Krzysztof Bonk

Krew sióstr. Złota


Скачать книгу

Wielkiej Puszczy! Wszak w tym celu potrzebujemy leśnych zasobów.

      – Jakich konkretnie…? – zainteresowała się, choć wstrzemięźliwie, dyplomatka.

      – Drobnostka, wystarczy dobre słowo, poradzimy sobie – stwierdziła rezolutnie Kasztan, co podkreślone zostało niedbałym machnięciem prawej ręki, po czym za sprawą Rudej z brązowych ust popłynęła cała litania życzeń:

      – Będziemy potrzebowali stada łosi, aby zaciągnąć na Płonącą Polanę nasz sterowiec. Do tego musicie dać nam te latające i zagazowane purchawki na czterech łapach.

      – Karambuchy – podpowiedziała Kasztan.

      – Karambuchy, właśnie – zgodziła się Ruda. – Chcemy tych purchawek naprawdę dużo oraz same największe okazy. Oczywiście niezbędne będą też całe kontenery świeżych owoców, jako prowiant i beczki z wodą pitną. Jeżeli zaś pogorszy się pogoda i spadnie deszcz, to małpy muszą trzymać nade mną parasol, bo dłuższy czas będę miała lewą rękę pełną roboty. Ponadto mile widziana byłaby dostawa twardego drewna, mocnych lian oraz zwierzyńca, który nauczył się już ten surowiec obrabiać. Tak… – zadumała się Ruda… – to chyba na dobry początek z grubsza tyle, aby postawić się Alabaster i sprawić, że Wielka Puszcza nie stanie się wkrótce Małą Puszczką, a potem całkiem zniknie pod alabastrową nawałą.

      Po przedstawieniu tej oferty Hipciokryzja nachyliła się nad Malachitowym Królem. Następnie zrobiła przy swej hipopotamiej skroni kilka kółek wskazującym palcem, sugerując obrazowo, że wypowiadająca się kasztanowa osoba nie cieszyła się psychicznym zdrowiem. Z kolei leśny monarcha westchnął tak ciężko, aż wydyszał z ust zieloną mgiełkę, po czym znużonym głosem oświadczył:

      – Kasztanowa istota dostanie wszystko, czego żąda. Aczkolwiek zaznaczam, że po poniesionej porażce tym razem kategorycznie oczekuję sukcesu. Zaś najmilej widziana byłaby na drzewnej tacy głowy mej bladej siostry, Alabaster. To jest… – zająknął się – Po prostu Alabaster…

      – Zrobimy, co w naszej mocy, Wasza Lesistość. – Kasztan ukłoniła się z gracją. A zaraz gwałtownie się wyprostowała, kiedy Ruda wypaliła:

      – Wyluzuj, leśny króliku, damy radę! – Puściła władcy lewe oko. Potem okręciła się na pięcie i zadowolona, że postawiła na swoim, a Kasztan jej w tym nie przeszkodziła, także w wykonaniu zgrabnego piruetu, w obstawie robota Ugiera ruszyła w powrotną drogę.

*

      W nadchodzące dni, jak również noce; Ruda, Kasztan, Ugier oraz mahoniowi bliźniacy, mając do pomocy zastępy i zasoby Wielkiej Puszczy wzięli się do naprawy sterowca. Główne prace prowadzone były w okolicach Płonącej Polany, gdzie istniała już spora infrastruktura w tym tartak i bite drogi. Choć po pierwszych testach sterowca z udziałem monstrualnych purchawek z gazem lżejszym od powietrza, Ruda utwierdziła się w przekonaniu, że siłę nośną powietrznego środka transportu można było znacząco wzmocnić. W konsekwencji zaś będzie on w stanie unieść o wiele większy ładunek niż do tej pory.

      Idąc tym tokiem rozumowania, Ruda zarządziła niebawem śmiały wypad na drugi kraniec Wielkiej Puszczy. Bowiem w przynależnej jej lewej części brązowej głowy już jakiś czas temu zrodził się iście demoniczny plan godzien wręcz najmroczniejszej istoty z Centralnej Czeluści. Teraz natomiast zamierzała wcielić go w życie.

      Otóż odrestaurowany już sterowiec miał polecieć w okolice utraconego portu. Tam Ruda postanowiła przejąć najprawdziwszy statek. Lecz nie chciała nim bynajmniej pływać, a za pomocą zestawu lin oraz haków opuszczonych ze sterowca, pragnęła unieść okręt. Potem obwiązać go lotnymi karambuchami i zawiesić pod cylindrem w miejsce dotychczasowego kosza. W ten sposób przedstawicielka Kasztanowej Republiki oczyma wyobraźni już widziała samą siebie, jako pirackiego herszta przestworzy. Czy coś, cokolwiek, mogło brzmieć bardziej imponująco i ekscytująco zarazem?

