Ich systemy zasilania i komputery, wszystko jest rozłożone w różnych miejscach. Wydaje mi się, że w podobny sposób skonstruowane zostały także ich systemy napędowe. Prawdopodobnie.
– Prawdopodobnie.
Chorąży Riisa nerwowo zerknęła na Volza.
– Kapitanie? Mam wyznaczyć kurs do floty?
Volz zaśmiał się cicho.
– Oczywiście, że nie. Rozpocząć manewr Wredny Chojrak Jeden.
Whitehorse pokręciła głową, ale tym razem z politowaniem.
– Przyjęłam. Rozpoczynamy manewr WC-1. – Ani myślała wypowiadać pełnego kryptonimu.
– I wyceluj działa na podane przez Tillisa współrzędne – dodał Volz. – Nie zaszkodzi. Przekonamy się przynajmniej, czy ten punkt został dobrze wyznaczony, czy raczej potwierdzą się twoje podejrzenia, Jerusho.
Whitehorse skinęła głową i przekazała rozkazy odpowiednim zespołom.
– Ładownia zgłasza pełną gotowość, kapitanie.
– Paczka od Avery jest stabilna?
– Na ile to możliwe w przypadku dziesięciu kilogramów antymaterii.
W zeszłym tygodniu Volz złożył wizytę byłej prezydent Zjednoczonej Ziemi i zagroził, że przekona naczelnego admirała Oppenheimera, żeby odebrał Avery dostęp do zdemobilizowanego statku „Interstellar One”, którego używała podczas swojej drugiej kadencji. Volz podejrzewał, że Oppenheimer nie miał do tego prawa, a Avery świetnie zdawała sobie z tego sprawę, ale po stosownie wulgarnej dyskusji ustąpiła i ujawniła lokalizację ukrytych ładunków antymaterii wyprodukowanej w projekcie Mars podczas poprzedniej wojny. Volz uznał potem, że byłej prezydent zależało tylko na tej grubiańskiej kłótni i wcale nie chciała się targować. Oddała mu prawie tonę czystej antymaterii, wystarczająco dużo, żeby skonstruować miliony niszczycielskich bomb i pocisków.
Oczywiście produkcja wymagałaby czasu, jednak Volz nie potrzebował do swoich celów bomb ani pocisków. Ładunek wystarczył.
Antymateria sama w sobie stanowiła czystą, niekontrolowaną przemoc.
– Wystrzelić.
Whitehorse przekazała rozkaz i po kilku sekundach skinęła głową znad konsoli.
– Przesyłka poszła, kapitanie.
– Chorąży Riisa?
– Już odlatujemy, kapitanie – zapewniła nawigator.
„Niepodległość” oddaliła się od obracającej się powoli paczki – plątaniny kabli i przewodów oraz części obwodów elektrycznych otaczających zasobnik z antymaterią i magiczny dodatek, to znaczy w pełni sprawny napęd umożliwiający skok kwantowy.
– Lepiej, żeby było warto, sporo zapłaciliśmy za ten napęd.
– Skonfiskowaliśmy go piratom, kapitanie.
Volz wzruszył ramionami.
– Ale straciliśmy pół dnia, żeby ich wytropić, przejąć skradzione łupy i przerobić napęd, żeby pasował do naszego zasobnika, a potem jeszcze namęczyliśmy się z usuwaniem algorytmów autozabezpieczających, bo nie pozwalały na wykonanie manewru Wredny Chojrak Jeden.
Każdy napęd kwantowy miał wmontowane algorytmy zabezpieczające przed przypadkowym skokiem, który mógłby się skończyć katastrofą, na przykład gdyby nawigator omyłkowo wyznaczył skok prosto w środek jądra gwiazdy.
Albo, jak w tym przypadku, do wnętrza okrętu Roju.
– Wysłać paczkę – rozkazał Volz.
Zasobnik z antymaterią zniknął w jasnym rozbłysku.
– Meldować.
Whitehorse przyjrzała się odczytom na swojej konsoli.
– Mamy odczyt. Puszczam nagranie wideo z „Siłacza”, miał lepszy widok niż my.
Obraz na głównym ekranie zmienił się, widok z dziobu zniknął, pojawiła się rufa innego okrętu oddalającego się od rozszerzającej się sfery odłamków. Ogromnych, oprócz…
– Oddal. I przesuń trochę obraz – rozkazał Volz.
Obraz znowu się zmienił, chmura po eksplozji zmniejszyła się do niewielkiej kropki na niewyobrażalnie ogromnym okręcie. Wyglądała jak pryszcz na gigantycznej twarzy.
– Jakieś zmiany w odczycie energii napędu wroga?
Whitehorse pokręciła głową.
– Żadnych, kapitanie. Wciąż lecą kursem prosto na Brytanię, a iglice ich dział kierują się na planetę.
– Świetnie. Operacja Wredny Chojrak Dwa.
Whitehorse wydała rozkazy obsłudze ładowni i niedługo potem kolejny zasobnik opuścił śluzę. Chorąży Riisa wykonała niewielki zwrot, aby „Niepodległość” uniknęła fali uderzeniowej z napędu kwantowego, gdy paczka antymaterii zniknęła w jasnym błysku.
Tym razem Whitehorse uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Udało się, kapitanie. Iglica broni wygląda na uszkodzoną. – Wytrzeszczyła oczy. – I, jak się zdaje, ogniwa zasilające się rozładowały, bo wszystko migocze jak fajerwerki w Nowy Rok. Punkt dla nas.
– Na ekran.
Natychmiast ukazał się obraz zniszczonej iglicy iskrzącej od wyładowań i rozszerzająca się chmura rozżarzonych odłamków.
– Jedna z głowy. Ile zostało?
Komandor Mumford przy stanowisku naukowym zerknął na Volza znad konsoli.
– Na trzech okrętach? Co najmniej dziewięćdziesiąt iglic podobnych do tej.
– Na dodatek okręt wroga obraca się, aby wymierzyć kolejną iglicę w planetę, kapitanie.
Volz zacisnął palce na podłokietnikach fotela.
– Jak trzeba, będziemy je strącać jedna po drugiej, choćby to miało trwać wieki. Przygotować kolejną paczkę, poruczniku. Będziemy je wysyłać, dopóki zdołamy.
Okrętem wstrząsnęło silne drżenie. Volz omal nie spadł z fotela, ale w ostatniej chwili udało mu się zapiąć pasy.
– Riisa, już! Operacja Wredny Chojrak Trzy!
Nawigator włączyła napęd kwantowy i okręt wykonał skok do punktu, w który wcześniej wysłała pierwszy zasobnik, głęboko wewnątrz okrętu Roju.
Volz uśmiechnął się ponuro.
– Zaczynamy przedstawienie, moi drodzy.
ROZDZIAŁ 5
Sektor 21-K
OZF „Wyzwanie”
I oto był. Tytan. Na jednej półkuli wciąż żarzył się czerwienią po katastrofalnym zderzeniu z okrętem Roju, zaledwie dwa tygodnie wcześniej na orbicie Ziemi. Niemal gołym okiem można było dostrzec wielką burzę kłębiącą się nad powierzchnią, zapewne na skutek ogromnej ilości pyłu wyrzuconego w rzadką atmosferę po kolizji. Rozbłyski tu i ówdzie wskazywały, że była to burza z piorunami.
Żadna forma życia nie przetrwałaby w tym piekielnym kotle.
– Meldować. Jak detekcja pasywna? – Proctor dłużej patrzyła w ekran, aby dać więcej czasu niedoświadczonemu porucznikowi Davenportowi na