Nick Webb

Stara Flota Tom 6 Wolność


Скачать книгу

wytwarzają pole, które zakłóca systemy naprowadzające zdalnie pociski i torpedy. I… chyba mnie nie słyszycie, co?

      Pół tuzina dronów zbliżało się do myśliwca, więc Zivik zanurkował, zatoczył szeroki łuk, a potem przyśpieszył w kierunku, jak sądził, głównego reaktora lub generatora mocy. Konstrukcja emitowała mocne promieniowanie gamma – takie stężenie wykrywano zwykle w pobliżu gwiazd, nie urządzeń.

      – Dobra. Tarcza antyradiacyjna. Oby spełniła swoją rolę, bo tylko wtedy wykonam zadanie. No, tarczo, zadziałaj. Ładnie proszę…

      Zivik przyśpieszył. Sprawdził jeszcze raz każdą torpedę, pocisk i działo, w które uzbrojony był myśliwiec. Ustawił na szybką detonację wszystko, co mogło wybuchnąć, i przygotował się do wystrzelenia ładunków. Wiedział, że potem zostanie mu niewiele czasu na ucieczkę.

      – Już prawie… – Wykonał zwrot wokół formacji chyba ze stu dronów i zrobił unik przed kolejną grupą. Obie otworzyły ogień, gdy myśliwiec przelatywał między nimi, i skończyły na niszczeniu się nawzajem.

      – Dobrze wam tak, dranie.

      Został jeszcze najwyżej kilometr.

      – Mostek, mam nadzieję, że mnie odbieracie. Obyście mieli pod ręką współrzędne skoku kwantowego, bo ten megaokręt zaraz zapłonie jak choinka na Boże Narodzenie.

      Poczuł zderzenie z czymś ciężkim i jego maszyna wpadła w nierówny korkociąg.

      – Kurwa!

      Chwycił stery, aby wyrównać lot, ale wirowanie było tak szybkie, że Zivikowi przed oczyma rozbłysły gwiazdy, a potem wszystko wokół pociemniało.

      – Mayday! Dostałem i nie mogę wyrównać lotu!

      Maszyna wirowała oszałamiająco szybko. Zivik widział, jak ściana ogromnego tunelu zbliża się z każdym obrotem.

      Westchnął.

      – Koniec szlaku, Sukinkot.

      ROZDZIAŁ 12

      Sektor 21-K

      Poszycie kadłuba OZF „Wyzwanie”

      Proctor odruchowo uniosła torbę z generatorami i zaczęła przesuwać się w tył najszybciej, jak tylko pozwalały jej magnetyczne buty. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejkolwiek osłony, ale oczywiście zobaczyła tylko gwiazdy – „Wyzwanie” miało włączony pełny kamuflaż.

      Czy napastnicy już strzelili? Nie mogłaby tego usłyszeć, w próżni nie rozchodził się dźwięk. Starała się jak najszybciej dotrzeć za róg, zanim piraci ją dogonią.

      – Odwołaj ich albo twoja krypa oberwie – krzyknęła do komunikatora. W odpowiedzi usłyszała tylko śmiech. – Niech będzie. Jak sobie chcesz. Powinieneś wiedzieć, że „Wyzwanie” dysponuje ośmioma działami magnetycznymi, kilkoma megawatowymi laserami i jednym gigawatowym. – Obejrzała się przez ramię. Dwaj napastnicy byli już bardzo blisko.

      W komunikatorze pirat prychnął z rozbawieniem.

      – Mój oficer taktyczny zapewnił, że pani uzbrojenie nie jest włączone. Przypuszczam, że zostało uszkodzone. To blef, pani admirał.

      Proctor starała się, aby jej głos brzmiał spokojnie. Minęła kolejną krawędź okrętu i znalazła się prawie w miejscu, gdzie zaczęła. Skręciła jednak nieco w lewo, na górną część kadłuba. Musiała tam wymienić jeszcze trzy generatory.

      – Świetnie. W takim razie demonstracja. Niewielka, przecież nie chcę pana zabić. Na razie.

      Porucznik Case i Davenport okazali się wyjątkowo domyślni. Ledwie skończyła mówić, poczuła pod stopami pulsowanie. Raz i drugi.

      Podłączyła się do danych taktycznych „Wyzwania” i wyświetliła wewnątrz hełmu obraz pirackiego okrętu. Doskonale.

