– Wyjrzał niepewnie na ulicę.
Ogromny, osiemnastokołowy tir zmierzał powoli w kierunku świateł, po czym zatrzymał się przed skrzyżowaniem. Langdon miał nadzieję, że Sophie nie myśli o tym, o czym wydawała się myśleć.
– Sophie, ja na pewno nie skoczę…
– Proszę wyjąć pluskwę z kieszeni.
Wciąż nie mogąc wyjść ze zdumienia, Langdon pogrzebał w kieszeni i znalazł maleńki metalowy krążek. Sophie wzięła go od niego i podeszła do umywalki. Chwyciła kostkę mydła, położyła pluskwę na jej powierzchni i kciukiem wcisnęła w mydło. Kiedy krążek zagłębił się w miękkiej powierzchni, ścisnęła mydło palcami i zatkała dziurę, zatapiając na dobre urządzenie wewnątrz kostki.
Podała mydło Langdonowi i spod umywalek wyciągnęła ciężki cylindryczny kosz na śmieci. Trzymając go przed sobą, jak taranem uderzyła nim w szybę, zanim Langdon zdążył zaprotestować. Dno kosza wybiło dziurę w samym środku i szkło posypało się w dół.
Nad nimi wybuchły alarmy. Było tak głośno, że wydawało się, że popękają im bębenki.
– Mydło! – krzyknęła Sophie, którą ledwo było słychać w tym hałasie. Langdon wsunął jej kostkę mydła w dłoń. Trzymając je w ręku, wyjrzała przez wybite okno na ulicę. Zmierzyła wzrokiem osiemnastokołowego tira stojącego na światłach tuż pod nimi. Kiedy światło miało się zmienić, Sophie wzięła głęboki oddech i wyrzuciła mydło wielkim łukiem w ciemność.
Pofrunęło w kierunku ciężarówki, wylądowało na samej krawędzi plandeki i ześlizgnęło się w kierunku przedziału ładunkowego w chwili, gdy światło zmieniło się na zielone.
– Gratuluję – powiedziała Sophie, odciągając Langdona w kierunku drzwi. – Właśnie uciekł pan z Luwru.
Opuścili toaletę i ukryli się w galerii… kiedy Fache przebiegał obok nich.
Rozdział 16
– Około piętnastu metrów stąd, na tyłach galerii, są schody przeciwpożarowe. Strażnicy wychodzą teraz z budynku, więc możemy się tamtędy wydostać.
Wyłoniwszy się z mroku, Langdon i Sophie przeszli cicho jak duchy przez Wielką Galerię, kierując się ku wyjściu do schodów przeciwpożarowych.
Kiedy tak szli, Langdon miał ochotę spróbować złożyć wszystkie elementy układanki. W prawdziwy niepokój wprawił go świeżo odkryty aspekt tej dziwnej tajemnicy. Kapitan francuskiej policji usiłował wrobić go w morderstwo.
– Myśli pani – szepnął – że Fache sam napisał to zdanie na podłodze?
Sophie nawet się nie odwróciła.
– To niemożliwe.
Langdon nie był taki pewny.
– Wygląda na to, że bardzo mu zależy, żebym okazał się winny. Może pomyślał, że to mu ułatwi śledztwo.
– Ciąg Fibonacciego? PS? Leonardo da Vinci i symbolika Wielkiej Bogini? To musiał być mój dziadek.
Langdon wiedział, że Sophie ma rację. Symbolika wszystkich znaków i sugestii była zbyt perfekcyjnie dobrana – pentagram, Człowiek witruwiański, Leonardo, Wielka Bogini, a nawet ciąg Fibonacciego. Jasny układ symboli.
– I ten telefon dzisiaj po południu – dodała Sophie. – Dziadek powiedział, że musi mi coś opowiedzieć. Jestem pewna, że wiadomość, którą zostawił w Luwrze, to ostatni wysiłek, żeby przekazać mi coś bardzo ważnego, coś, co według niego pan mógłby mi pomóc zrozumieć.
