pierwszy mruknął potakująco, mijając Magdę. Stwierdziła, że czuć go dymem i swądem przypalonego ciała. Kiedy przechodził obok, zauważyła na jego szacie plamki krwi.
Pochyliła głowę, żeby nie rozpoznali jej dwaj pozostali mężczyźni niosący jarzące się kule rzucające chłodny, zielonkawy poblask na ich gniewne twarze. Wszyscy trzej szybko zniknęli w ciemnościach.
ROZDZIAŁ 19
Kiedy tamci znaleźli się poza zasięgiem słuchu, Tilly nachyliła się ku niej.
– Czarodzieje – powiedziała i dopiero wtedy ruszyła w dalszą drogę.
Magda przypuszczała, że byli czarodziejami, bo mieli na sobie proste szaty, a kiedy spojrzała im w oczy, zyskała pewność.
Chociaż sama nie miała daru, dysponowała rzadko spotykaną umiejętnością dostrzegania go w oczach tych, którzy go mieli. Zawsze uważała, że to po prostu intuicja. Baraccus twierdził, że coś więcej. Powiedział jej, że choć nie ma jawnego daru, ma ukryte zdolności, pod pewnymi względami wyróżniające ją spośród innych pozbawionych magicznego daru. Że iskra życia jest w niej silniejsza niż u większości ludzi. To właśnie – powiedział – zobaczył w jej oczach: że jest nie tylko piękna, ale i inteligentna, niezwykła, wyjątkowa. Czasami patrzył jej w oczy i szeptał do siebie, jaka jest urzekająca, jakby go nie słyszała, jakby w samotności patrzył na coś niezwykłego, a nie na swoją żonę.
Nigdy się nie uważała za aż tak wyjątkową, ale była szczęśliwa, że on tak o niej myślał.
Dobrze pamiętała chwilę, kiedy po raz pierwszy spojrzała Baraccusowi w oczy. Jak jej zabrakło słów, kiedy patrzyła w te łagodne, mądre oczy. Jaka się wtedy poczuła bezpieczna. Wiedziała, oczywiście, że miał dar, lecz za tymi magicznymi talentami zobaczyła też przystojnego starszego mężczyznę, który ją zafascynował. Któż zna ścieżki miłości?
Magda nie tylko ujrzała dar w oczach wszystkich trzech mężczyzn, ale i była przekonana, że rozpoznała dwóch pierwszych. Nie wiedziała, jak się nazywają, ale już ich widziała. Czasami towarzyszyła Baraccusowi, kiedy udawał się w niższe sektory Wieży, żeby się zobaczyć z czarodziejami. Pomyślała, że właśnie wtedy musiała zobaczyć tych mężczyzn, bo nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek odwiedzili Baraccusa w ich komnatach.
Pomyślała również, że zna imię „Merritt”. Baraccus spotykał się z wieloma mającymi dar i nie zawsze jej ich przedstawiał. Wiedziała, kiedy wolał, żeby pozostała na uboczu lub nawet w ogóle się nie pokazywała – na przykład wtedy, kiedy ktoś przychodził porozmawiać o poufnych sprawach lub żeby poinformować o kłopotach. Czasami, kiedy goście już wyszli, Baraccus stawał w oknie i ze stoickim spokojem patrzył na leżące w dole Aydindril. A czasem po ich wyjściu mówił jej, jak się nazywają i o czym rozmawiali. Niekiedy opowiadał jej o ludziach, z którymi spotykał się w niższych sektorach Wieży. Imię „Merritt” brzmiało znajomo, chociaż nie mogła dopasować do niego żadnej twarzy. Może nigdy nie widziała tego czarodzieja, a tylko słyszała, jak Baraccus o nim mówi.
Magda wolałaby nie wracać na niższe poziomy Wieży. W najlepszym razie było to miejsce działające na nerwy, pomijając nawet pewne sprawy, o których słyszała od Baraccusa, a teraz – po ostrzeżeniach Tilly – jeszcze bardziej odstręczające. Ale nie miała pojęcia, co innego mogłaby zrobić. Skończyły się jej pomysły, a musiała znaleźć odpowiedzi.
Całe tygodnie po wyjeździe lorda Rahla dyskretnie zasięgała języka, ale nic to nie dało. Rozmawiała ze wszystkimi znanymi sobie czarodziejami i czarodziejkami, a przynajmniej z tymi, do których mogła swobodnie zagadać. Większość była jej przychylna, lecz nikt z nich nie wiedział o niczym, co by się mogło przydać.
