, by skompromitować prawdziwy KOD […]. Szefem Zmiany jest Mateusz Piskorski, były poseł i rzecznik Samoobrony, zdeklarowany zwolennik polityki prezydenta Rosji Władimira Putina. Od wybuchu konfliktu na Ukrainie jest on częstym gościem rosyjskich prokremlowskich mediów. Piskorski był również obserwatorem w Doniecku, gdzie samozwańcze rebelianckie władze urządziły wybory nieuznane przez Zachód […]; prawicowe media, a za nimi politycy PiS, wykorzystują kolejne «wrzutki» fałszywego Komitetu Obrony Demokracji, założonego przez działaczy Zmiany, by uderzyć w prawdziwy KOD. Założycielem i jednym z administratorów fałszywego KOD […] jest Łukasz Gajewski, członek zarządu krajowego partii Zmiana […]. Wśród administratorów pseudo-KOD są też osoby niezwiązane ze Zmianą. Znają się z członkami tej partii i między sobą z grupy Wrogowie Wolności (działa na Facebooku, a gdy tam ją blokują – na portalu Vk.com, rosyjskim odpowiedniku Facebooka). Do Wrogów Wolności należą m.in. Mariusz Lorbiecki i Kamil Ługowski […]. Ługowski wrzuca na przykład na forum grupy: «W Katyniu orły z NKWD rozjebały darmozjadów. Zapraszam do dyskusji» […]. Członkowie pseudo-KOD nie poprzestają na sianiu zamętu przy pomocy własnej grupy. Umawiają się w sieci na wspólne ataki trollerskie na KOD – spamowanie, wrzucanie postów sprzecznych z regulaminem grupy i filmów pornograficznych.
Najpoważniejszy atak na wiarygodność KOD był […] związany z rzekomym nawoływaniem do zabicia Jarosława Kaczyńskiego”113.
ZACHODNI PREMIER PARTII WSCHODNIEJ?
PiS świadomie korzysta ze wsparcia Kremla. Europejski kamuflaż antyeuropejskiego Mateusza Morawieckiego. Sugestie premiera i rzekomy upadek Ukrainy, czyli baśnie o „masach z Donbasu” w Polsce. Kwiaty dla hitlerowskich kolaborantów. Podważanie fundamentów współczesnego Zachodu. Hitleryzm jako skutek szacunku dla prawa?
„Czy PiS jest tego świadomy?” i „Jak to możliwe, skoro PiS walczy z Rosją?” – słyszę te pytania (na szczęście coraz rzadziej) od Polek i Polaków. Wyborcy wciąż mają w uszach antyrosyjską retorykę Prawa i Sprawiedliwości sprzed kilku lat. Wielu też się pociesza, że PiS to miejscowe zjawisko z polskiego zaścianka. Kaczyński z Morawieckim zdają się mniej groźni, gdy myślimy o nich jako o lokalnym problemie. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że nasi polscy tyrankowie mają potężnego sojusznika, tyrana Moskwy. Jednak im bardziej będziemy się łudzić, tym bardziej będziemy bezbronni. Żaden bokser nie może walczyć z zawiązanymi oczyma – a szczególnie wtedy, gdy staje przed cięższym przeciwnikiem. Odpowiedzi na wyżej postawione pytania są dość proste.
Tak, PiS wie, co robi. Partia rządząca nie traktuje poważnie swej antyrosyjskiej retoryki (zresztą w dużej mierze porzuciła ją po zwycięstwie). Partia rządząca nie traktuje poważnie żadnej