szczupłą talię. – Tego się trzymaj.
Robert posłuchał, a ona poprowadziła moped w górę rampy wyjazdowej. Pojazd miał więcej mocy, niż mogłoby się wydawać. Omal nie stracili kontaktu z podłożem, gdy wystrzelili z parkingu na ulicę około pięćdziesięciu metrów od głównego wejścia. Pilnujący go muskularny żołnierz zdążył się odwrócić, dzięki czemu zobaczył uciekinierów odjeżdżających na warczącym przeraźliwie motorku. Sienna przekręciła manetkę gazu do oporu.
Siedzący za nią Langdon zerknął przez ramię na żołnierza, który właśnie unosił broń, by do nich wymierzyć. Robert skulił się odruchowo. Rozległ się huk wystrzału, ale kula rykoszetowała od tylnego błotnika mopedu, o włos mijając podstawę kręgosłupa siedzącego na nim mężczyzny.
Jezu!
Sienna skręciła gwałtownie w pierwszą przecznicę, co sprawiło, że Langdon zaczął się zsuwać i musiał rozpaczliwie walczyć o zachowanie równowagi.
– Chwyć mnie mocniej! – zawołała.
Robert pochylił się do przodu, odzyskując równowagę dopiero, gdy Sienna przyśpieszyła na szerszej alejce. Dotarli do kolejnej przecznicy, zanim odważył się zaczerpnąć znowu powietrza.
Kim u licha są ci ludzie?
Sienna skupiała całą uwagę na jezdni, którą pędzili, wyprzedzając nieliczne o tej porze samochody. Kilku przechodniów przystanęło na ich widok. Musieli być zdziwieni, że tak masywny mężczyzna jedzie za kobietą.
Langdon i Sienna przejechali jeszcze trzy przecznice, mknąc wciąż tą samą aleją, zanim usłyszeli dochodzące z przodu piski klaksonów. Czarna furgonetka skręciła ostro, na moment odrywając się od nawierzchni dwoma kołami, przemknęła zygzakiem przez skrzyżowanie, a potem przyśpieszyła, kierując się prosto na nich. Wyglądała identycznie jak ta, którą żołnierze przyjechali pod kamienicę.
Sienna natychmiast skręciła w prawo i z całych sił nacisnęła hamulce. Langdon przywarł do jej pleców, gdy motor zatrzymywał się za zaparkowaną półciężarówką, znikając prześladowcom z oczu. Kobieta oparła moped o tylny zderzak wozu dostawczego i wyłączyła silnik.
Ciekawe, czy zdążyli nas zauważyć?
Oboje skulili się, czekając z zapartym tchem.
Furgonetka przemknęła obok, nie zwalniając, co mogło znaczyć, że kierowca ich nie dostrzegł. Za to Langdon zdążył zauważyć kogoś we wnętrzu rozpędzonego wozu.
Na tylnym siedzeniu, pomiędzy dwoma odzianymi w czerń żołnierzami, siedziała starsza i dość atrakcyjna kobieta. Wyglądała na więźnia. Oczy miała przymknięte, a głowa jej się kołysała, jakby ją oszołomiono albo uśpiono. Z szyi zwieszał się spory amulet, a długie siwe włosy opadały kaskadami na ramiona.
Przez moment Robert miał wrażenie, że właśnie ujrzał ducha.
To była kobieta z jego wizji.
Rozdział 17
Zarządca wymaszerował z dyspozytorni i ruszył wzdłuż długiego pokładu jachtu, próbując zebrać myśli. To, co wydarzyło się przed momentem we florenckiej kamienicy, było niesłychane.
Okrążył pokład dwukrotnie, zanim uspokoił się na tyle, by wrócić do swojej kajuty, gdzie wyjął z barku butelkę pięćdziesięcioletniej whisky Highland Park. Nie napełniwszy szklanki, odłożył butelkę na stół i odwrócił się do niej plecami – w ten sposób utwierdzał się w przekonaniu, że nadal kontroluje sytuację.
Jego wzrok powędrował w stronę regału i spoczywającego na nim opasłego tomiszcza – prezentu od klienta… klienta, którego wolałby nigdy nie poznać.
Skąd mogłem to wiedzieć rok temu?
