Э. Л. Джеймс

Ciemniejsza strona Greya


Скачать книгу

cztery tysiące! – Prawie krzyczę. – I skąd znasz numer mojego konta?

      Mój gniew go zaskakuje.

      – Wiem o tobie wszystko, Anastasio – mówi cicho.

      – To niemożliwe, aby mój samochód był wart dwadzieścia cztery tysiące.

      – Skłonny byłbym przyznać ci rację, ale rynkiem rządzą zasady podaży i popytu. Jakiś szaleniec zapragnął tej śmiertelnej pułapki i chętnie zapłacił za nią aż tyle. Podobno to klasyk. Zapytaj Taylora, jeśli mi nie wierzysz.

      Piorunuję go wzrokiem, a on mi odpowiada tym samym, dwoje zagniewanych uparciuchów.

      I czuję to, to przyciąganie – to napięcie między nami – namacalne, ciągnące nas ku sobie. Nagle Christian chwyta mnie i opiera o drzwi, wygłodniałymi ustami przywierając do moich. Jedną rękę trzyma na moim tyłku i przyciska mnie do krocza, a drugą odchyla mi głowę. Wplatam palce w jego włosy, przyciągam go do siebie. Wwierca swoje ciało w moje, unieruchamiając mnie. Oddech ma urywany. Czuję go. Pragnie mnie, a mnie się kręci w głowie z podniecenia.

      – Dlaczego mi się stawiasz? – mruczy pomiędzy gorączkowymi pocałunkami.

      Krążąca w mych żyłach krew śpiewa. Czy zawsze będzie tak na mnie działał? I ja na niego?

      – Ponieważ mogę. – Brak mi tchu. Bardziej wyczuwam niż widzę jego uśmiech przy mojej szyi. Opiera czoło o moje.

      – Boże, mam ochotę cię teraz posiąść, ale skończyły mi się gumki. Nie potrafię się tobą nasycić. Jesteś nieznośną, nieznośną kobietą.

      – A ty doprowadzasz mnie do szaleństwa – szepczę. – Na różne sposoby.

      Kręci głową.

      – Chodźmy na śniadanie. I znam miejsce, gdzie możesz podciąć włosy.

      – Dobrze – zgadzam się i nagle jest już po kłótni.

      – Ja płacę. – Pierwsza biorę ze stolika rachunek za śniadanie.

      Christian rzuca mi gniewne spojrzenie.

      – Trzeba być szybkim, Grey.

      – Masz rację, trzeba – mówi kwaśno, ale mam wrażenie, że tylko się ze mną drażni.

      – Nie bądź taki zły. Jestem o dwadzieścia cztery tysiące dolarów bogatsza niż rano. Stać mnie, żeby zapłacić za śniadanie – zerkam na rachunek – dwadzieścia dwa dolary i sześćdziesiąt siedem centów.

      – Dziękuję – mówi niechętnie. Och, wrócił nadąsany uczeń.

      – Gdzie teraz?

      – Naprawdę chcesz podciąć włosy?

      – Tak, spójrz tylko na nie.

      – Dla mnie wyglądasz ślicznie. Jak zawsze.

      Rumienię się i wbijam wzrok w splecione na kolanach dłonie.

      – A wieczorem jest to przyjęcie twojego ojca.

      – Pamiętaj, obowiązują stroje wieczorowe.

      – Gdzie to będzie?

      – W domu rodziców. Mają namiot.

      – I jaki to szczytny cel?

      Christian pociera dłońmi o uda, wyraźnie skrępowany.

      – Program odwykowy dla rodziców z małymi dziećmi, który nazywa się Damy Radę.

      – Rzeczywiście jest szczytny – mówię miękko.

      – Chodźmy. – Wstaje, ucinając naszą rozmowę i wyciąga rękę. Gdy ją ujmuję, splata palce z moimi.

      Dziwne. Potrafi być wylewny, a chwilę później zamykać się w sobie. Wychodzimy z restauracji na ulicę. Jest śliczny, ciepły ranek. Słońce świeci, a w powietrzu rozchodzi się zapach kawy i świeżo upieczonego chleba.

