Krzysztof Bonk

Krew sióstr. Złota


Скачать книгу

przystąpili do dalszej wycinki drzew. Te były transportowane do szkutników i już niebawem powstawały na miejscu nowe okręty. Z kolei stacjonujące tu oddziały srebrzystych wojowników oraz alabastrowych jeźdźców gryfów od czasu pamiętnej bitwy o port nie były już niepokojone przez zastępy leśnego wojska. Tym samym Srebrna wykonała swoje zadanie w Wielkiej Puszczy z sukcesem i wraz z przybyciem tu zmienników alabastrowych jeźdźców Albina dostała rozkaz powrotu do wielkiej księżnej.

      Osobiście przyjęła to z obojętnością, ale też zbierała się do opuszczenia leśnych kniei z pewną ulgą. Ponieważ ilekroć wkraczała, chociażby na skraj lasu, wówczas odzywała się w niej nieznana dotąd tęsknota za dziewiczą przyrodą, której źródłem była osobowość wiły. Zielona krew bowiem ciągle płynęła w srebrzystych żyłach wojowniczki i w leśnych ustępach wręcz wrzała, nakazując służyć Wielkiej Puszczy. Jednakże srebrzysta dziewczyna już dokonała wyboru – postanowiła pozostać wierna wielkiej księżnej Alabaster oraz swej miłości do księcia Złotego. Choć bynajmniej nie czuła z tego powodu ani kropli dumy.

      Tymczasem wszystko zostało już przygotowane do drogi. Do portu przybył nowy oddział gryfów, a uprzedni pod wodzą Albina czekał już tylko na Srebrną, aby powrócić z nią do alabastrowego pałacu. Ona natomiast przemogła się i przed opuszczeniem Wielkiej Puszczy zdecydowała się jeszcze coś zrobić dla swej zielonej siostry, której odebrała życie. Mianowicie poszła przekroczyć skraj lasu, aby pożegnać się z pierwotną i czystą naturą.

      Tak oto wkroczyła w gęste chaszcze, nacięła dłoń sztyletem, po czym pozwoliła, aby jej krew, w tym także zielona, skapywała na bujną trawę. Jednocześnie oddała swe zmysły elementowi wiły w sobie, aby poczuła ona swój świat, z którym być może na zawsze musiała się już pożegnać.

      Chociaż obecnie osobowość Srebrnej nie była całkiem odseparowana od ducha jej zielonej siostry, przez co współodczuwała razem z nią. Dlatego jej ostatnio poważną twarz teraz rozjaśnił lekki uśmiech, kiedy niemal się rozpłynęła w łagodnym śpiewie niezliczonych ptaków. Ich trele były tak kojące i przejmujące zarazem, jakby głaszczące uszy oraz całe wnętrze srebrzystej dziewczyny. Upojona zdjęła buty, aby poczuć pod gołymi stopami miękkość seledynowej trawy. A doświadczając jej, rozplotła warkocze, po czym kilka razy szybko okręciła się wokół własnej osi, kręcąc piruety. Jej włosy zawirowały i w pewnym zachwycie zobaczyła koło nich leśne owady, motyle oraz bzyczące chrząszcze, na które do tej pory nie zwracała uwagi. Jej uśmiech się poszerzył i ani się zorientowała, a zaplotła kwietny wianek, ozdabiając nim srebrzyste włosy. Następnie już chciała wejść na drzewo, by zanurzyć się w jego oliwkowych konarach.

      Wszak wtedy przyszło opamiętanie. Pomrugała oczyma, które przez moment mieniły się pistacjowym kolorem, ale już zaraz srebrzyły, a potem poszarzały. Związała włosy i przywdziała obuwie, zaś jej uśmiech zniknął z otulonego czarem iluzji lica. Tym samym po chwilowym uniesieniu Srebrna powróciła do swego stanu powagi oraz twardości charakteru i ruszyła w powrotną drogę do portu.

      Lecz raptem czujnie położyła dłoń na rękojeści miecza za pasem. Ostrożnie go wyciągnęła i klingą odgarnęła wysokie listowie. Zaskoczona zobaczyła przykucniętą kobietę o alabastrowej skórze i w białej sukni – Kremi. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie ich pierwszego spotkania w alabastrowym pałacu. Były to bowiem czasy, gdy Srebrna miała w sobie jeszcze szczerą nadzieję i wiarę w świat oraz ludzi, pewną niewinność. Zaś teraz? Pokręciła tylko zrezygnowana głową. Natomiast Kremi trwożnie szepnęła:

      – Przybywam w pokoju…

      – Oczywiście, czemu miałabym cię skrzywdzić? – odparła swobodnie wojowniczka, będąca jeszcze nieco pod wpływem upojenia czarem zielonego lasu. Schowała miecz i podała kobiecie rękę. Ta ostrożnie chwyciła pomocną dłoń, dając się podciągnąć do pionu. Lecz kiedy tylko dziewczyna zluzowała uścisk, Kremi się cofnęła dwa kroki, pochyliła głowę i jęknęła:

      – Przynoszę wieści…

      – Zatem mów – rzuciła srebrzysta dziewczyna.

