Nick Webb

Stara Flota Tom 6 Wolność


Скачать книгу

wpływem dodatkowej masy, z którą musiały sobie radzić, ale w porę powstrzymały uszkodzoną maszynę od uderzenia o ścianę.

      I przed rozbiciem się w pobliżu generatora mocy, czekającego na końcu tunelu.

      Przez boczny iluminator Volz dostrzegł, jak „Niepodległość” znika w rozbłysku skoku kwantowego.

      Został sam.

      I miał do wykonania zadanie, które wydawało się niemal niewykonalne.

      – Tato? Co tu… – rozległ się wśród trzasków głos Ethana. Zakłócanie krótkiego zasięgu wciąż działało, ale prom i myśliwiec znajdowały się na tyle blisko, żeby sygnał się przebił.

      – Co ci mówiłem o durnych popisach, chłopcze?

      – …nie próbował tego robić?

      – I nie waż się o tym zapomnieć. I nie zwracaj uwagi na moje durne popisy, bo robię je tylko po to, żeby uratować ci tyłek.

      Ethan zaśmiał się gardłowo.

      – Będę milczał jak grób. Zwłaszcza że chyba właśnie w nim skończymy. – Przez zakłócenia Volz usłyszał, jak syn uderza w pulpit sterowniczy. – Szlag, wysiadły boczne silniki manewrowe. Dobra, tato, jaki mamy plan?

      – Widzisz tę dużą wieżyczkę, która iskrzy energią?

      – No…

      – Rozwalimy ją.

      Ethan milczał przez chwilę.

      – Uratowałeś mnie… żebyśmy razem popełnili samobójstwo?

      – Nie dyskutuj z ojcem. – Volz włączył pełny ciąg.

      ROZDZIAŁ 14

      Sektor 21-K

      Na zewnątrz kadłuba OZF „Wyzwanie”

      Proctor zastanawiała się gorączkowo, jak wykaraskać się z nowych tarapatów. Drugi okręt piratów byłby poważnym przeciwnikiem dla „Wyzwania” nawet w normalnych warunkach, ale w obecnej sytuacji? Starcie nie potrwa nawet dziesięciu sekund.

      Pozostało do zrobienia tylko jedno.

      – Poruczniku Davenport, masz dostęp do zdalnego sterowania reaktorem?

      Odpowiedź, z wyraźnym wahaniem, nadeszła po kilku sekundach milczenia.

      – Tak, ma’am, częściowo…

      – Ustaw reaktor na przeciążenie. Już.

      – Ma’am?

      Proctor popatrzyła na piracką jednostkę, która zbliżała się, wykorzystując silniki manewrowe.

      – Już, poruczniku. Daj nam trzy minuty. Wiesz, jak to zrobić, prawda?

      – T-tak myślę, ma’am. – Po chwili podjął: – Tak jest. Reaktor ustawiony na przeciążenie. Anihilacja za jakieś… sto siedemdziesiąt sekund.

      – Świetnie. A teraz połącz mnie z nowo przybyłymi. – Odwróciła się do Case’a. – Zabierajmy się stąd.

      Case złapał ją za ramię, ale tym razem poprowadził Proctor, zamiast ciągnąć. Shelby przez całą drogę zastanawiała się, co powiedzieć piratom.

      Okazało się, że nie musi nic mówić.

      – Admirał Proctor – zabrzmiał w słuchawkach nowy głos – nazywam się Falun Mung, nadaję z pokładu „Losu Bohatera”. Wykrywamy wzrost energii w pani reaktorze. Czy potrzebuje pani pomocy?

      – Nie. Życzę sobie tylko, żebyście się stąd wynieśli i zabrali ze sobą swoich kumpli. O ile mnie pamięć nie myli, bez mojego ciała nie będzie nagrody. Eksplozja antymaterii zwykle pozostawia tylko chmurę atomów i cząstek elementarnych.