      – Dokąd idziemy?

      – Niespodzianka.

      Och, dobrze. W sumie nie bardzo lubię niespodzianki.

      Idziemy spacerkiem przez dwa kwartały i sklepy robią się zdecydowanie bardziej ekskluzywne. Nie miałam jeszcze okazji zwiedzić okolicy, ale to naprawdę niedaleko od naszego mieszkania. Kate się ucieszy. Jest tu mnóstwo butików, które zaspokoją jej apetyt na modę. Prawdę mówiąc, to i ja muszę coś kupić: kilka rozkloszowanych spódnic do pracy.

      Christian zatrzymuje się przed dużym, elegancko się prezentującym salonem piękności i otwiera przede mną drzwi. Nazywa się Esclava. Wnętrze tworzą biel i skóra. Za prostym, białym biurkiem siedzi w recepcji młoda blondynka w nienagannym białym uniformie. Podnosi wzrok, gdy wchodzimy.

      – Dzień dobry, panie Grey – mówi radośnie. Policzki jej różowieją i trzepocze rzęsami. To efekt Greya, ale ona zna Christiana! Skąd?

      – Witaj, Greto.

      A on zna ją. O co chodzi?

      – To co zwykle, proszę pana? – pyta grzecznie. Usta ma pomalowane różową szminką.

      – Nie – mówi szybko, zerkając na mnie nerwowo.

      To co zwykle? Co to ma znaczyć?

      O kurwa! To Zasada Numer Sześć, cholerny salon piękności. Te bzdury z woskowaniem… cholera!

      To tu przyprowadzał wszystkie swoje uległe? Może także Leilę? I co ja mam o tym, kurde, myśleć?

      – Panna Steele powie, czego chce.

      Piorunuję go wzrokiem. Ukradkiem wprowadza w życie Zasady. Zgodziłam się na trenera, a teraz to?

      – Dlaczego tutaj? – syczę.

      – Jestem właścicielem tego salonu, a oprócz niego jeszcze trzech.

      – Właścicielem? – A to niespodzianka.

      – Tak. Taka działalność dodatkowa. Tak czy inaczej, co tylko chcesz, masz tutaj na koszt firmy. Wszystkie rodzaje masażu: szwedzki, shiatsu, gorącymi kamieniami, refleksologia, kąpiele z algami, zabiegi na twarz, to wszystko, co lubią kobiety. – Macha lekceważąco ręką.

      – Woskowanie?

      Śmieje się.

      – Tak, woskowanie też. Wszędzie – szepcze mi konspiracyjnie do ucha, ubawiony moim skrępowaniem.

      Oblewam się rumieńcem i zerkam na Gretę, która patrzy na mnie wyczekująco.

      – Chciałabym podciąć włosy.

      – Oczywiście, panno Steele.

      Różowousta Greta jest uosobieniem niemieckiej efektywności, gdy sprawdza coś w komputerze.

      – Franco jest wolny za pięć minut.

      – Franco może być – mówi do mnie uspokajająco Christian.

      Próbuję to wszystko ogarnąć. Christian Grey, prezes Grey Enterprises Holdings, Inc., jest właścicielem sieci salonów piękności.

      Zerkam na niego, a on nagle blednie – coś, lub ktoś, zwróciło na siebie jego uwagę. Odwracam się, aby zobaczyć, na co patrzy, i widzę, że na końcu salonu pojawiła się elegancka platynowa blondynka. Zamyka właśnie za sobą drzwi i mówi coś do jednego z fryzjerów.

      Platynowa Blondynka jest wysoka, opalona, śliczna i zbliża się do czterdziestki albo niedawno ją przekroczyła – trudno powiedzieć. Ma na sobie taki sam uniform jak Greta, tyle że czarny. Wygląda fantastycznie. Obcięte na pazia włosy lśnią niczym aureola. Gdy się odwraca, dostrzega Christiana i uśmiecha się do niego ciepło.

      – Przepraszam na chwilę – bąka Christian.

      Przechodzi