Э. Л. Джеймс

Ciemniejsza strona Greya


Скачать книгу

Pragnę cię.

      – Christian, proszę.

      – Proszę co? – mruczy pomiędzy piersiami.

      – Chcę poczuć cię w sobie.

      – Naprawdę?

      – Proszę.

      Patrząc mi w oczy, nogą rozchyla uda i przechyla się tak, że wisi nade mną. Nie odrywając ode mnie wzroku, rozkosznie powoli wsuwa się we mnie.

      Zamykam oczy, delektując się jego twardością, tym wyjątkowym uczuciem, że należę do niego. Odruchowo unoszę biodra, aby wyjść mu na spotkanie, aby w pełni się z nim połączyć. Jęczę głośno. Christian wycofuje się i bardzo powoli znowu się we mnie zanurza. Moje palce odnajdują drogę do jedwabistych, niesfornych włosów, a on, och… tak powoli raz po raz się ze mnie wysuwa.

      – Szybciej, Christianie, szybciej… proszę.

      Spogląda na mnie triumfująco i mocno całuje, a potem rzeczywiście zaczyna się poruszać – nieustępliwie, karząco… och – i już wiem, że nie potrwa to długo. Ustala pulsujący rytm. Zaczynam przyspieszać, moje nogi się naprężają.

      – No już, mała – dyszy. – Dojdź dla mnie.

      Jego słowa mnie gubią. Eksploduję, spektakularnie, oszałamiająco, i rozpadam się na milion kawałków, a on sekundę później podąża za mną, wołając moje imię.

      – Ana! O kurwa, Ana! – Opada na mnie i chowa twarz na mojej szyi.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Gdy wraca mi zdolność myślenia, otwieram oczy i przyglądam się twarzy mężczyzny, którego kocham. Twarzy pełnej czułości. Muska nosem mój nos, opierając ciężar ciała na łokciach. Jego dłonie spoczywają na moich, tuż przy mojej głowie. Niestety podejrzewam, że robi to po to, abym go nie dotknęła. Wysuwa się ze mnie, składając na mych ustach delikatny pocałunek.

      – Brakowało mi tego – szepcze.

      – Mnie też.

      Ujmuje moją brodę i mocno całuje. To namiętny, błagalny pocałunek, proszący o co? Nie wiem. Kiedy Christian odrywa usta od moich, brak mi tchu.

      – Więcej mnie nie zostawiaj – mówi błagalnie, patrząc mi prosto w oczy. Na jego twarzy maluje się powaga.

      – Dobrze – szepczę i uśmiecham się do niego. Uśmiech, który widzę w odpowiedzi, jest wyjątkowo promienny; ulga, euforia i chłopięca radość tworzą kombinację potrafiącą zmiękczyć najtwardsze nawet serce. – Dziękuję za iPada.

      – Ależ nie ma za co, Anastasio.

      – Którą z piosenek lubisz najbardziej?

      – O nie, za dużo byś o mnie wiedziała. – Uśmiecha się szeroko. – Ugotuj mi jakąś strawę, dziewko. Umieram z głodu – dodaje, siadając nagle i pociągając mnie za sobą.

      – Dziewko? – Chichoczę.

      – Dziewko. Jadło proszę.

      – Skoro tak ładnie prosisz, panie, już się biorę do roboty.

      Gdy gramolę się z łóżka, przesuwam poduszkę, ujawniając kryjący się pod nią sflaczały balon. Christian bierze go do ręki i patrzy na mnie z konsternacją.

      – To mój balonik – mówię, sięgając po szlafrok. Kurde, czemu on musiał go znaleźć?

      – W łóżku?

      – Tak. – Rumienię się. – Dotrzymywał mi towarzystwa.

      – Szczęściarz z Charliego Tango. – W jego głosie słychać zdziwienie.

      Owszem, jestem sentymentalna, Grey, ponieważ cię kocham.

      – Mój balonik – powtarzam, po czym odwracam się na pięcie i wychodzę do kuchni, zostawiając Christiana uśmiechniętego od ucha do ucha.

      Siedzimy na perskim dywanie Kate, pałeczkami wyjadamy chińszczyznę z porcelanowych miseczek, popijając schłodzonym białym pinot grigio. Christian opiera się o kanapę, wyciągnąwszy przed siebie nogi. Włosy ma potargane, jak to po seksie. Ma na sobie dżinsy, koszulę i nic więcej. W tle nucą cicho panowie z Buena Vista Social Club.

      – Smaczne – mówi z uznaniem, nabierając pałeczkami kolejną porcję.

      Siedzę obok po turecku, jedząc łapczywie i podziwiając jego bose stopy.

      – Najczęściej to ja się zajmuję gotowaniem. Kate średnio radzi sobie w kuchni.

      – Mama cię nauczyła?

      – Mama? – prycham. – Kiedy zaczęło mnie to interesować, mama mieszkała już w Mansfield w Teksasie z Mężem Numer Trzy. A Ray, cóż, gdyby nie ja, żywiłby się tostami i jedzeniem na wynos.

      Christian przygląda mi się uważnie.

      – Czemu nie zamieszkałaś w Teksasie z mamą?

      – Jej mąż, Steve, i ja… nie dogadywaliśmy się. I tęskniłam za Rayem. Jej związek ze Steve’em nie trwał długo. Myślę, że się opamiętała. Nigdy o nim nie mówi – dodaję cicho. To taka mroczna część jej życia, o której nigdy nie rozmawiamy.

      – Zostałaś więc w Waszyngtonie z ojczymem?

      – Bardzo krótko mieszkałam w Teksasie. Potem wróciłam do Raya.

      – Wygląda na to, że to ty się nim opiekowałaś – mówi miękko.

      – Chyba tak. – Wzruszam ramionami.

      – Przyzwyczajona jesteś do opiekowania się ludźmi.

      Coś w jego głosie przykuwa moją uwagę i podnoszę wzrok.

      – O co chodzi? – pytam.

      – Ja chcę się tobą zaopiekować. – W jego oczach płoną jakieś nienazwane emocje.

      Serce mi przyspiesza.

      – Zauważyłam – mówię cicho. – Tylko jakoś w dziwny sposób się za to zabierasz.

      Marszczy brwi.

      – Inaczej nie potrafię.

      – Nadal jestem na ciebie zła za kupienie SIP.

      Uśmiecha się.

      – Wiem, ale twoja złość i tak by mnie nie powstrzymała.

      – I co ja mam teraz powiedzieć kolegom z pracy, Jackowi?

      Christian mruży oczy.

      – Ten złamas lepiej niech się ma na baczności.

      – Christian! To mój szef.

      Zaciska usta w cienką linię. Wygląda jak krnąbrny uczeń.

      – Nie mów im.

      – Czego mam nie mówić?

      – Że wydawnictwo należy do mnie. Wczoraj podpisano zarys warunków umowy. Przewiduje on czterotygodniowy zakaz ujawniania informacji dotyczących zmiany właściciela, a w tym czasie zarząd SIP dokona pewnych zmian.

      – Och… zostanę bez pracy? – pytam niespokojnie.

      – Szczerze w to wątpię – odpowiada cierpko Christian, starając się stłumić uśmiech.

      Robię gniewną minę.

      – Jeśli odejdę i poszukam sobie pracy w innej firmie, ją także kupisz?

      – Chyba nie myślisz o odejściu? – Wraca czujność.

      – Może i myślę. W sumie nie dałeś mi wielkiego wyboru.

      – Tak, tamtą firmę też kupię – oświadcza stanowczo.

      Jestem