ion>
Redakcja
Magdalena Paluch
Projekt okładki
Maksym Leki
Ilustracja na okładce
© Tyrone Roshantha
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Damian Walasek
Opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wydanie I, Chorzów 2019
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c
tel. 600 472 609
www.videograf.pl
Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.
01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019
tekst © Ewa Kassala
ISBN 978-83-7835-744-5
Dla mojego Taty, Męża i Syna
PROLOG
Po raz pierwszy ujrzałam ją, gdy miała pięć lat.
O tym, że będę jej towarzyszką i opiekunką, zdecydowali bogowie, przemawiając do mnie głosem jej ojca, króla Nikala. Gdy dotarły do niego informacje, że mam zdolność widzenia przyszłości i że pewnego dnia, gdy rozsunęłam zasłony czasu, ujrzałam jego córkę zasiadającą na tronie Saby, rozkazał wezwać mnie do pałacu.
Mury świątyni, w której się wychowywałam, opuściłam w dniu, w którym skończyłam dwadzieścia jeden lat. To wiek, w którym Srebrzysta Matka ostatecznie decyduje, jak potoczą się losy każdej z jej podopiecznych. A ja byłam jedną z nich. Byłam kapłanką Pani Księżyca.
Od tamtego czasu towarzyszyłam księżniczce nieustannie. Nie odstępowałam jej na krok, gdy rosła, kiedy stawała się kobietą, gdy zasiadła na tronie. Razem czytałyśmy egipskie papirusy i zwoje z Asyrii, studiowałyśmy mapy, spoglądałyśmy w gwiazdy, zgłębiałyśmy tajniki świata bogów, ludzi i zwierząt. Byłam razem z nią w bitwach i w czasie odbywających się z jej rozkazu krwawych egzekucji. Kłaniałam się razem z nią, gdy składała ofiary bogom w ich świątyniach, i tak jak ona prosiłam o wsparcie najpotężniejszego z nich, Illumkuha. Przemierzałam z nią piaski pustyni, gdy zmierzała do królestwa Izraela, by spotkać się z Salomonem. Obserwowałam, z jaką ufnością oddała mu swoje serce i ciało. Drżałam ze strachu, gdy porzuciła naszą odwieczną wiarę i powierzyła siebie i królestwo nowemu bogu.
Widziałam oznaki bólu, gdy rodziła syna i szczęście w jej oczach, kiedy po raz pierwszy wzięła go w ramiona. Dzieliłam z nią dumę, gdy Menelik zasiadł na tronie. Tuliłam ją, gdy rozpaczała po śmierci Salomona.
Teraz, gdy minęło tak wiele lat od momentu, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, ponownie rozchylam zasłonę czasu. Chcę wiedzieć, co nas czeka. Robiłam tak wielokrotnie w ciągu mojego długiego życia. Patrzę w przyszłość, ale to, co widzę, nie jest dla mnie do końca zrozumiałe. Dostrzegam obrazy, ale mogę się tylko domyślać, co oznaczają.
Umiejętność widzenia przyszłości jest piękna, dostępują jej tylko nieliczni. Wspanialszy od niej jest tylko potężny w swej mocy dar objawień. A ten otrzymała najmądrzejsza kobieta na świecie – Wielka Kandake, Królowa Saby, Makeda.
Rozdział I. SNY O TRONIE. Księżniczka Makeda ma pięć lat
Królestwo Saby. Mariba 1
– Będziesz jej towarzyszką i opiekunką – powiedział król Nikal. – Od teraz twoje życie, całą siebie, wszystko co wiesz i umiesz, w co w swej łasce wyposażyła cię Pani Księżyca, poświęcisz księżniczce. Masz obowiązek ją chronić, dbać o nią i otaczać opieką. Jest największym skarbem naszego królestwa. Od dziś będziesz z nią, aż do końca twoich dni. Z tego obowiązku mogę zwolnić cię tylko ja, ona sama albo śmierć. Nikt inny, ani nic innego.