Zarządca zazwyczaj nie spotykał się z przyszłymi klientami, lecz tego polecił ktoś zaufany, zatem postanowił zrobić wyjątek.
Tamtego dnia, gdy klient przyleciał na pokład Mendacium własnym helikopterem, na morzu panowała martwa cisza. Gość, znana postać w swojej branży, był bardzo wysoki, miał czterdzieści sześć lat, gładko ogoloną twarz i przeszywające spojrzenie zielonych oczu.
– Jak pan zapewne wie – zagaił – polecił mi pana nasz wspólny znajomy. – Gość rozprostował nogi, jakby w gabinecie gospodarza czuł się jak we własnym domu. – Zatem pozwoli pan, że przejdę od razu do rzeczy.
– Nie tak szybko – przerwał mu Zarządca, pokazując, kto tu rządzi. – Zasady, którymi się kieruję, nie pozwalają mi słuchać wyjaśnień klientów. To ja powiem, czym się zajmujemy, a pan zdecyduje, czy jest zainteresowany którąś ze świadczonych przez nas usług.
Gość wyglądał na zaskoczonego takim obrotem sprawy, niemniej przyjął warunki Zarządcy i wysłuchał z uwagą jego przemowy. Później okazało się, że chudzielec pragnie jednej z podstawowych usług Konsorcjum, czyli szansy na chwilową niewidzialność, aby z dala od ciekawskich oczu zajmować się swoimi sprawami.
Bułka z masłem.
Konsorcjum mogło spełnić jego zachciankę, dostarczając mu fałszywe dokumenty i całkowicie bezpieczną kryjówkę, gdzie mógłby pracować w tajemnicy nad czym tylko chciał. Konsorcjum nigdy nie pytało, po co klientowi dana usługa. Zarządca wolał wiedzieć jak najmniej o tych, dla których pracował.
Dlatego też za skromną opłatą ukrył na równy rok tego zielonookiego człowieka, który okazał się klientem idealnym. Zarządca nigdy więcej o nim nie usłyszał, a wszystkie rachunki były opłacane na czas.
Dwa tygodnie temu jednak sytuacja uległa diametralnej zmianie.
Klient niespodziewanie nawiązał z nim kontakt, domagając się kolejnego spotkania w cztery oczy. Zważywszy na sumę dotychczasowych wpłat, spełniono jego prośbę.
W rozczochranym indywiduum przybyłym na pokład trudno było rozpoznać zadbanego człowieka, z którym Zarządca dobił targu przed rokiem. Z zielonych oczu biło szaleństwo. Mężczyzna wyglądał, jakby coś mu dolegało.
Co się stało? Co on robił przez ten rok?
Zarządca zaprosił podenerwowanego klienta do swojego gabinetu.
– Ta siwowłosa diablica – mamrotał gość. – Każdego dnia jest bliżej.
Zarządca zerknął do akt klienta, znajdując w nich fotografię atrakcyjnej starszej damy.
– Tak, siwowłosa diablica – rzucił. – Znamy pańskich największych wrogów. Mimo jej niezaprzeczalnej potęgi trzymaliśmy ją z dala od pana przez miniony rok i zamierzamy to robić nadal.
Zielonooki mężczyzna zwijał nerwowo końcówki przepoconych włosów.
– Niech was nie zwiedzie jej uroda. Jest naprawdę niebezpieczna.
To prawda, przyznał w myślach Zarządca wciąż niezadowolony z faktu, że jego klient ściągnął na siebie uwagę kogoś tak wpływowego. Siwowłosa kobieta miała dostęp do gigantycznych funduszy – należała do przeciwników, których nawet Konsorcjum nie mogło lekceważyć.
– Jeśli ona albo jej demony mnie znajdą… – zaczął klient.
– Do tego nie dojdzie – zapewnił go Zarządca. – Czy nie dostarczyliśmy panu odpowiedniej kryjówki i wszystkiego, o co pan prosił?
– Dostarczyliście – odparł gość. – Ale spałbym spokojniej, gdybyście… – przerwał, by zebrać myśli. – Chciałbym wiedzieć, czy spełnicie moją ostatnią wolę, jeśli coś mi się przydarzy.
– A jaka to wola?
Klient sięgnął do torby i wyjął