      – Nie wiem, czy mogę, czy… kieruję słowa do właściwej osoby.

      – Jestem Srebrna, przecież już się znamy. – Przedstawicielka północy popatrzyła na Kremi z pewną podejrzliwością.

      – Srebrna, tak, siostra krwi… – przytaknęła kobieta. Rozejrzała się jeszcze na boki, ale co znamienne, spoglądając na gałęzie drzew. A dostrzegając tam jedynie zielone ptactwo, jakby nieco uspokojona, sekretnie oznajmiła:

      – Alabaster… Ona odnalazła niebieską siostrę krwi. I… przemieniła swe białe ptaki w przezroczyste, aby jako duchowe istoty zabiły… Lazur.

      – Rozumiem… A czemu mi to mówisz? Bo domyślam się, że nie z polecenia naszej władczyni. – Srebrna skrzywiła się na twarzy. Na co Kremi zrobiła kolejny krok w tył i jeszcze bardziej niepewnie szepnęła:

      – Chciałam pomóc, ostrzec…

      – Mnie, przed Alabaster? – Wojowniczka przybrała wręcz gniewny wyraz twarzy. Zaś zlękniona kobieta skinęła głową. – Próżny twój trud. A zdradzisz mi, w jaki to sposób weszłaś w posiadanie takich wiadomości?

      – Myszy – usłyszała w odpowiedzi.

      – Co, myszy?! – krzyknęła Srebrna, wyładowując na służce znowu rosnący w niej, niczym potężne drzewo, gniew. Naraz poczuła bowiem do siebie wstręt, że sama służyła komuś, kto polował na własne rodzeństwo. Z kolei teraz już na dobre zastraszona Kremi zgarbiła się i wyjąkała:

      – Ekru… ona dała mi swoje myszy, abym się nimi opiekowała. Ale… to białe myszy i rozumiem ich mowę, piski. A one potrafią wchodzić norkami do ptaszarni Alabaster.

      – Więc spiskujesz haniebnie przeciw wielkiej księżnej, śledzisz ją, podsłuchujesz i szukasz przeciw niej sojuszników – stwierdziła ostro Srebrna. Natomiast alabastrowa kobieta zdawała się nagle jakby zamarznąć i zastygła w swej przygarbionej pozie z wyraźnym strachem wypisanym na delikatnym licu. – Chodź ze mną, opowiesz o wszystkim naszej Najjaśniejszej Pani. To przed nią się będziesz tłumaczyć za swoją zdradę, a nie mnie ostrzegać przed nią. – Chwyciła Kremi za rękę i nie zważając na jej opór, pociągnęła ją silnie za sobą.

      Obie ludzkie postacie szybko opuściły leśne knieje i zbliżały się do portu, za którego palisadą stało już ponad dwadzieścia przygotowanych do podróży gryfów. Zaś ciągle wzburzona Srebrna tłumaczyła sobie wybuch własnego gniewu oraz postępowanie z Kremi dochowaniem lojalności wobec osoby, której na mróz i lód poprzysięgła wierność. Choć w miarę stawianych pospiesznie kroków, co raz widziała w umyśle obraz zmartwionego Marrenga, który patrzył na nią zasmuconym wzrokiem. Takim samym, jak wówczas, kiedy szarżowała na Krwawej Przełęczy. Gdzieś w jej wnętrzu pobrzmiewał też smutek Złotej. Za to Zieleń w niej, jakby całkiem zanikła i można by pomyśleć, że porzuciła Srebrną, samej pozostając w Wielkiej Puszczy.

      Aż naraz w umyśle srebrzystej dziewczyny pojawi się książę Złoty. Wtedy zwróciła się nieco nerwowo do ciągniętej za rękę kobiety:

      – Wiesz może coś więcej o bitwie na północy? Te twoje myszy… zasłyszały, czy książę Złoty przeżył? – Wojowniczka zadała to pytanie mimowolnie, bo przecież wiedziała, że osoba, do której czuła skrytą miłość, miała się dobrze. Wszak wielka księżna pokazała jej, co ją czekało za wierność alabastrowej siostrze krwi. Miłość wspomnianego młodzieńca, chwała u jego boku oraz wspaniała rodzina. A jednak czuła w sobie pewien niepokój, przez co pragnęła potwierdzenia.

      – Książę Złoty nie żyje – padły naraz słowa, wręcz rozbijające na tysiąc kawałków srebrzyste serce dziewczyny. A wobec takowych wieści Srebrna gwałtownie się zatrzymała i wbiła zszokowane spojrzenie