      – Pani admirał, proszę się wstrzymać, nie zamierzamy wyrządzić pani krzywdy. Proszę. Mam coś, co na pewno zechce pani obejrzeć.

      – Jasne, twoi kumple też tak mówili. Nie, dziękuję, nie jestem zainteresowana. I chętnie zginę, jeśli przy okazji będę mogła zabrać was ze sobą, dranie. Macie dwie minuty.

      Proctor znalazła się już w śluzie, a Case wbił kod, aby rozpocząć cykl wentylacyjny. Do pomieszczenia zaczęło napływać powietrze.

      – Pani admirał, proszę. Nie przyleciałem tutaj, aby zdobyć nagrodę. Właściwie… Chwileczkę…

      Kilka sekund później Proctor ledwie mogła uwierzyć własnym oczom. Nowy okręt otworzył ogień. Nie wymierzył jednak w „Wyzwanie”, lecz w drugi piracki statek. Wypuścił z dział magnetycznych salwę po salwie, pociski podziurawiły kadłub drugiego pirata jak sito. Z wyrw w poszyciu wydostały się płomienie, zduszone w okamgnieniu przez próżnię, oraz chmury odłamków ze zniszczonych pokładów.

      – Poruczniku Davenport… – Proctor z trudem opanowała zaskoczenie. – Wykrywasz oznaki życia na pierwszym okręcie piratów?

      Znała już odpowiedź. Piracka jednostka zamieniła się we wrak, który zaraz się rozpadnie.

      – Nie, ma’am. Z tego, co widzę, wszyscy zginęli.

      – Admirał Proctor, zapewniam panią, że chcę tylko pomóc. Mam informację. O pani bratanku.

      Proctor zamarła.

      – O Dannym?

      – Tak.

      Zacisnęła zęby, żeby opanować gniew.

      – Danny nie żyje. Czego chcesz, do cholery?

      – Pani bratanek nie zginął. Jednak jest w niebezpieczeństwie. – Mung urwał, czekając na reakcję, ale Proctor nie miała pojęcia, co mogłaby odpowiedzieć. – Wykrywamy, że za dwadzieścia sekund rozpocznie się reakcja łańcuchowa w reaktorze pani okrętu, admirał Proctor. Wycofam się i prześlę informację. Nie musi pani wchodzić na mój pokład. Zadowolona?

      – Poruczniku, przerwij – rozkazała Proctor. – Słyszałeś, Davenport?

      – Czysto i wyraźnie, ma’am – odpowiedział porucznik. W jego głosie usłyszała ulgę. Chyba się uśmiechał. Porucznik Case otworzył gródź i niedługo potem oboje już zdejmowali skafandry próżniowe w szatni.

      – Poruczniku, przejdź się do ładowni i przynieś mi jeszcze kilka generatorów pola kwantowego.

      – Tak jest, ma’am! – Case pośpieszył wykonać polecenie.

      – Pani admirał, czy transmisja dotarła? – rozległ się głos Munga w głośniku w szatni.

      – Davenport? – rzuciła Proctor. – Odebrałeś coś?

      – Tak jest, ma’am. Kilka obrazów, niewielki plik z danymi i jakieś współrzędne.

      – Wyświetl mi to. – Ściana w szatni pojaśniała i pojawił się obraz. Proctor zobaczyła człowieka leżącego na szpitalnym łóżku.

      To był Danny.

      Jej Danny. Miał przerażające oparzenia i rany na całym ciele, ale żył. I chyba nawet był przytomny. Jego upadek w atmosferę Sangre de Cristo nie okazał się tak śmiertelny, jak twierdzili ludzie admirała Tigre. Ale Tigre nie żył, więc nie można go było zapytać, co to ma znaczyć. Zresztą nie miało to znaczenia. Liczyło się tylko jedno – dotrzeć do Danny’ego i zabrać go w bezpieczne miejsce.

      – Poruczniku? Co to za współrzędne?

      – El Amin, ma’am. A przynajmniej to, co z niego zostało.

      –