jako Thanos.
– Albo znana.
– Znana?
– Tak, chociaż pewnie się mylę. Takie organizacje przestępcze zwykle wykorzystują kobiety. Raczej im nie dają kierowniczych stanowisk. Poza tym ci, którzy mówili o Thanosie, przeważnie używali rodzaju męskiego.
– Więc dlaczego przyszło ci do głowy, że to może być kobieta?
– Powiedziałabym, że to przez coś w rodzaju głębokiego szacunku, z którym się mówi o tym kimś. Od zarania dziejów mężczyźni wyrażali się tak o kobietach, które podziwiali i których pożądali.
– Więc to jakaś piękność.
– Na to wygląda, choć możliwe, że wywęszyłam tam tylko odrobinę homoerotyzmu. Nikt by się nie ucieszył bardziej ode mnie, gdyby wyszło na jaw, że rosyjscy gangsterzy i decydenci mają takie skłonności.
– Ha, zgadza się!
– Ale w zasadzie wspominam o tym tylko po to, żebyś miała otwarty umysł, kiedy ten galimatias w końcu wyląduje na twoim biurku. Jest w to zamieszanych kilku adwokatów. Jak zwykle, prawda? Dzięki hakerom można kraść, a dzięki adwokatom robić to zgodnie z prawem. Co takiego mówił Balder?
– Jesteśmy równi wobec prawa, wtedy kiedy płacimy po równo.
– Otóż to. W dzisiejszych czasach ci, których stać na dobrą obronę, mogą zagrabić, co tylko chcą. Na pewno znasz przeciwnika Baldera – waszyngtońską kancelarię Dackstone & Partner.
– O, tak.
– W takim razie wiesz, że zatrudniają również duże firmy technologiczne, które chcą dokopać w sądzie wynalazcom i innowatorom liczącym na wynagrodzenie za to, co stworzyli.
– Tak jest. Dowiedziałam się o tym, już kiedy zajmowaliśmy się procesami wynalazcy Håkana Lana.
– To też mrozi krew w żyłach, nie sądzisz? Ale najbardziej interesujące jest w tym wszystkim to, że nazwa Dackstone & Partner pada podczas jednej z niewielu rozmów członków tej grupy przestępczej, które nam się udało podsłuchać i odczytać. Mówią tam o nich D.P. albo po prostu D.
– Więc Solifon i te dranie mają wspólnych prawników.
– Na to wygląda, ale to jeszcze nie wszystko. Dackstone & Partner zamierza otworzyć filię w Sztokholmie. Wiesz, jak się tego dowiedzieliśmy?
– Nie – odparła Gabriella. Denerwowała się coraz bardziej. Chciała się jak najszybciej pożegnać i zająć się załatwianiem policyjnej ochrony dla Baldera.
– Dzięki temu, że podsłuchiwaliśmy tę grupę. Chabarow wspomniał o tym mimochodem, co oznacza, że są w ścisłym kontakcie z kancelarią. Wiedzieli o filii, jeszcze zanim ta informacja została podana do wiadomości publicznej.
– Naprawdę?
– Tak. A w Sztokholmie Dackstone & Partner mają połączyć siły ze szwedzkim adwokatem Kennym Brodinem, który wcześniej zajmował się sprawami karnymi i jest znany z utrzymywania zbyt bliskich związków z klientami.
– Wystarczy wspomnieć o klasycznym zdjęciu, które zawędrowało do kolorowej prasy. O tym, na którym Brodin baluje z gangsterami i migdali się z jakąś call girl – powiedziała Gabriella.
– Widziałam i myślę, że warto zacząć od pana Brodina, jeśli wy też chcecie się temu przyjrzeć. Kto wie, może okaże się ogniwem łączącym świat wielkich finansów i tę grupę.
– Zerknę na to – odparła Gabriella. – Ale teraz mam na głowie jeszcze kilka innych spraw. Z pewnością jeszcze się usłyszymy.
