Poczuliśmy ostry zimowy wiatr wdzierający się pod ich spódnice, a także jak bardzo bolały nogi od ciągłego trzymania kolan razem na lekcjach oraz jak nudne i ogromnie irytujące było skakanie przez skakankę, podczas gdy chłopcy grali w baseball. Nigdy nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego dziewczynom tak zależało, aby dorosnąć, ani dlaczego czuły się w obowiązku chwalić się nawzajem, ale czasami, po tym jak jeden z nas przeczytał na głos dłuższy fragment pamiętnika, z trudem powstrzymywaliśmy się od przytulania się do siebie czy też mówienia sobie, jak ładnie wyglądamy. Poczuliśmy, jaką katorgą jest życie dziewczyny i jak to uwięzienie powoduje, że umysł jest równocześnie aktywny i marzycielski, a także skąd to się bierze, że wiadomo, które kolory pasują do siebie. Wiedzieliśmy, że dziewczyny były naszymi bliźniaczymi siostrami, że wspólnie istnieliśmy w przestrzeni, jak zwierzęta o identycznych skórach, i że wiedziały o nas wszystko, chociaż my nie byliśmy w stanie ich pojąć. Wiedzieliśmy, w końcu, że te dziewczyny tak naprawdę były kobietami w przebraniu, że rozumiały miłość, a nawet śmierć, i że naszym jedynym zadaniem było robienie zamieszania, które zdawało się je fascynować.
W miarę jak pamiętnik się rozwijał, Cecilia zaczęła oddalać się od swoich sióstr, a także wycofywać się z jakiejkolwiek osobistej opowieści. Prawie zupełnie znika narracja prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej, wywołując efekt podobny do tego wprowadzanego pod koniec filmu przez odjazd kamery od głównych bohaterów, a służącego pokazaniu, w serii przenikających się obrazów, ich domu, ulicy, miasta, kraju, aż w końcu całej planety, która nie tylko ich przytłacza, ale również unicestwia. Jej tak wcześnie rozwinięta proza przechodzi do tematów bezosobowych – pojawia się opis reklamy, w której płaczący Indianin wiosłuje w kanoe w dół zanieczyszczonego strumienia, albo przedstawiona jest liczba ofiar śmiertelnych wojny relacjonowanej w wieczornych wiadomościach. W ostatniej części pamiętnika można zauważyć dwa dominujące na przemian nastroje. W romantycznych fragmentach Cecilia rozpacza nad zagładą naszych wiązów. W cynicznych dygresjach sugeruje, że drzewa wcale nie są chore i że to całe ich wycinanie jest tylko intrygą, „aby wszystko zrównać z ziemią”. Pojawiają się przypadkowe odniesienia do tej czy innej teorii spiskowej – iluminaci, kompleks zbrojeniowo-przemysłowy – ale widać, że jest to tylko pewna symbolika, jakby te nazwy miały reprezentować mnogość bliżej nieokreślonych zanieczyszczeń chemicznych. Od inwektyw przechodzi ponownie do swojej poetyckiej zadumy. Naszym zdaniem bardzo ładny jest dwuwiersz o lecie, pochodzący z jej nigdy niedokończonego wiersza:
Drzewa niczym płuca powietrzem wypełnione
Podła siostra moje włosy targa zwichrzone
Ten fragment jest datowany na 26 czerwca, trzy dni po jej powrocie ze szpitala, kiedy to obserwowaliśmy ją leżącą na trawniku przed domem.
Niewiele wiadomo o stanie psychicznym Cecilii w ostatnim dniu jej życia. Zdaniem pana Lisbona sprawiała wrażenie zadowolonej z planowanego przyjęcia. Kiedy zszedł na dół sprawdzić stan przygotowań, zobaczył Cecilię stojącą na krześle i przywiązującą baloniki do sufitu czerwonymi i niebieskimi wstążkami.
– Kazałem jej zejść z krzesła. Lekarz powiedział, żeby nie trzymała rąk nad głową. Z powodu szwów.
Zrobiła, jak jej polecono, i przez resztę dnia leżała na dywaniku w swoim pokoju, gapiąc się na ruchomy model zodiaku i słuchając dziwacznych płyt z muzyką celtycką, które kupiła przez dom sprzedaży wysyłkowej.
– W tych piosenkach zawsze jakiś głos śpiewał sopranem o moczarach i zwiędłych różach.
Ta melancholijna muzyka niepokoiła pana Lisbona, który porównywał ją do radosnych melodii swojej młodości, ale idąc w dół korytarza, zdał sobie sprawę, że to z pewnością nie było gorsze od wyjącej muzyki rockowej Lux albo nieludzkich pisków radiostacji Therese.
