Э. Л. Джеймс

Ciemniejsza strona Greya


Скачать книгу

do blondynek.

      – Żartujesz – mówię bez tchu.

      – Tak. Żartuję – odpowiada z rozdrażnieniem.

      Patrzę przez szybę, wszędzie dostrzegając brunetki, ale Leili nie ma wśród nich.

      A więc lubi tylko kobiety o ciemnych włosach. Ciekawe dlaczego. Czy Pani Niezwykle Olśniewająca Mimo Swego Wieku Robinson rzeczywiście obrzydziła mu blondynki? Kręcę głową. Christian Popapraniec Grey.

      – Opowiedz mi o niej.

      – Co chcesz wiedzieć? – Christian marszczy brwi, a ton głosu rzuca mi ostrzeżenie.

      – Opowiedz mi o waszym wspólnym biznesie.

      Wyraźnie się odpręża, nie mając nic przeciwko rozmowie o pracy.

      – Jestem cichym udziałowcem. Nieszczególnie interesuje mnie branża kosmetyczna, ale Elena przekształciła to w całkiem dochodowe przedsięwzięcie. Ja jedynie zainwestowałem i pomogłem jej na starcie.

      – Dlaczego?

      – Byłem jej dłużnikiem.

      – Och?

      – Kiedy rzuciłem studia na Harvardzie, pożyczyła mi sto tysięcy na rozkręcenie własnej firmy.

      A niech to… ona jest także kasiasta.

      – Rzuciłeś studia?

      – Nie były dla mnie. Po dwóch latach dałem sobie spokój. Niestety, rodzice nie wykazali się zrozumieniem.

      Marszczę brwi. Państwo Grey okazujący dezaprobatę – jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić.

      – Wygląda na to, że nie tak źle wyszedłeś na porzuceniu uczelni. A co studiowałeś?

      – Nauki polityczne i ekonomiczne.

      Hmm… cyferki.

      – No więc jest bogata?

      – Była znudzoną młodą żoną, Anastasio. Jej mąż był zamożny, handlował drewnem. – Posyła mi drapieżny uśmiech. – Nie pozwolił jej pracować. No wiesz, sprawował nad nią kontrolę. Niektórzy mężczyźni tak już mają. – Uśmiecha się krzywo.

      – Naprawdę? Mężczyzna sprawujący kontrolę, a więc to nie jest tylko postać mityczna? – Wlewam w te słowa tyle sarkazmu, ile się tylko da.

      Uśmiech Christiana staje się szerszy.

      – Pożyczyła ci pieniądze męża?

      Kiwa głową. Uśmiech ma szelmowski.

      – To straszne.

      – Odegrał się za to – mówi enigmatycznie, wjeżdżając na podziemny parking w Escali.

      Och?

      – Jak?

      Christian kręci głową, jakby wspomnienie było wyjątkowo gorzkie, i parkuje obok audi quattro.

      – Chodź, niedługo zjawi się Franco.

      W windzie Christian przygląda mi się bacznie.

      – Nadal jesteś na mnie zła? – pyta rzeczowo.

      – Bardzo.

      Kiwa głową.

      – W porządku – mówi i wbija wzrok przed siebie.

      Kiedy zjawiamy się w holu, czeka na nas Taylor. Skąd on zawsze wie? Bierze moją walizkę.

      – Welch się z tobą skontaktował? – pyta go Christian.

      – Tak, proszę pana.

      – I?

      – Wszystko ustalone.

      – Doskonale. Jak tam twoja córka?

      – Dobrze, dziękuję panu.

      – To świetnie. O pierwszej zjawi się fryzjer, Franco De Luca.

      – Panno Steele – Taylor kiwa mi głową.

      – Witaj, Taylor. Masz córkę?

      – Tak, proszę pani.

      – Ile ma lat?

      – Siedem.

      Christian rzuca mi zniecierpliwione spojrzenie.

      – Mieszka ze swoją matką – wyjaśnia Taylor.

      – Och, rozumiem.

      Taylor uśmiecha się. A to nowina. Taylor jest ojcem? Idę za Christianem do salonu, zaintrygowana tą wiadomością.

      Rozglądam się. Nie było mnie tu cały tydzień.

      – Jesteś głodna?

      Kręcę głową. Christian przez chwilę mi się przygląda, ale uznaje, że nie będzie się o to spierał.

      – Muszę wykonać parę telefonów. Czuj się jak u siebie w domu.

      – Dobrze.

      Znika za drzwiami gabinetu, pozostawiając mnie w tej olbrzymiej galerii sztuki, którą nazywa domem. Zastanawiam się, co ze sobą zrobić.

      Ubrania! Podnoszę z podłogi plecak i udaję się na górę do swojej sypialni. Otwieram szafę. Jest pełna ubrań – wszystkie są nowe, mają jeszcze metki z ceną. Trzy długie suknie wieczorowe, trzy sukienki koktajlowe i trzy kolejne do noszenia na co dzień. To wszystko musiało kosztować majątek.

      Zerkam na metkę jednej z sukien wieczorowych: dwa tysiące dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem dolarów. O kurwa. Nogi się pode mną uginają i siadam na podłodze.

      Chowam twarz w dłoniach i próbuję przetrawić ostatnie godziny. To takie wyczerpujące. Dlaczego, och, dlaczego musiałam zakochać się w kimś, kto jest po prostu szalony – piękny, cholernie seksowny, bogatszy od Krezusa i szalony przez wielkie S?

      Wyjmuję z plecaka BlackBerry i dzwonię do mamy.

      – Ana, skarbie! Tak dawno nie dzwoniłaś. Co słychać, kochanie?

      – Och, no wiesz…

      – Co się stało? Z Christianem sprawa nadal niewyjaśniona?

      – Mamo, to skomplikowane. Uważam, że jest szalony. W tym tkwi problem.

      – Nic mi nie mów. Mężczyzn czasami zupełnie nie da się zrozumieć. Bob się zastanawia, czy nasza przeprowadzka do Georgii była na pewno dobrym pomysłem.

      – Co takiego?

      – Tak, przebąkuje o powrocie do Vegas.

      Och, ktoś jeszcze ma kłopoty. Nie jestem sama.

      W drzwiach pojawia się Christian.

      – Tu jesteś. Myślałem, że uciekłaś. – Widać, że mu ulżyło.

      Unoszę rękę, aby dać mu znać, że rozmawiam przez telefon.

      – Przepraszam, mamo, muszę kończyć. Niedługo znowu się odezwę.

      – Dobrze, skarbie, dbaj o siebie. Kocham cię!

      – Ja ciebie też, mamo.

      Rozłączam się i podnoszę wzrok na Szarego. Marszczy brwi. Wydaje się dziwnie skrępowany.

      – Czemu się tu chowasz? – pyta.

      – Nie chowam się. Rozpaczam.

      – Rozpaczasz?

      – Nad tym wszystkim, Christianie. – Macham ręką w kierunku ubrań.

      – Mogę wejść?

      – To twój pokój.

      Ponownie marszczy brwi i siada po turecku naprzeciwko mnie.

      – To tylko ubrania. Jeśli ci się nie podobają, to je oddam.

      – Nie