Nick Webb

Stara Flota Tom 6 Wolność


Скачать книгу

już nie potrwa długo” – pomyślała Proctor.

      Ekran rozbłysnął i zamiast rozgwieżdżonej pustki ukazało się pandemonium.

      Ido, dawny satelita Bolivara, wisiał w środku zamieszania, między trzema monstrualnymi okrętami a planetą. Jednostki Roju, długie na kilkaset kilometrów, cięły go bezlitośnie zielonymi promieniami, naładowanymi cząsteczkami antyboru i antytlenu, które służyły za nośnik dla potężnej fotonowej wiązki, podobnej do tej w zwykłych laserach.

      Wiązki antymaterii rozdzierały Ido na strzępy.

      – Mój Boże – wyszeptała Proctor. – On tego nie wytrzyma.

      Powiedziała „on”, ale nie miała pojęcia, do kogo lub czego odnieść ten zaimek. Czy był tam Tim? Nie, Granger został na Tytanie. Czy tym księżycem sterowała jakaś sztuczna inteligencja? Jakiś komputer? A może Tim kierował zdalnie? Czy możliwe, aby Ido sam był… świadomy, choć wydawało się to mało prawdopodobne? Zaawansowanej technologii podobno nie można odróżnić od magii, a ostatnio Proctor widziała takie cuda, że nie mogła wykluczyć żadnej możliwości…

      – Jak sobie radzi flota?

      Davenport przewinął ostatnie meldunki metaprzestrzenne, przekonwertowane na komunikaty tekstowe, szukając najnowszych wieści, a przy tym nie przestał zerkać na dane taktyczne przesyłane przez flotę na zaszyfrowanych częstotliwościach. W ciągu krótkiego czasu od swojego awansu na stanowisko oficera rozwinął się w wyjątkowo sprawnego specjalistę.

      – Niezbyt dobrze. – Skrzywił się. – Straciliśmy mnóstwo okrętów. Admirał Tillis przyleciał z San Martin i przejął dowodzenie nad niedobitkami Sił Obronnych Brytanii. Admirał Oppenheimer dowodzi Zjednoczoną Flotą Ziemi, ale też poniósł ciężkie straty. Okręty Roju mają trochę uszkodzeń, zadanych w większości przez Ido, ale naszym udało się odstrzelić kilka iglic broni, która niszczy planety.

      – Christian pofatygował się osobiście, co? Dobrze. Włączyć kamuflaż. Jak będziemy niewidzialni, może uda się nam dotrzeć tam, gdzie najbardziej się przydamy. – O ile w ogóle na coś mogą się przydać. – Och, i uruchomić łącze metaprzestrzenne. Ogólne pasmo, natężenie wysokie, ale nie na tyle, żeby zdradzić naszą pozycję.

      Davenport uniósł kciuk.

      – Zrobione, ma’am.

      – Tim, to ja. Potrzebujemy cię. Już. Los Brytanii wisi na włosku. Teraz albo nigdy, Tim. Sprowadź tyle swoich księżyców, ile tylko możesz.

      Nadawała podobne wiadomości podczas wcześ­niejszych starć, w czasie gdy szukała Tytana. Za każdym razem wydawało się, że trafia w próżnię. Księżyce Grangera pojawiały się jednak zawsze, choć na Nowy Dublin przybyły o wiele za późno.

      No i nigdy nie doczekała się reakcji na wezwania.

      – Dobrze. Pora na fajerwerki. Komandorze, przeskanuj najbliższą jednostkę Roju. Sprawdź, czy uda się znaleźć jakieś linie zasilania albo… – Przypomniała sobie niedawne problemy. – Albo przewody z chłodziwem czy coś podobnego. Wszystko, co mogłoby wybuchnąć po trafieniu pociskiem z działa magnetycznego.

      – Tak jest, ma’am.

      – Case, zbliż się do tego okrętu Roju. – Proctor wskazała olbrzyma, który kierował się prosto na największy kontynent Brytanii, Kaskadię. Na tym kontynencie stał dom rodzinny Proctor, a jej brat mieszkał tam ze swoją rodziną. Tam też jeszcze kilka tygodni temu Shelby Proctor prowadziła wykłady dla studentów ksenobiologii…

      – Ma’am, odbieramy transmisję. Wąskie pasmo, skierowane prosto na nas. – Davenport zmarszczył brwi. – Próbuję namierzyć źródło triangulacją…

      Uśmiechnął się.

