Zivika.
– Hej, prowadzę myśliwiec! – zaprotestował pilot. – Przytul się gdzie indziej, co?
Pchnął intruza łokciem nieco zbyt mocno.
– Nic z tego. Mogę sięgnąć do panelu działka. – Chojrak wyciągnął ręce i uruchomił broń rufową. Miała mniejszy kaliber niż główne działa, ale nadal była śmiercionośnie skuteczna.
– A niby jak ma to nam pomóc, tato?
– Te drony wciąż siedzą nam na ogonie, tępaku, i już nas doganiają. Są szybsze niż fala eksplozji. Pewnie automatyczny system, który nimi steruje, ma zaprogramowany instynkt przetrwania.
Jakby na potwierdzenie jego słów salwa wystrzałów uderzyła w poszycie na rufie myśliwca. Ethan zaczął kluczyć, by zgubić pościg, podczas gdy Chojrak obrócił działko na tylnej wieżyczce, aby zyskać możliwość skutecznego strzału.
– Widzę, że brakuje systemu wspomagającego celowanie.
– Bo w tym działku nigdy go nie używamy, tato. Wszyscy wiedzą, że tym się strzela tylko na oślep, aby utrudnić pogoń, a do normalnej walki raczej się nie nadaje.
– Cudnie. – Chojrak popatrzył na małego drona, który znalazł się dokładnie między kreskami celownika, i…
– Trafiony, rozwalony.
Malutki wrak przekoziołkował obok, a Ethan nieco zmienił kurs. Przez iluminator Chojrak zauważył coś niepokojącego.
– O cholera. To nie drony.
– Co takiego?
Volz wychylił się, aby przyjrzeć się dokładniej niewielkiej postaci, szarpiącej się w uszkodzonej maszynie. Istota była podobna do tych, które sfotografował wcześniej Zivik, tylko o wiele mniejsza. Mniej rozwinięta. A to prowadziło do tylko jednego, nieprzyjemnego wniosku…
– To ich dzieci. Albo młode. Miot. Nieważne, jak je nazwiemy. Te drony pilotują małe paskudy Roju. – Przesunął lufę działka, aby zestrzelić kolejnego agresora. I jeszcze jednego. Dzieci Roju, czy inna ohyda, nie należały do najlepszych pilotów ani strzelców, jednak były groźne.
Kolejna seria uderzyła w kokpit. Jeden z nabojów niemal musnął Volza w nos. Powietrze, które już napłynęło do kokpitu, znowu zaczęło uciekać, a palce Chojraka znowu spuchły i wyglądały jak parówki. Na szczęście dmuchany hełm wytrzymał.
– Dobra, tato, jaki plan? Fala ognia zaraz nas dogoni, jesteśmy uwięzieni w środku gigantycznego okrętu, a na dodatek ściga nas pomiot szatana w miniaturowych myśliwcach.
– Plan?
Ethan westchnął boleśnie.
– O Boże…
Volz wskazał palcem przed siebie.
– Po prostu leć jak najszybciej. Ktoś się po nas zjawi. – Kolejna seria przebiła się do kokpitu i zniszczyła panel detektorów. – Mam nadzieję.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.