A potem zadzwoniła do Wydziału Ochrony. Dyżur miał sam Stig Yttergren, co nie ułatwiało sprawy. Miał sześćdziesiąt lat, był korpulentny, często zaglądał do kieliszka i najbardziej lubił grać w karty i układać pasjanse w internecie. Czasami nazywano go panem Wszystko Jest Niemożliwe. Wyjaśniła mu więc wszystko najbardziej służbowym tonem, na jaki było ją stać, i zażądała, żeby profesor Frans Balder z Saltsjöbaden jak najszybciej dostał ochronę. Stig Yttergren jak zwykle odpowiedział, że to będzie bardzo trudne i prawdopodobnie się nie uda, a kiedy powiedziała, że to rozkaz samej szefowej Säpo, wymamrotał coś, co w najgorszym wypadku mogło znaczyć: A to wywłoka.
– Nie słyszałam tego – odparła Gabriella. – Tylko dopilnuj, żeby poszło szybko.
Oczywiście nie poszło. Czekała i bębniła nerwowo palcami w blat biurka. Szukała informacji o Dackstone & Partner i o wszystkim, o czym mówiła Alona. I wtedy właśnie poczuła, że ma do czynienia z czymś niepokojąco znajomym.
Nic jednak nie chciało się wyklarować i zanim zdążyła cokolwiek ustalić, oddzwonił Stig Yttergren. Oczywiście okazało się, że nikt z Wydziału Ochrony nie jest akurat dostępny. Trwał jakiś spektakl, w którym uczestniczyło wyjątkowo wielu członków rodziny królewskiej i następca tronu Norwegii z małżonką. Zanim którykolwiek z ochroniarzy zdążył zareagować, ktoś postawił na głowie przewodniczącego Szwedzkich Demokratów rożek z lodami. Podczas jego późniejszej przemowy w Södertälje trzeba było wzmocnić ochronę.
Yttergren zlecił więc to zadanie dwóm wspaniałym chłopakom z policji porządkowej – Peterowi Blomowi i Danowi Flinckowi. Gabriella musiała się tym zadowolić, choć nazwiska Blom i Flinck kojarzyły jej się z Klingiem i Klangiem z książek o Pippi Langstrumpf. Nabrała złych przeczuć. Później miała o to do siebie pretensje.
To było takie typowe dla snobistycznego środowiska, z którego się wywodziła – oceniać ludzi po nazwisku. Bardziej powinna się martwić, gdyby wyglądały na szlacheckie – mogliby się okazać zblazowani i zepsuci. Wszystko będzie dobrze, pomyślała i postanowiła pozbyć się uprzedzeń. A potem wróciła do pracy. Wiedziała, że to będzie długa noc.
Rozdział 9
noc z 20 na 21 listopada
LISBETH OBUDZIŁA SIĘ w wielkim podwójnym łóżku, leżąc w poprzek. Przypomniała sobie, że śnił jej się ojciec. Poczucie zagrożenia otulało ją jak płaszcz. I nagle przypomniała sobie poprzedni wieczór i doszła do wniosku, że równie dobrze może to być reakcja chemiczna zachodząca w jej organizmie. Miała ostrego kaca. Wstała i chwiejąc się na nogach, ruszyła do wielkiej łazienki z jacuzzi, marmurem i całym tym kretyńskim luksusem. Chciało jej się wymiotować. Ale opadła tylko na podłogę i ciężko oddychała.
Potem wstała, spojrzała w lustro i zobaczyła swoje przekrwione oczy. Nie był to widok krzepiący. Z drugiej strony dopiero minęła północ. Pomyślała, że pewnie spała nie dłużej niż kilka godzin. Wyjęła z szafki szklankę i napełniła ją wodą. W tej samej chwili wróciło wspomnienie snu. Ścisnęła szklankę tak mocno, że szkło pękło i zraniła się w rękę. Krew kapała na podłogę. Zaklęła i doszła do wniosku, że raczej już nie zaśnie.
Zaczęła się zastanawiać, czy powinna próbować złamać szyfr pliku, który ściągnęła poprzedniego dnia. Nie, to nie miało sensu, przynajmniej teraz. Owinęła rękę ręcznikiem, podeszła do półki i wzięła do ręki nową książkę fizyczki z Princeton Julie Tammet. O tym, jak gwiazdy o dużej masie zapadają się i tworzą czarne dziury. A potem położyła się na czerwonej kanapie stojącej pod oknem z widokiem na Slussen i Riddarfjärden.
Zaczęła czytać i poczuła się trochę lepiej, choć krew spływała na kartki, a głowa nie przestawała boleć. Mimo wszystko pogrążała się w lekturze coraz bardziej i od czasu do czasu notowała coś na marginesie. Właściwie