Э. Л. Джеймс

Ciemniejsza strona Greya


Скачать книгу

a nagrodą jest widok jego rozchylonych ust. Wygląda na to, że nie będzie mi potrzebny żaden lubrykant. Christian wkłada sobie kulki do ust, gdy tymczasem ja funduję fellatio jego palcowi. Kiedy próbuje go wyjąć, przytrzymuję zębami.

      Uśmiecha się szeroko i kręci głową, więc w końcu puszczam.

      Gdy widzę, że kiwa głową, pochylam się i chwytam za brzegi krzesła. Przesuwa mi majteczki na bok i bardzo powoli wkłada we mnie palec, zataczając niespieszne kółka, tak że czuję go na wszystkich ściankach. Z mojego gardła wydobywa się bezradny jęk.

      Wysuwa palec i ostrożnie wkłada na jego miejsce kulki, jedną po drugiej. Kiedy już są na swoim miejscu, przesuwa z powrotem materiał majtek i całuje mnie w pupę. A potem jego dłonie biegną w górę mych nóg, od kostek aż do ud i Christian lekko całuje miejsca, gdzie kończą się pończochy.

      – Ma pani naprawdę piękne nogi, panno Steele – mruczy.

      Wstaje i chwyta mnie za biodra, po czym przyciąga moje pośladki do siebie, abym poczuła jego erekcję.

      – Może tak właśnie cię przelecę, kiedy wrócimy do domu, Anastasio. Teraz możesz już się wyprostować.

      Kręci mi się w głowie i podnieca mnie dotyk obijających się o siebie kulek. Christian nachyla się i całuje mnie w ramię.

      – Kupiłem dla ciebie, abyś je założyła na galę zeszłej soboty. – Obejmuje mnie i wyciąga rękę. Na niej spoczywa niewielkie czerwone pudełeczko z napisem „Cartier”. – Ale ty odeszłaś, więc nie miałem w ogóle okazji ci ich dać.

      Och!

      – To moja druga szansa – mówi cicho głosem nabrzmiałym emocjami. Denerwuje się.

      Z wahaniem biorę od niego pudełeczko i je otwieram. Wewnątrz kryje się para kolczyków. Każdy składa się z czterech diamencików, ułożone jeden pod drugim, przy czym górny w lekkim oddaleniu od pozostałych. Są piękne, proste i klasyczne. Sama bym takie wybrała, gdybym miała oczywiście okazję robić zakupy u Cartiera.

      – Są śliczne – szepczę i ponieważ to kolczyki drugiej szansy, kocham je. – Dziękuję.

      Wyraźnie się odpręża i ponownie całuje mnie w ramię.

      – Zakładasz tę suknię ze srebrnej satyny? – pyta.

      – Tak. Może być?

      – Naturalnie. Pozwolę ci się przygotować. – Po tych słowach wychodzi, nie oglądając się za siebie.

      Wkroczyłam do alternatywnego wszechświata. Młoda kobieta patrząca na mnie w lustrze wygląda na godną czerwonego dywanu. Jej długa, satynowa srebrna suknia bez ramiączek jest po prostu oszałamiająca. Może ja też napiszę do Caroline Acton. Jest dopasowana i pięknie podkreśla moje niezbyt imponujące krągłości.

      Włosy otaczają moją twarz miękkimi falami, rozsypane na ramionach i piersiach. Z jednej strony zakładam je za ucho, odsłaniając moje kolczyki drugiej szansy. Makijaż ograniczyłam do minimum: eyeliner, tusz, odrobina różu i jasnoróżowa szminka.

      Tak naprawdę róż mi niepotrzebny. Jestem nieco zarumieniona dzięki ciągłemu przemieszczaniu się srebrnych kulek. Tak, już one zagwarantują, że kolorków mi dzisiejszego wieczoru nie zabraknie. Kręcąc głową nad zuchwałością erotycznych pomysłów Christiana, schylam się po satynowy szal i srebrną kopertówkę, po czym ruszam na poszukiwanie mojego Szarego.

      Tyłem do mnie rozmawia właśnie na korytarzu z Taylorem i trzema innymi mężczyznami. Ich zaskoczone miny pełne uznania oznajmiają mu moją obecność. Odwraca się, a ja stoję skrępowana.