Byliśmy w królewskiej komnacie. Nikal siedział na szerokim, drewnianym krześle, wyściełanym jagnięcą skórą. Klęczałam trzy, może cztery łokcie od niego. Moje czoło niemal dotykało kamiennej, gładkiej podłogi.
– Królu, to dla mnie zaszczyt – wyszeptałam tak cicho, że chyba mnie nie usłyszał.
Ze zdenerwowania miałam ściśniętą krtań. Nigdy wcześniej nie widziałam króla ani nie byłam w pałacu. Czułam się oszołomiona tym, co działo się wokół mnie. Jednak w mojej głowie wybuchała przywracająca mnie do porządku myśl, że nie mogę drżeć przed nikim, nawet przed królem, mam być przecież hemet księżniczki Makedy. Tak zdecydowała Pani Księżyca. A jej woli nikt nie śmiał się sprzeciwiać. Mimo że byłam najdzielniejszą z dzielnych, a przy tym Widzącą, przed potężnym Nikalem, słynącym z twardej ręki, na krótką chwilę straciłam pewność siebie, której na co dzień mi nie brakowało. Szybko przełknęłam ślinę i już znacznie głośniej i pewniej, unosząc przy tym głowę, powtórzyłam:
– To dla mnie honor i wielki zaszczyt, mukarrib2.
– Dostaniesz wszystko, czego potrzebujesz. – Słowa, które padły z moich ust, były dla niego oczywiste, więc przyjął je bez komentarza. – Zamieszkasz z księżniczką w jej komnacie. Od dziś będziesz nie tylko jej główną opiekunką, ale jej cieniem.
– Królu, stanie się zgodnie z twoim życzeniem – mój głos już w pełni odzyskał siłę. – Taka jest też wola Pani Księżyca.
– Wielka Kapłanka przysłała mi ciebie, zapewniając, że jesteś stworzona do roli, którą wyznaczyła ci twoja Pani. A że bogowie zawsze wiedzą lepiej od nas, pozostaje mi z pokorą, ale i radością, przyjąć jej decyzję. Wiem, że doskonale wypełnisz swoje obowiązki. Masz skórę szlachetnie czarną jak heban, jesteś silna i drapieżna. Masz zęby w kształcie ostrych grotów, jeśli więc będzie trzeba, zabijesz. A przy tym jesteś mądra. Urodziłaś się, by być i kapłanką, i wojowniczką. Twoja przełożona zapewniła mnie, że z pełnym zaufaniem mogę powierzyć ci opiekę nad Makedą. Wierzę jej. – Poklepał się po udzie, uznając, że tę część rozmowy mamy już za sobą.
W dniach, które nadeszły, szybko zauważyłam, że tak sygnalizował załatwienie sprawy i chęć przejścia do kolejnej.
– A więc wszystko jasne – stwierdził. – Teraz wstań, usiądź bliżej mnie, bo od dziś jesteś jedną z nas… – Dłonią wskazał mi niski taborecik stojący blisko tronu. – …i opowiedz mi o tym, co dokładnie widziałaś.
Pomyślałam, że w tym właśnie miejscu siadywała Makeda, kiedy rozmawiała z ojcem. Zastanawiałam się, jak się czuła, mając przed oczami jego potężne stopy obute w żołnierskie, skórzane sandały na grubych podeszwach, masywne łydki i kolana, osłonięte płótnem prostej tuniki. Czy się bała? Nie podnosiłam głowy. Król słynął z porywczości. Kapłanka nakazała mi bezwzględne posłuszeństwo wobec niego. Nie wiedziałam, jak mógłby zareagować, gdybym ośmieliła się spojrzeć mu prosto w oczy.
– Popatrz na mnie! – rozkazał, jakby wyczuł moje obawy.
Podniosłam wzrok. Patrzyłam na niego pewnie i bez bojaźni. Domyślił się, że wcześniej nie zrobiłam tego ze względu na świątynne wychowanie, nakazujące nigdy nie patrzeć bezpośrednio na osobę wyżej postawioną, zwłaszcza na króla.
– Będziesz