i po całym dniu kucia wchodzę do saloniku.
– Nauczona? – sprawdza Ahmed.
– Może chcesz mnie odpytać? – Uśmiecham się złośliwie.
– W porządku, w niedzielę od rana powtarzamy materiał. Już niewiele czasu ci zostało.
– Tak, a brzuch coraz większy. Zaczynają dziwnie na mnie patrzeć, nie pomogą szerokie ciuchy. Mam wrażenie, że wszyscy już wiedzą – wyrażam swoje obawy.
– Jeśli nawet, to nie ma takiego paragrafu w kodeksie ucznia, że dziewczyna w ciąży nie może podchodzić do matury. Wszystko sprawdziłam – uspokaja mnie mama.
– Będzie dobrze – przyłącza się Ahmed, sadzając mnie sobie na kolanach. – Gorzej jest z dokumentami, które muszę ściągnąć. Te wasze urzędy powariowały. Od wszystkich innych cudzoziemców żądają jedynie aktu urodzenia i oświadczenia, że nie jest się już w związku małżeńskim, a ludzi z moich regionów sprawdza się włącznie z rozmiarem butów, kapelusza i penisa – wszyscy wybuchamy śmiechem.
– Myślisz, że nie zdążysz tego wszystkiego załatwić? – znów się denerwuję i czuję w gardle dławiącą gulę. Jak łatwo teraz można wyprowadzić mnie z równowagi. – Może twoja ambasada coś by pomogła?
– Nie żartuj! Oni są tutaj od pasienia brzuchów na polskim tłustym żarciu, zarabiania nieziemskiej kasy i chlania wódy na dyplomatycznych przyjęciach – stwierdza z niesmakiem. – Czy wiesz, że mówi się, iż nasz ambasador jest alkoholikiem?! – Ahmed jest oburzony. – Jesteśmy muzułmanami i nie powinniśmy pić alkoholu… przynajmniej nie mocnego i nie codziennie. U nas w kraju panuje prohibicja!
– Dlatego tak używają sobie na obczyźnie – wtrąca się mama.
– Racja, najbardziej smakuje zakazany owoc. – Ahmed wzdycha.
– To co będzie, co będzie?! – wpadam w panikę.
– Tylko spokój może nas uratować. – Ahmed mocno mnie przytrzymuje. – Mamy jeszcze calutki miesiąc i…
– To co, musisz tam pojechać i sam łazić po urzędach i wyciągać dokumenty? – Boję się, że jak wyjedzie, to może już nie wrócić. – Nigdzie cię teraz nie puszczę! – krzyczę płaczliwie.
– A od czego ma się rodzinkę, hę? – Głaszcze mnie po głowie i chytrze się uśmiecha.
– Mało mi o nich opowiadasz – mówię, z zaskoczeniem odkrywając ten fakt. – W zasadzie nic nie wiem o twojej mamie, tacie, rodzeństwie…
– Są wspaniali, lecz zupełnie różni od ludzi w waszym kraju. – Ahmed zamyśla się. – Są bardziej żywiołowi, otwarci i życzliwi. Tam nie musisz prosić o pomoc, dla nas, Arabów, to zaszczyt móc przysłużyć się drugiej osobie. Robimy to w imię Allaha.
– A u nas tylko podkładanie nogi i zawiść – smutno stwierdza mama.
– Może nie zawsze, ale przeważnie – podsumowuje Ahmed. – To smutne, ale na pocieszenie powiem wam, że tak jest we wszystkich skomercjalizowanych krajach na świecie. W gonitwie za karierą, forsą i pozycją ludzie zapomnieli o starych dobrych zwyczajach.
– Ciekawa jestem tej twojej ojczyzny, mlekiem i miodem płynącej – mówię.
– Przecież tam pojedziemy, bez obaw.
– Nie tak szybko, najpierw musimy przebrnąć przez formalności ślubne, a jak widzisz, nie jest to takie proste, jak by się mogło wydawać – hamuję jego zapędy, bo oprócz ciekawości odczuwam strach przed arabskimi krajami. Tyle się słyszy…
– Moja siostra Malika pracuje w ministerstwie, i to nie jako sprzątaczka. – Ahmed jest w świetnym humorze.
– Ooo – wyrażamy z mamą miłe zaskoczenie.
– Już z nią rozmawiałem. W ciągu tygodnia będę miał wszystkie niezbędne dokumenty. Możemy rezerwować termin ślubu i kupować suknię.