Langdon zmarszczył czoło. Miano czorta li dolina na video. Żałował, że nie rozumie tego przekazu, zarówno z uwagi na bezpieczeństwo Sophie, jak i jego własne. Wszystko układało się coraz gorzej od chwili, kiedy pierwszy raz rzucił okiem na zaszyfrowane słowa. Sfingowany skok z parapetu łazienki w Luwrze nie przysporzy mu popularności ani sympatii Fache’a. Miał dziwne wrażenie, że kapitan francuskiej policji nie dostrzeże niczego zabawnego w pościgu i aresztowaniu kostki mydła.
– Do drzwi mamy już niedaleko – powiedziała Sophie.
– Co pani myśli o takiej hipotezie, że liczby stanowią klucz do zrozumienia dalszej części wiadomości? – Langdon pracował kiedyś nad zbiorem manuskryptów Bacona, zawierających szyfry epigraficzne, w których z kolei pewne wiersze kodowe stanowiły wskazówki, jak odcyfrować inne fragmenty tekstu.
– Przez cały wieczór myślę o tych liczbach. Sumy, różnice, iloczyny. Niczego nie widzę. Z matematycznego punktu widzenia są zupełnie przypadkowe. Dla specjalisty od kodów to czysty bełkot.
– A jednak stanowią część ciągu Fibonacciego. To nie może być przypadek.
– I nie jest. Dziadek posłużył się liczbami Fibonacciego, żeby pomachać do mnie nimi jak flagą. Podobnie jak tym, że napisał wiadomość po angielsku albo że ułożył ciało na wzór mojego ulubionego dzieła sztuki, albo że narysował na swojej skórze pentagram. To wszystko miało przykuć moją uwagę.
– Pentagram ma dla pani jakieś znaczenie?
– Tak. Nie miałam jeszcze okazji panu tego powiedzieć, ale w dzieciństwie, kiedy dorastałam u boku dziadka, pentagram to był nasz specjalny symbol. Graliśmy dla zabawy w tarota, a moja symbolika kart zawsze wskazywała po rozdaniu na pentagramy. Jestem pewna, że odpowiednio przekładał kartę na kupce, ale pentagramy to taki nasz mały prywatny żart.
Langdon poczuł chłód na plecach. Grali w tarota? Tarota wymyślono po to, by przekazywać w sekrecie pewne ideologie zakazane przez Kościół. Dwadzieścia dwie specjalne karty tarota noszą takie nazwy, jak na przykład Papież, Cesarz czy Gwiazda.
W tarocie boska żeńskość to pentagramy, pomyślał Langdon.
Dotarli do schodów przeciwpożarowych. Sophie delikatnie otworzyła drzwi. Nie usłyszeli żadnego alarmu. Jedynie drzwi wychodzące na zewnątrz były podłączone do systemu alarmowego. Sophie poprowadziła Langdona wąskimi metalowymi schodami na parter, a idąc w dół, bezwiednie przyspieszyli.
– Czy dziadek, kiedy mówił pani o pentagramie – spytał Langdon, biegnąc za nią – wspominał o kulcie Wielkiej Bogini czy o jakichś przejawach niechęci wobec Kościoła katolickiego?
Sophie zaprzeczyła.
– W tym, co mówił, bardziej interesowała mnie matematyka, złota proporcja, fi, ciąg Fibonacciego i tak dalej.
– Dziadek uczył panią, co to jest liczba fi? – Langdon nie mógł wyjść ze zdumienia.
– Oczywiście. Boska proporcja. Kiedyś żartował, że ja też jestem po trosze boska… – dodała zażenowana. – Rozumie pan, chodziło o pisownię mojego imienia.
Zastanowił się chwilę. No tak, s-o-PHI-e.
Ciągle byli w drodze na dół. Langdon skupił się na liczbie fi. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że wskazówki Saunière’a są znacznie bardziej spójne, niżby się na pierwszy rzut oka wydawało.
Leonardo da Vinci… liczby Fibonacciego… pentagram.
Nie do wiary, ale wszystkie te trzy elementy połączyła jedna koncepcja, tak podstawowa dla historii sztuki, że Langdon nieraz poświęcał temu tematowi całe zajęcia.
Fi.
1.618.
Langdon złapał się na tym, że myśli o zajęciach z symbolizmu w sztuce, które prowadził na Harvardzie. Zwrócił się do zaciekawionych studentów:
– Kto może powiedzieć, co to za liczba?
Student