      Działo magnetyczne, które funkcjonowało tylko na jednej dziesiątej mocy, nie mogło przebić pociskami poszycia wrogiej jednostki, ale bez problemu mogło zniszczyć jedną z wieżyczek laserów. A przynajmniej uszkodzić ją wystarczająco mocno, aby wzbudzić niepokój piratów.

      – Chwila! Stop! Dobrze, odwołam ludzi. – Pirat zaczął się z kimś kłócić. Chyba niektórzy oficerowie nie popierali jego decyzji.

      Proctor uznała, że kolejny pokaz siły nie zaszkodzi.

      – Nie tak szybko. Może to skłoni pana do rozwagi. Ma pan strasznie fajny nadajnik metaprzestrzenny. Byłaby wielka szkoda, gdyby się zepsuł.

      Chwilę później na wyświetlaczu hełmu mogła obejrzeć, jak zestawy anten transmitera metaprzestrzennego wyparowały po ostrzale pociskami niskiej mocy.

      – Doprawdy. Możemy to zakończyć tu i teraz. Wystarczy, że wycofa pan okręt na bezpieczną odleg­łość i…

      Nie dokończyła, bo dziesięć metrów od niej rozbłysła eksplozja. W próżni nie było ciśnienia ani fali uderzeniowej, ale poszyciem wstrząsnęło drżenie na tyle mocne, że oderwało Proctor od kadłuba.

      – Szlag! – zaklęła, szarpiąc się i próbując wymierzyć nogami w kadłub, aby buty magnetyczne znowu przyczepiły się do poszycia.

      – Ma’am, tu porucznik Davenport. Dostaliśmy pociskiem z działa magnetycznego. Pełna moc. Przebił się czysto przez trzy poziomy okrętu. Omal nie zabił komandora Carsona i Liu w sekcji medycznej.

      Buty wreszcie zetknęły się z kadłubem, najpierw lewy, potem prawy. Moc pola magnetycznego na chwilę wzrosła, aby mogło przyciągnąć Proctor do poszycia.

      – Przejrzeli nasz blef, poruczniku. Zostały mi tylko trzy generatory, ale goni mnie dwóch drani z wielkimi spluwami…

      Dotarła do kolejnego załamania, ale piraci już tam czekali, zaledwie o kilka metrów dalej, i mierzyli z karabinów prosto w jej pierś. Proctor puściła torbę i uniosła powoli ręce. Na szczęście torba nigdzie nie odleciała. Na nieszczęście jednak jeden z piratów wymierzył broń i podziurawił ją nabojami. Torba pokoziołkowała w czarną pustkę. Wraz z nią odleciały jakiekolwiek nadzieje na ucieczkę.

      Drugi napastnik wskazał bronią na buty admirał, a potem na piracki okręt, który zbliżył się niemal na wyciągnięcie ręki. Znaczenie gestów było oczywiste, Proctor miała się odłączyć od kadłuba i skoczyć do statku. Zapewne ktoś już czekał, aby ją złapać i wciąg­nąć do śluzy. A potem pozostanie tylko odebrać pięćdziesiąt milionów nagrody.

      Proctor powoli skinęła głową. Starała się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, żeby nie dostać kulki. Przykucnęła i zaczęła grzebać przy sterownikach butów magnetycznych. Poruszała się najwolniej jak mogła. Odłączyła jeden but, potem drugi, a wreszcie spojrzała na pirata, który wydał jej wcześ­niej polecenie. Napastnik palcem pokazał okręt. Za szybą hełmu dostrzegła jego wykrzywioną twarz, zapewne krzyczał, żeby skakała.

      I wtedy, ku niewymownej uldze i lekkiej odrazie Proctor, z jego hełmu bryznęła czerwono-szara smuga. Buty pirata wciąż trzymały się poszycia, więc jego ciało pochyliło się pod wpływem uderzenia pociskiem, który przebił mu czaszkę, potem odbiło się od kadłuba i zatrzymało uniesione pod dziwacznym kątem około czterdziestu pięciu stopni. Za ciałem stał marine – pod przezroczystą przyłbicą hełmu Proctor zobaczyła uśmiechniętego od ucha do ucha Case’a, który zdążył już wymierzyć w drugiego pirata. Napastnik na widok śmierci towarzysza zwolnił pole magnetyczne swoich butów, odbił się i wymierzył karabin, ale Case już wystrzelił. Pirat obrócił się bezwładnie i zaczął powoli wirować, a wokół niego zamarzała spirala rozbryźniętej krwi.