przekazać mu złą wiadomość.
– A ta siwa kobieta mówiła: „Szukaj, a znajdziesz”?
– Tak. Problem w tym, że nie wiem, czego powinienem szukać.
Sienna wypuściła z płuc długo wstrzymywane powietrze.
– Ja chyba wiem. Co więcej… chyba już to znalazłeś.
Langdon spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– O czym ty mówisz?
– Robercie, kiedy przyszedłeś wczoraj do szpitala, miałeś w kieszeni marynarki coś dziwnego. Pamiętasz, co to było? – Langdon potrząsnął głową. – Miałeś przy sobie pewien przedmiot… zdumiewający przedmiot. Znalazłam go przypadkiem, gdy się tobą zajęliśmy. – Wskazała na zakrwawioną marynarkę leżącą na blacie stołu. – Nadal jest w kieszeni, jeśli chcesz go obejrzeć.
Langdon spojrzał niepewnie na marynarkę. To tłumaczyło, dlaczego po nią wtedy wróciła. Podniósł okrycie i przeszukał kolejno wszystkie kieszenie. Nic. Dla pewności przetrząsnął kieszenie jeszcze raz. W końcu spojrzał na Siennę z rezygnacją.
– Tu nic nie ma.
– A zajrzałeś do ukrytej kieszonki?
– Słucham? W mojej marynarce nie ma żadnych ukrytych kieszonek.
– Doprawdy? – Wyglądała na zaskoczoną. – Zatem… to nie twoja marynarka?
Całkiem namieszała mu w głowie.
– Marynarka bez wątpienia jest moja.
– Jesteś tego pewien?
Jak cholera, pomyślał. Szczerze mówiąc, to moja najlepsza marynarka.
Odchylił połę i pokazał Siennie metkę z jego ulubionym symbolem świata mody. Wszywka przedstawiała charakterystyczną sferę Harris Tweed ozdobioną trzynastoma klejnotami przypominającymi guziki i zwieńczoną krzyżem maltańskim.
Tylko Szkoci są zdolni do tego, by do kawałka tweedu przyczepić krzyż chrześcijańskich rycerzy.
– Spójrz tutaj – powiedział, wskazując wyszyte ręcznie poniżej inicjały – R. L.
Miał słabość do skrojonych na miarę ubrań tej firmy i zawsze dopłacał, byle tylko umieszczono jego monogram na wszywce. Na kampusie często dochodziło do nieumyślnej zamiany marynarek wykładowców czy to na stołówkach, czy w salach wykładowych, a Langdon nie zamierzał paść ofiarą takiego przypadku.
– Wierzę ci – odparła, wyjmując mu z rąk okrycie. – Ale teraz ty patrz.
Sienna rozłożyła marynarkę na płask, odsłaniając podszewkę tuż pod kołnierzykiem. Znajdowała się tam sprytnie zamaskowana całkiem spora kieszeń.
Langdon był pewien, że nigdy wcześniej jej nie widział.
Co u licha?…
Kieszeń ulokowano tak, by idealnie pasowała do szwu.
– Przedtem jej tam nie było! – upierał się Robert.
– Zatem domyślam się, że tego też nigdy nie widziałeś? – Sienna wsunęła dłoń do kieszeni i po chwili wciskała płaski metalowy przedmiot do rąk Langdona.
Spoglądał na niego z czystym oszołomieniem.
– Wiesz, co to jest? – zapytała.
– Nie… – wydukał. – Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.
– Cóż, ja niestety wiem, co to jest. I nie mam wątpliwości, że właśnie dlatego ktoś próbuje cię zabić.
Facylitator Knowlton krążył po swoim boksie, czując coraz większy niepokój z powodu nagrania, którym miał się podzielić z całym światem już następnego ranka.
„Jam jest Cieniem…”?
Już wcześniej słyszał pogłoski, że ich klient parę miesięcy temu przeszedł poważne załamanie nerwowe. To nagranie tylko potwierdzało tę plotkę.
Knowlton wiedział, że ma dwa wyjścia. Albo przygotuje nagranie do jutrzejszej emisji, jak było umówione, albo pójdzie na górę do Zarządcy.
Z góry wiem, co od niego usłyszę, pomyślał święcie przekonany, że przełożony w życiu by się nie zgodził na niewykonanie woli klienta. Każe mi przesłać nagranie mediom i trzymać gębę na kłódkę. I jeszcze dostanę opieprz za to, że go zagaduję.
Knowlton ponownie skupił uwagę na przekazie, który tymczasem przewinął do szczególnie niepokojącego miejsca. Nacisnął klawisz odtwarzania i znów zobaczył niesamowicie oświetloną jaskinię i usłyszał szmer kapiącej wody. Na wilgotnej ścianie pojawił się humanoidalny cień wysokiego mężczyzny z długim dziobem zamiast nosa.
Zdeformowana istota przemówiła zduszonym głosem.
Nadchodzi nowe średniowiecze.
Setki lat temu Europa znalazła się na dnie – jej głodujący mieszkańcy egzystowali w brudzie, grzechu i bezsilności. Byli niczym zbyt gęsty las tłamszony przez butwiejące pnie i czekający jedynie na uderzenie boskiej błyskawicy – iskry, która rozpali płomień nienawiści i oczyści kontynent z próchna, dając korzeniom zdrowych roślin dostęp do słońca.
Selekcja jest boskim, naturalnym prawem.
Zadajcie sobie pytanie, co nastąpiło po przejściu czarnej śmierci.
Wszyscy znamy na nie odpowiedź.
Renesans.
Odrodzenie.
To naturalna kolej rzeczy. Po śmierci następują narodziny.
Człowiek musi przejść przez piekło, aby trafić do raju.
Tako rzecze nasz pan.
A jednak ta siwowłosa jędza ośmiela się nazywać mnie potworem. Czyżby nie zrozumiała jeszcze matematyki przyszłości? Grozy, jaką ona z sobą niesie?
Jestem Cieniem.
Jestem waszym zbawieniem.
I dlatego stoję tutaj, w głębi tej jaskini, spoglądając na lagunę, w której nie przejrzały się gwiazdy. To tutaj, w tym zatopionym pałacu, piekło wykluwa się pod powierzchnią wód.
Wkrótce jednak zapłonie.
A gdy to się stanie, nikt nie zdoła powstrzymać jego płomieni.
Rozdział 11
Przedmiot na dłoni Langdona wydawał się zadziwiająco ciężki jak na swoje rozmiary. Był to smukły i gładki cylinder z polerowanego metalu. Długi na piętnaście centymetrów i zaokrąglony po obu stronach, przypominał miniaturową torpedę.
– Radziłabym go obejrzeć dokładniej, zanim zaczniesz przy nim manipulować – ostrzegła Sienna, uśmiechając się wymuszenie. – Mówiłeś, że wykładasz ikonografię?
Robert skupił wzrok na cylindrze i obracał go, dopóki w polu widzenia nie pojawił się jaskrawoczerwony symbol wytrawiony w powierzchni metalu.
Poczuł, że wszystkie mięśnie mu tężeją.
Jako profesor ikonografii zdawał sobie sprawę, że tylko kilka znaków ma moc wywołania natychmiastowego lęku u niemal każdego człowieka. Znak wytrawiony na przedmiocie spoczywającym w jego dłoni niewątpliwie należał do tej grupy. Reakcja Roberta była instynktowna i natychmiastowa: odłożył cylinder na stół, po czym odsunął się razem z krzesłem.
Sienna pokiwała głową.
– Też tak zareagowałam.
Symbol był bardzo prosty: