Э. Л. Джеймс

Ciemniejsza strona Greya


Скачать книгу

I szybko przestaję. Ach, te kulki.

      Przygryzam wargę. Christian uśmiecha się do mnie, a oczy mu błyszczą szelmowsko. Doskonale wie, co się ze mną dzieje, ten seksowny małpiszon.

      – Rozluźnij się – szepcze. – Jeśli to zbyt wiele… – urywa i delikatnie całuje moją dłoń, a potem ssie opuszek małego palca.

      Teraz już wiem, że robi to celowo. Zamykam oczy, a tymczasem moje ciało bierze w posiadanie żądza. Poddaję się temu doznaniu, a mięśnie podbrzusza zaciskają się mocno.

      Kiedy otwieram oczy, Christian przygląda mi się uważnie, mój mroczny książę. To chyba przez ten smoking i muchę, ale wygląda na starszego, bardziej wyrafinowanego, niesamowicie przystojnego rozpustnika z lubieżnymi zamiarami. Po prostu zapiera mi dech w piersiach. Jestem w seksualnej niewoli i jeśli wierzyć jego słowom, on także. Na tę myśl uśmiecham się szeroko.

      – No więc czego możemy się dzisiaj spodziewać?

      – Och, taka tam zwykła impreza – odpowiada lekko Christian.

      – Dla mnie nie taka zwykła – przypominam mu.

      Uśmiecha się czule i znowu całuje moją dłoń.

      – Będzie tam wielu ludzi obnoszących się z zamożnością. Aukcja, loteria, kolacja, tańce, moja matka wie, jak się urządza przyjęcie. – Uśmiecha się i po raz pierwszy od rana nieco się rozluźniam na myśl o wieczorze.

      Wzdłuż podjazdu prowadzącego do rezydencji Greyów ciągnie się sznur drogich samochodów. Drogę oświetlają im podłużne, jasnoróżowe papierowe lampiony. Gdy podjeżdżamy nieco bliżej, widzę, że są porozwieszane dosłownie wszędzie. W wieczornym świetle wyglądają magicznie, jakbyśmy wkraczali do jakiegoś zaczarowanego królestwa. Zerkam na Christiana. Jak to pasuje do mojego księcia – i budzi się we mnie dziecinne podekscytowanie.

      – Maski na twarz – uśmiecha się Christian i kiedy wyjmuje swoją, czarną i prostą w kształcie, mój książę staje się kimś bardziej mrocznym, zmysłowym.

      W jego twarzy widać teraz jedynie pięknie wykrojone usta i mocno zarysowaną żuchwę. Na jego widok czuję ukłucie w sercu. Zakładam swoją maskę i ignoruję pączkujące w mym ciele pożądanie.

      Taylor zatrzymuje się na końcu podjazdu i chłopak w uniformie otwiera drzwi od strony Christiana. Sawyer wyskakuje z auta, aby otworzyć moje.

      – Gotowa? – pyta Christian.

      – Tak jest.

      – Wyglądasz pięknie, Anastasio. – Całuje moją dłoń i wychodzi z samochodu.

      Wzdłuż trawnika biegnie ciemnozielony dywan, prowadzący do rozległego ogrodu na tyłach domu. Christian obejmuje mnie w talii, gdy idziemy po dywanie w towarzystwie elity Seattle w strojach wieczorowych i najprzeróżniejszych maskach. Drogę oświetlają nam lampiony. Dwóch fotografów ustawia gości na tle porośniętej bluszczem altany.

      – Panie Grey! – woła jeden z nich. Christian kiwa głową i przyciąga mnie bliżej siebie, gdy przez chwilę pozujemy do zdjęć. Skąd wiedzą, że to on? Pewnie przez tę charakterystyczną zmierzwioną czuprynę.

      – Dwóch fotografów? – pytam Christiana.

      – Jeden jest z „Seattle Times”, drugi robi zdjęcia pamiątkowe, które potem będzie można kupić.

      Och, moje zdjęcie znowu w prasie. Przez głowę przemyka mi myśl o Leili. W taki przecież sposób dowiedziała się o mnie. Ta myśl jest niepokojąca, ale pociesza mnie fakt, że w masce niełatwo mnie rozpoznać.

      Na końcu dywanu odziani na biało kelnerzy trzymają tace pełne kieliszków z szampanem i cieszę się, kiedy Christian wręcza mi jeden – to powinno odpędzić ode mnie czarne myśli.