Krzyczymy jak dzieci i klaszczemy w ręce.
– To czemu nas tak straszysz?! – Rzucam się na niego i przygniatam zaokrąglonym brzuszkiem.
– To ja idę do kuchni pomyśleć o kolacji. – Mama dyplomatycznie się wycofuje, lecz słyszę rozbawienie i zadowolenie w jej głosie.
Dotykam ust Ahmeda językiem i namiętnie przygryzam jego pełne wargi. Nie wiem czemu, ale teraz zamiast myśleć o macierzyństwie, stałam się niewyobrażalnie perwersyjna i ciągle myślę tylko o seksie. Biedny Ahmed na początku wciąż tylko powtarzał, że zaszkodzimy dzidziusiowi, aż w końcu zabrałam go ze sobą do ginekologa.
– Miłość, w tym również cielesna, jest najlepszym lekarstwem na stres i jeśli tylko nie ma przeciwwskazań, a tutaj takich nie widzę, kochajcie się tak często, jak tylko możecie. – Lekarz wydał diagnozę, do której stosujemy się od tego czasu z obopólnym zapałem.
– Nie możemy kupować ani szyć sukni ślubnej w naszym miasteczku – wydaje werdykt mama. – Będziesz musiała się rozebrać i wtedy niczego już nie ukryjesz. Zaraz wezmą cię na języki, informacja dotrze do szkoły i nie wiadomo, co tam wymyślą, żeby uprzykrzyć ci życie.
– To co zrobimy? – Odrywam się od podręczników.
– Trzeba pojechać do Poznania i tam coś wybrać. Moglibyśmy też kupić gotowe zaproszenia.
– Świetny pomysł – przyznaję. – Kiedy?
– W najbliższy weekend.
– Zadzwonię do Ahmeda i uzgodnię to z nim. – Obracam się z powrotem w stronę biurka.
– Niech jeszcze przygotuje listę swoich gości, to ja za jednym zamachem wypiszę wszystko.
– Dzięki, mamo, jesteś cudowna, ale o weselu ja na razie w ogóle nie chcę myśleć. Zresztą kogo tu zaprosić?
– Znajdzie się co najmniej ze dwadzieścia osób. – Widzę, że jest szczęśliwa i podekscytowana. – Twojego ojca należałoby zawiadomić.
– Jak uważasz, on dla mnie nie istnieje.
– Jednak formalności musi stać się zadość. Byleby nie przyjechał z tą swoją młodocianą lafiryndą – wzdycha smutno. – Ale chyba nie będzie tak bezczelny, choć w zasadzie wszystkiego można się po nim spodziewać..
Sobota to idealny dzień na zakupy. Widocznie wszyscy tak uważają, bo na miasto wyległy tłumy. Potrzebuję trochę odpoczynku i przerwy w nauce. Nie jestem już w stanie przyswoić nawet najprostszej regułki, nie mówiąc o rozwiązaniu najbanalniejszego matematycznego zadania. Dobrze, że Ahmed to umysł ścisły i mi pomaga.
– Słuchajcie – mówi na wstępie – przeprowadziłem wywiad u moich koleżanek na uczelni, pogrzebałem w lokalnych gazetach i znalazłem parę ciekawych punktów z modą ślubną. Powinno nam pójść jak z płatka, a potem, drogie panie, zapraszam do restauracji na obiad – przedstawia atrakcyjny plan na dzisiejszy dzień.
Salon, przed którym stajemy, jest wielki i ekskluzywny. Patrzę na mamę, na jej rozczłapane buty, sfilcowany sweterek i wytartą spódnicę. Wszystko, co ja mam na sobie, jest przykuse i za ciasne, jak z młodszej siostry. Zerkam niepewnie na Ahmeda. On wygląda świetnie i widać, że ubiera się w eleganckich sklepach. Lekki wiosenny garnitur w delikatne prążki, wyprasowana koszula, dopasowany krawat i błyszczące skórzane buty. Razi trochę jedynie nieodłączny od pewnego czasu jedwabny szal na szyi.
– My chyba tam nie pasujemy. – W panice chwytam go pod ramię.
– Co ty mówisz! – oburza się i widzę, że tak łatwo nie da się stąd odciągnąć.
– Będzie drogo, strasznie drogo – kontynuuję na bezdechu.
– W