Magda wiedziała, że Baraccus rzadko się zwierzał innym, nawet tym mającym dar; chyba że chodziło o konkretne sprawy, o których powinni wiedzieć. Jej dociekania tylko to potwierdziły. Inni znali jedynie drobne fragmenty całości. Trochę się zdziwiła, uświadamiając sobie, że o wiele więcej niż inni wie o Baraccusie i jego sprawach, więcej nawet niż ludzie, z którymi pracował.
Dzięki Baraccusowi więcej niż ktokolwiek z nich wiedziała o wojnie, o skomplikowanych sojuszach i tajnych działaniach, choć może nie znała szczegółów. Chociaż inni dostrzegali pewne szczegóły, to ona w wielu przypadkach widziała całościowy obraz tego, nad czym pracował Baraccus. Lepiej znała związki pomiędzy różnymi fragmentami.
Podobnie było nawet z lordem Rahlem, człowiekiem, któremu Baraccus najbardziej ufał, lecz także nie powierzał mu wszystkiego. I chociaż Alric Rahl znał wiele szczegółów dotyczących Nawiedzających Sny, mniej niż Magda wiedział o całej tej sprawie.
Jej mąż pilnie strzegł swoich tajemnic, nie mówił o swojej działalności ani o przyczynach tego, co robił. Często powtarzał, że zachowywanie takiej wiedzy dla siebie to kwestia przetrwania.
Chociaż Magda dużo wiedziała, i tak słabo się orientowała w rozmaitych aspektach jego działalności. I nadal nie wiedziała, dlaczego się zabił.
Wielu spośród tych, z którymi rozmawiała, wolało ją wypytywać, niż mówić o Baraccusie. Chcieli się dowiedzieć o Nawiedzających Sny i czy prawdą jest to, co opowiadają ludzie, którzy byli na sesji rady, kiedy się tam zjawiła, cała zakrwawiona. Kiedy Magda potwierdziła, pytali o modły, które się wypowiada, żeby chronić umysł. Udzieliła rady każdemu, kto o nią prosił. Niektórzy słuchali z otwartym umysłem i byli wdzięczni, innych nie interesowała więź z Alrikiem Rahlem.
Dowiedziała się, że kilku mających dar już się spotkało z lordem Rahlem i przystało na więź z nim.
Początkowo, po wyjeździe lorda Rahla, Magda się martwiła, czy więź nadal działa. Ku swojemu zdziwieniu przekonała się, że wciąż go wyczuwa. Było to bardzo dziwne uczucie, lecz dzięki tej więzi wiedziała, jak daleko jest lord i w jakim kierunku zmierza. Ta łączność dodawała jej otuchy i pewności, że jest chroniona przed Nawiedzającymi Sny.
Lato się kończyło, tajemnice skryte za śmiercią Baraccusa wciąż nie dawały jej spokoju i Magdzie pozostawało jedynie pójść za podszeptem Tilly. Nie bardzo jej się to podobało, zwłaszcza przy nowych zagrożeniach w Wieży, ale w swoim poszukiwaniu odpowiedzi zabrnęła w ślepy zaułek. No a poza tym podświadomie się obawiała, że straci szansę, jeśli Nawiedzający Sny ją uprzedzi i zawładnie kobietą.
Pomimo jej obaw Tilly zdawała się rozumieć, że Magda musi się dowiedzieć, dlaczego Baraccus się zabił. Uważała, że spotkanie z tą kobietą przynajmniej pomoże Magdzie odzyskać spokój. Lecz Magda szukała nie tylko spokoju. Pragnęła odpowiedzi.
Korytarz wreszcie doprowadził je do ogromnego, wąskiego pomieszczenia przypominającego olbrzymią szczelinę w trzewiach góry. Bloki drobnoziarnistego granitu tworzyły strzelające w górę ściany. Pomieszczenie miało pewnie dwanaście pięter wysokości, ale szerokością ledwie dorównywało korytarzom w Wieży, w których kupcy czasem sprzedawali swoje towary z niewielkich wózków lub budek.
Wąski korytarz był taki długi, że Magda nie widziała twarzy ludzi znajdujących się na jego końcu. Czasami nie mogła się nawet zorientować, jakiej są płci. Dostrzegała jedynie barwy szat informujące o randze i funkcji.
Trochę jej ulżyło, że znowu widzi ludzi, że nie jest sama w ciemnych czeluściach. Krzyki, które usłyszała, i wieść, że ktoś właśnie umarł, na nowo roznieciły ból po stracie męża.
Tuż u szczytu jednej z długich ścian widać było nocne niebo. Uwijały się tam nietoperze, łowiąc owady.
Zza rogu wyglądał kocur; wielkie zielone ślepia obserwowały