      W ustach czuję suchość. Wygląda niesamowicie… Czarny smoking, czarna mucha i pełen podziwu wzrok. Podchodzi do mnie i całuje moje włosy.

      – Anastasio, wyglądasz przepięknie.

      Rumienię się na ten komplement, wypowiedziany przy Taylorze i pozostałej trójce.

      – Kieliszek szampana przed wyjściem?

      – Chętnie – bąkam, zdecydowanie zbyt szybko.

      Christian kiwa głową Taylorowi, który wyprowadza ekipę do holu.

      Wyjmuje z lodówki szampana.

      – Ochrona? – pytam.

      – Najbliższa. Taylor sprawuje nad nimi kontrolę. Do tego też ma przygotowanie. – Podaje mi smukły kieliszek.

      – Jest naprawdę wszechstronny.

      – Owszem – uśmiecha się Christian. – Ślicznie wyglądasz, Anastasio. Na zdrowie. – Stukamy się kieliszkami. Szampan jest bladoróżowy i pyszny. – Jak się czujesz? – pyta, obrzucając mnie gorącym wzrokiem.

      – Dobrze, dziękuję. – Uśmiecham się słodko, niczego nie zdradzając. Doskonale wiem, że to aluzja do srebrnych kulek.

      – Proszę, to ci się przyda. – Wręcza mi duży aksamitny woreczek, który leżał na kuchennym blacie. – Otwórz – poleca między łykami szampana.

      Zaintrygowana wkładam do środka rękę i wyjmuję misternie wykończoną srebrną maskę z kobaltowymi piórami i pióropuszem wieńczącym górę.

      – To bal maskowy – wyjaśnia.

      – Rozumiem. – Maska jest piękna. Krawędzie ma owinięte srebrną wstążką, a wokół oczu srebrne filigrany.

      – Ona podkreśli twoje śliczne oczy, Anastasio.

      Uśmiecham się do niego nieśmiało.

      – Ty też założysz maskę?

      – Oczywiście. Na swój sposób zapewniają dużo swobody – dodaje, unosząc brew.

      Och. Ale będzie fajnie.

      – Chodź. Chcę ci coś pokazać.

      Bierze mnie za rękę i prowadzi przez korytarz do drzwi obok schodów. Otwiera je, prezentując duży pokój mniej więcej tej samej wielkości, co pokój zabaw, który musi znajdować się dokładnie nad nami. Ten akurat jest wypełniony książkami. O kurczę, biblioteka, w której każda ściana ma półki od podłogi aż do samego sufitu. Na środku stoi duży stół bilardowy oświetlany podłużną lampą Tiffany.

      – Masz bibliotekę! – piszczę radośnie, cała podekscytowana.

      – Tak, bilardownię, jak ją nazywa Elliot. Ten apartament jest naprawdę spory. Dzisiaj do mnie dotarło, kiedy wspomniałaś o zwiedzaniu, że jeszcze cię po nim nie oprowadziłem. Teraz nie mamy na to czasu, ale pomyślałem, że pokażę ci ten pokój i może zaproszę na partyjkę bilardu w niedalekiej przyszłości.

      Uśmiecham się szeroko.

      – No pewnie. – W duchu sobie gratuluję. José i ja zaprzyjaźniliśmy się właśnie przy bilardzie. Od trzech lat gramy w niego regularnie. Jestem mistrzynią kija. José okazał się dobrym nauczycielem.

      – No co? – pyta rozbawiony Christian.

      Och! Naprawdę muszę przestać natychmiast okazywać wszystkie emocje, jakie się we mnie kłębią.

      – Nic – odpowiadam szybko.

      Mruży oczy.

      – Cóż, może doktorowi Flynnowi uda się odkryć twoje tajemnice. Poznasz go dziś wieczorem.

      – Tego kosztownego szarlatana? – O cholera.

      – We własnej osobie. Wprost się nie może doczekać, aby cię poznać.

      Gdy siedzimy na tylnej kanapie audi i jedziemy w kierunku północnym, Christian ujmuje moją dłoń i delikatnie przesuwa kciukiem po knykciach. Poprawiam się na siedzeniu i zwalczam w sobie pokusę jęknięcia, gdyż Taylor nie słucha dziś iPoda, a obok niego siedzi jeden z ochroniarzy.