Od drugiej po południu Cecilia moczyła się w wannie. W jej przypadku takie długie kąpiele nie były niczym niezwykłym, ale po tym, co się ostatnio wydarzyło, państwo Lisbonowie woleli nie ryzykować.
– Musiała zostawiać lekko uchylone drzwi – powiedziała pani Lisbon. – Oczywiście protestowała. A teraz miała dodatkowy powód. Ten psychiatra powiedział, że Ceel jest w wieku, w którym potrzebuje dużo prywatności.
Przez całe popołudnie pan Lisbon wymyślał najróżniejsze wymówki, aby znaleźć się obok łazienki.
– Czekałem, aż usłyszę plusk wody, dopiero wtedy przechodziłem. Oczywiście wynieśliśmy z łazienki wszystkie ostre przedmioty.
O czwartej trzydzieści pani Lisbon wysłała Lux, aby ta sprawdziła, co robi córka. Lux wróciła na dół z obojętnym wyrazem twarzy i nic w jej zachowaniu nie wskazywało, że miała jakiekolwiek podejrzenia, co jej siostra może zrobić za kilka godzin.
– Dobrze się czuje – powiedziała Lux. – Zasmradza całą łazienkę tymi solami kąpielowymi.
O piątej trzydzieści Cecilia wyszła z kąpieli i zaczęła stroić się na przyjęcie. Pani Lisbon słyszała, jak chodzi tam i z powrotem między dwoma pokojami sióstr (Bonnie dzieliła pokój z Mary, a Therese z Lux). Brzęk bransoletek uspokajał jej rodziców, ponieważ dzięki temu mogli śledzić jej ruchy, jakby była zwierzęciem z dzwoneczkiem na szyi. Przez czas pozostały do naszego przyjścia pan Lisbon wielokrotnie słyszał dzwonienie bransoletek Cecilii, która wchodziła i schodziła po schodach, przymierzając różne buty.
Zgodnie z tym, co opowiadali nam później osobno przy różnych sposobnościach, mieszkając już w różnych stanach, państwo Lisbon nie uważali zachowania Cecilii podczas przyjęcia za dziwne.
– Ona w towarzystwie zawsze siedziała cicho jak trusia – powiedziała pani Lisbon.
I być może z powodu braku obycia towarzyskiego państwo Lisbon wspominali to przyjęcie jako raczej udane. Pani Lisbon nawet była zdziwiona, gdy Cecilia zapytała, czy może wyjść.
– Myślałam, że dobrze się bawi.
Nawet w tym momencie nic w zachowaniu jej sióstr nie świadczyło o tym, że wiedziały, co ma się wkrótce wydarzyć. Tom Faheem wspominał, że Mary opowiadała mu o swetrze, który chciała kupić u Penneya. Therese i Tim Winter rozmawiali o swoich planach dostania się do jednego z prestiżowych uniwersytetów na Wschodnim Wybrzeżu.
Na podstawie później odkrytych informacji ustaliliśmy, że Cecilia nie poszła na górę tak szybko, jak nam się to wtedy wydawało. Wiemy, że między opuszczeniem nas i dojściem na górę zatrzymała się, aby napić się soku z puszki gruszek (zostawiła puszkę na blacie, przebitą tylko w jednym miejscu, lekceważąc metodę zalecaną przez panią Lisbon). Albo przed wypiciem soku, albo też po tym podeszła do tylnych drzwi.
– Myślałam, że wysyłają ją na wycieczkę – powiedziała pani Pitzenberger. – Miała ze sobą walizkę.
Nigdy nie znaleziono żadnej walizki. Świadectwo pani Pitzenberger można wytłumaczyć jako halucynacje okularnika albo jako zapowiedź przyszłych samobójstw, w których tak ważną rolę odgrywało pakowanie bagażu. Bez względu na to, jak było naprawdę, pani Pitzenberger widziała Cecilię zamykającą tylne drzwi na chwilę przed tym, jak ta weszła po schodach, co z kolei my wyraźnie słyszeliśmy z dołu. Po wejściu do swojego pokoju włączyła światło, chociaż było jeszcze jasno na dworze. Pan Buell widział z drugiej strony ulicy, jak otwierała okno w pokoju.
– Pomachałem do niej, ale mnie nie widziała – powiedział nam.
W tym momencie usłyszał, że jego żona jęczy w drugim pokoju. O tym, co się stało z Cecilią, dowiedział się dopiero po odjeździe karetki.
– Niestety, mieliśmy