      Zachowawcza Kasztan była oczywiście sceptyczna wobec takich planów i przede wszystkim przeciwna zuchwałej kradzieży do tego obarczonej pewnym ryzykiem. Ugier dyplomatycznie wstrzymał się od głosu, nie chcąc się nikomu narazić, po czym zagłosował jednocześnie za, jak i przeciw. W końcu posiadał dwie mackowate ręce, których właśnie w tym celu użył. Podobnie para mahoniowych bliźniaków wyjątkowo nie mogła dojść do konsensusu, gdzie Mahoń poparł Rudą, a Mahoniowy Kasztan.

      Tak oto ostateczna decyzja spoczęła nieoczekiwania na barkach Perlisa, którego Ruda wspaniałomyślnie przyjęła w poczet Spiżowej Braci. Zaś uczyniła to przewrotnie dokładnie z tą myślą, aby uzyskać wymagany głos. Przecież nie na darmo należała do zacnego rodu de Bruton i dyplomatyczne zagrywki rodem z Senatu nie były jej obce. Przez to już od pewnego czasu urabiała odpowiednio Perlisa.

      I nie inaczej, tym śmiałym manewrem uzyskała stosowne poparcie. Ponieważ alabastrowy młodzieniec aż się palił, aby utrzeć nosa swym alabastrowym ziomkom, z którymi się skonfliktował. Co prawda wobec takiego obrotu sprawy Kasztan nalegała, aby do Spiżowej Braci dokooptować jeszcze Srebrną. Lecz Ruda szybko wybiła jej ten pomysł z prawej części jej brązowej głowy. Mianowicie przypomniała, że obie nienawidziły Rybiej Twarzy za zabójstwo Zieleni, więc jej przynależność do paczki nie miała racji bytu.

      Kasztan zaaprobowała taki punkt widzenia. I tak w ciemny nów para mahoniowych bliźniaków przyczaiła się ze sterowcem w gęstych konarach drzew na skraju portu. Mieli oni wyczekiwać pohukiwania sowy z okolicy molo, co będzie znakiem, że zacumowany przy pomoście statek został opanowany i czas podpiąć go do sterowca. Przy czym razem z bliźniakami pozostał też Ugier, bo ze swoimi metalowymi elementami w ciele potrafił być nader hałaśliwy, a w planowanej akcji klucz do sukcesu stanowiła dyskrecja.

      Dyskrecja i odrobina sprytu, rzecz jasne. Dlatego pod osłoną nocy, skonstruowaną zawczasu łódką, do portu zawitała ostatecznie kasztanowa dziewczyna pod postacią Rudej i Kasztan oraz Perlis. Ten ostatni ze swoją bladą cerą, równie jasnymi włosami i alabastrowym strojem gwardzisty do złudzenia przypominał jeźdźca gryfów. Za takiego też miał się podać pilnującemu mola srebrzystemu strażnikowi, sugerując, że teraz to on popilnuje pomostu.

      Zatem w toku realizacji planu na dobry początek łódka zacumowała po cichu przy brzegu już w ramach ogrodzonego palisadą portu. Zaś Perlis ruszył samotnie na molo, podczas gdy przedstawicielki republiki przycupnęły niewidoczne przy swoim środku transportu. Stąd bacznie obserwowały, jak młodzieniec podchodzi do srebrzystego wojownika i się z nim wita. Lecz ku ich wielkiej konsternacji, strażnik z północy nie zszedł z pomostu, jak zaplanowano. Za to wyglądało na to, że został przez Perlisa ułożony na deskach do snu. Choć Kasztan i Ruda zaraz we wspólnym gardle z trudem przełknęły ślinę, zdawszy sobie sprawę, że młodzieniec zafundował wojownikowi zapewne wieczny sen sztyletem, wielce naginając pierwotny plan.

      Jednakże teraz nie było już odwrotu. Nieco zdenerwowane dziewczyny wyszły zza osłony i przygarbione niebawem stanęły w jednym ciele koło Perlisa. Ten akurat ostrożnie, aby nie narobić plusku, opuszczał ciało srebrzystego wojownika prosto do wody. Z kolei Kasztan z Rudą odwróciły wzrok, zupełnie jakby nie chciały mieć z tym morderstwem nic wspólnego i po rampie weszły na pokład zacumowanego statku. Tutaj jednocześnie odetchnęły z ulgą, po czym wzięły się za podnoszenie kotwicy. Czyniły to w momencie, kiedy Perlis odwiązywał cumy.

      Wkrótce wydawało się, iż nie pozostało już nic innego, jak tylko namiętnym pohukiwaniem przyzwać tu mahoniowych bliźniaków ze sterowcem. Lecz wtedy Ruda odniosła wrażenie, że doszedł ją ludzki głos z jednej z kajut na górnym pokładzie. Poszła tam zaintrygowana, a siłą rzeczy towarzyszyła jej zaniepokojona Kasztan. Dziewczyny uchyliły skrzypliwe drzwi i zajrzały niedyskretnie do środka. Zaskoczone dostrzegły na wąskiej koi baraszkującą parę w miłosnych uściskach, a równocześnie same zostały zauważone.

      – Bardzo przepraszamy, już wychodzimy – pisnęła zmieszana Kasztan.

      – Ależ