      – To „Niepodległość”, ma’am.

      – Chojrak. – Nareszcie jakieś dobre wieści. „Niepodległość” jak na razie przetrwała. – Połącz go.

      Jednak w głośnikach zabrzmiał głos komandor Whitehorse, nie Volza.

      – Pani admirał, mamy problem.

      – Większy problem niż trzy jednostki Roju nad Brytanią? Te okręty razem wzięte są większe niż sama Brytania!

      – Chodzi o Volza. I o Zivika. Utknęli.

      – Co? Gdzie? O czym ty mówisz… Znaczy tam? – Proctor wskazała na okręt Roju, choć wiedziała, że Whitehorse jej nie widzi. Komandor najwyraźniej jednak bez trudu wyłapała kontekst pytania.

      – Tak jest, pani admirał. Byliśmy tam jeszcze niedawno i próbowaliśmy wysadzić jeden z czterech głównych generatorów mocy, ale kapitan Volz rozkazał „Niepodległości” uciekać, gdy tylko stało się jasne, że nie zdołamy wykonać zadania bez zniszczenia okrętu.

      – Niech zgadnę, Chojrak właśnie robi coś głupiego, niebezpiecznego i raczej skazanego na coś innego niż sukces?

      Ku zaskoczeniu Proctor Whitehorse zachichotała.

      – W zasadzie, pani admirał… wykonał najważniejszy punkt misji. On i Zivik wysadzili reaktor. Ten okręt jest tak wielki, że fala eksplozji jeszcze nie dotarła do kadłuba, ale niedługo ta część poszycia powinna się zapalić. Jak Bóg da, może nawet uda się zniszczyć całą tę jednostkę.

      – I obaj jeszcze żyją? Wciąż są wewnątrz? Przeczuwam, że umknęło mi coś istotnego.

      – Nazwaliśmy to jedwabnym szlakiem, pani admirał. To długi tunel, ciągnący się przez cały okręt Roju. Zivik i Volz uciekają tamtędy przed falą ognia, ale front eksplozji już ich dogania. Myśliwiec Zivika został uszkodzony i… cóż, w tej chwili nie ma jak się stamtąd wydostać. Żeby tam się znaleźć, musieliśmy wykonać skok kwantowy. Jednostka Roju nie ma żadnych dysz wylotowych ani nic podobnego.

      – Zupełnie inaczej niż w filmach – westchnęła pod nosem Proctor. – Dobrze. Wyślij mi ich przybliżoną lokalizację i wszystko, czego się dowiedzieliście o strukturze wewnętrznej tego okrętu.

      To było tylko dwóch ludzi. Dwa życia w obliczu miliardów. „Wyzwanie” z pewnością mogło się zająć czymś ważniejszym niż ratowaniem dwóch ludzi…

      Jednak w Proctor odezwał się pragmatyzm. Tych dwóch zdołało już wymyślić, jak uszkodzić jednostkę Roju, może nawet ją zniszczyć, i zapewne będą umieli powtórzyć ten wyczyn.

      Zresztą to byli Chojrak i Zivik. Nie mogła ich po prostu zostawić na pewną śmierć.

      Kilkanaście kilometrów dalej wybuch rozdarł jeden z okrętów sił obronnych, a przez wyrwy zaczęły wylatywać części i odłamki kadłuba.

      Proctor przycisnęła dłoń do ust.

      „Nie! Nie ma już czasu”.

      ROZDZIAŁ 18

      W pobliżu Brytanii

      Wewnątrz jednostki Roju, na poszyciu myśliwca

      Mięśnie i ścięgna bolały go od zaciskania nóg na skrzydle myśliwca. Lewy nadgarstek, owinięty liną sieci, pewnie był zmiażdżony od szarpaniny, gdy maszyna leciała na pełnym ciągu. Na dodatek palce mu spuchły.

      Ale nadal żył. Podobnie jak jego syn.

      – No dobra, mały, mam palce jak parówki i trochę mnie to zmęczyło. Uszczelnij kombinezon i wpuść mnie do kokpitu. Zresztą na zewnątrz robi się gorąco. Pewnie od tej eksplozji, która się za nami ciągnie.

      Ethan bez dyskusji otworzył właz