      Podchodzimy do dużej białej pergoli obwieszonej mniejszymi wersjami papierowych lampionów. Pod nią błyszczy czarno-biały parkiet do tańca otoczony niskim płotkiem z wejściami z trzech stron. Przy każdym z nich ustawiono dwa rzeźbione w lodzie łabędzie. Czwarty bok zajmuje scena, na której kwartet smyczkowy gra jakiś nieznany mi, piękny, eteryczny utwór. Scena jest duża i podejrzewam, że później zajmie ją cały zespół. Christian bierze mnie za rękę i prowadzi między łabędziami na parkiet, gdzie zbierają się gawędzący z kieliszkami w dłoniach goście.

      Kawałek dalej rozstawiono olbrzymi namiot, a w nim elegancko nakryte stoły oraz krzesła. Strasznie ich dużo!

      – Ile tu będzie osób? – pytam Christiana, zaskoczona rozmiarem namiotu.

      – Coś koło trzystu. Musiałabyś zapytać o to moją matkę. – Uśmiecha się do mnie.

      – Christian!

      Młoda kobieta zarzuca mu ręce na szyję i od razu wiem, że to Mia. Ma na sobie elegancką długą suknię z jasnoróżowego szyfonu, a jej twarz skrywa prześliczna, delikatnie zdobiona wenecka maska. Wygląda niesamowicie. I w tej chwili zalewa mnie fala wdzięczności za to, że Christian podarował mi tę srebrną suknię.

      – Ana! Och, kochana, wyglądasz bosko! – Obdarza mnie mocnym uściskiem. – Musisz poznać moje przyjaciółki. Nie chcą uwierzyć, że mój brat ma w końcu dziewczynę.

      Posyłam Christianowi spojrzenie pełne paniki, ale on wzrusza ramionami z rezygnacją, w geście mówiącym „wiem, że jest niemożliwa, znoszę to już od wielu lat”, i pozwala Mii odciągnąć mnie do grupy czterech młodych kobiet. Wszystkie mają na sobie drogie suknie, a także nienaganne fryzury i makijaże.

      Mia dokonuje wzajemnej prezentacji. Trzy z nich są sympatyczne, ale Lily, tak chyba ma na imię, patrzy na mnie niechętnie spod czerwonej maski.

      – Wszyscy oczywiście sądziliśmy, że Christian jest gejem – oświadcza drwiąco, kamuflując niechęć szerokim, fałszywym uśmiechem.

      – Lily, zachowuj się – beszta ją Mia. – To oczywiste, że mój brat ma doskonały gust, jeśli chodzi o kobiety. Czekał, aż pojawi się ta właściwa, i nie okazałaś się nią ty!

      Rumieni się nie tylko Lily, ale i ja.

      – Drogie panie, czy mogę odzyskać moją towarzyszkę?

      Christian obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Cała czwórka płoni się, uśmiecha i przestępuje z nogi na nogę – jego olśniewający uśmiech zawsze tak działa. Mia zerka na mnie i wywraca oczami, a ja wybucham głośnym śmiechem.

      – Miło było was poznać – mówię przez ramię, gdy zaczynamy się oddalać. – Dziękuję ci – szepczę do Christiana, kiedy dzieli nas już od nich stosowna odległość.

      – Zobaczyłem, że jest tam Lily. A to prawdziwa zołza.

      – Podobasz jej się – burczę.

      Wzdryga się.

      – Cóż, bez wzajemności. Chodź, przedstawię cię paru osobom.

      Następne pół godziny to wir prezentacji i powitań. Poznaję dwóch hollywoodzkich aktorów, dwóch prezesów i kilku wybitnych lekarzy. I nie ma takiej możliwości, żebym zapamiętała, jak się wszyscy nazywają.

      Christian nie odstępuje mnie ani na krok, co bardzo mnie cieszy. Szczerze mówiąc, to całe bogactwo, glamour i skala imprezy onieśmielają mnie. Nigdy dotąd nie brałam w czymś takim udziału.

      Odziani na biało kelnerzy krążą między gośćmi z butelkami szampana, z niepokojącą regularnością napełniając mi kieliszek. Nie mogę zbyt dużo pić. Nie mogę zbyt dużo pić – powtarzam w myślach, ale zaczyna mi się lekko kręcić w głowie i nie wiem, czy to wina szampana, spowodowanej maskami atmosfery tajemnicy, czy srebrnych kulek. Coraz trudniej mi ignorować tępy ból w podbrzuszu.

      – Więc pracuje pani