z założonymi na piersi rękami, staje przy biurku w klasie i mówi:
– Ten, kto zabrał ze stołu czaszkę jagnięcia, niech odłoży ją z powrotem i sprawa zostanie zamknięta.
Jednak dni mijają i czaszka nie wraca.
Nie mogę myśleć o niczym innym. Mama i Tilda wiedzą, jaka jestem przygnębiona; mają świadomość, że opiekowałam się czaszką ze względu na martwe jagnię i jego matkę. Żeby mnie pocieszyć, któregoś wieczoru po pracy mama maluje moje znalezisko, ale udaję tylko, że obraz mi się podoba, bo ma zbyt żywe kolory i brakuje mu czułości. A pewnej nocy, kiedy leżymy w łóżkach, zwierzam się Tildzie, że podejrzewam o kradzież Precious, bo mnie nie lubi i nie podobała jej się czaszka. Tilda odpowiada, że chętnie dałaby Precious w twarz, bo chodzi jej tylko o to, aby być w centrum zainteresowania, i należy jej się nauczka.
– Poza tym stanęłabyś w mojej obronie – zauważam.
– To też. Jestem twoim aniołem stróżem.
Nie mogę wyczytać z jej twarzy, czy mówi poważnie, czy sama lubi czuć się ważna.
Przez kilka następnych dni chodzimy za Precious po podwórku i skandujemy: „Wiemy, że to twoja sprawka! Wiemy, że to twoja sprawka!” – a ja myślę sobie: „A do tego masz kurzajki i zalatuje od ciebie ciastkami”.
Precious w końcu bierze odwet:
– Niech ci się nie wydaje, że uciekniesz przed swoją szurniętą siostrą, Tildo Farrow!
Wtedy Tilda daje jej w twarz, ja płaczę z wdzięczności i rozczulenia, podczas gdy Precious biegnie na skargę do panny Parfitt. (Po latach Tilda zapyta: „Pamiętasz, jak znęcałyśmy się nad Precious Makepeace?”. Będę szukać biedaczki na Facebooku, ale daremnie).
Tamtego wieczoru, sama w naszej sypialni, biorę różowy notatnik z księżniczką, który dostałam na urodziny, i piszę na pierwszej stronie: „Moje dossier”. Nauczyłam się tego słowa od mamy, która prowadzi dossier ulubionych artystów, robi notatki o ich technice i stylu, próbując ich zrozumieć i – jak mówi – „wchłonąć ich esencję”, aby jej prace stały się lepsze. Wtedy właśnie zaczynam pisać o Tildzie, relacjonować, co robiła danego dnia, jak wyglądała i co powiedziała. Wszystko, w najdrobniejszych szczegółach. Jak się śmiała, kiedy zdzieliła Precious, i jak potem się rozejrzała, żeby sprawdzić, czy ma publiczność. Litość w jej oczach, kiedy popatrzyła ma mnie – swoją żałosną, płaczliwą siostrę bliźniaczkę. Jest odważniejsza ode mnie – notuję. – I silniejsza. Potem to przekreślam, bo dociera do mnie, że chociaż idealizuję siostrę, nie znam jej zupełnie, nie wiem, jaka jest w środku. Jeśli chcę „wchłonąć jej esencję”, będę musiała poświęcić jej znacznie więcej uwagi.
Skończywszy pisanie, spoglądam na strony dossier z głęboką satysfakcją, jakbym pisząc o niej, była mniej przez nią zdominowana.
4
Tilda wciąga mnie w swój związek – przyłącz się do nas tu, przyłącz się do nas tam, chodź z nami na kręgle, chodź z nami do teatru. To dziwne, bo dotychczas widywałam się z siostrą zaledwie co trzy – cztery tygodnie, i to tylko w wieczory filmowe. Teraz proponuje, żebym pojechała z nią i Felixem na Borough Market, gdzie chce kupić francuski ser o nazwie cancoyotte, który zamierza podać z szampanem i orzechami. Jedzie także po żytni chleb litewski, karmel z solą morską, miniszklarnię na parapet okienny do hodowania kiełków rokietty i botwinki. Tilda przez telefon recytuje swoją listę zakupów takim głosem, jakby te wszystkie nowinki stanowiły światowe odkrycie, ale domyślam się, że chodzi jej o to, abym jeszcze lepiej poznała Felixa. Zgadzam się od razu.
Perspektywa, że znowu go zobaczę, wyostrza moje zmysły i kiedy przez londyńskie ulice jadę na targ, wszystko wydaje się cudownie wyraźne – magnolie, czerwone autobusy, ludzie wyprowadzający na spacer labradoodle (psy tej rasy są teraz wszędzie!). Po przyjeździe na miejsce wciąż jestem w stanie uniesienia; oszołomiona świeżym powietrzem, czuję, że mrowi mnie skóra – i nie muszę długo czekać, bo Tilda i Felix wyrastają na chodniku, idąc w moją stronę.
Felix ma roześmiane oczy, jak zwykle, i ściska mnie mocno, a potem we troje zagłębiamy się w tłum, podchodząc kolejno do stoisk na targu i próbując dojrzeć wystawione na sprzedaż produkty.
Tilda i Felix idą objęci w pasie, są jak papużki nierozłączki, i po jakiejś godzinie na targu przyłapuję się na tym, że idę za nimi, starając się włączyć do rozmowy; i coś się zmienia – moje podniecenie, zamiast rosnąć, maleje, tak że zaczynam się czuć ociężała i nudna i dociera do mnie, że jakimś sposobem weszłam w rolę głupiej owcy podążającej za nimi tępo od stoiska do stoiska, podczas gdy oni degustują po kawałku chorizo, salami, chleba maczanego w rzadkich oliwach z oliwek. Felix nieobecnym głosem wypytuje o procesy produkcyjne i aromaty i po raz pierwszy zauważam, że mówiąc cicho, jak ma w zwyczaju, zmusza innych, żeby się ku niemu pochylali.
W pewnym momencie poświęca szczególną uwagę mnie, proponując:
– Spróbuj tego, Callie. Czy nie ma intrygujących nut, słonej i kwaśnej jednocześnie? – I wsuwa mi kawałeczek koziego sera do ust, gdy posłusznie je otwieram.
Tilda teraz wdzięcznie trzyma go pod rękę i patrzy na mnie, czekając na moją reakcję.
– Jest gorzkawy – odpowiadam. – Nie tak jak cheddar.
Potem idziemy dalej, do stoiska, w którym sprzedają świeżo wyciśnięty sok jabłkowy; łysy facet nalewa go do miniaturowych papierowych kubków.
– Hej, piękna! – mówi do Tildy. – Spróbuj tego. – A potem następuje nieuniknione: – Ja cię chyba skądś znam.
Wszędzie, dokąd Tilda pójdzie, rozpoznają ją jako aktorkę z Rebeki. Nawet gdy jest w ciemnych okularach. Kosztuje soku, ale nic nie mówi i kiedy oddaje kubeczek, Felix odciąga ją od stoiska. Tamten łysy pochyla się w moją stronę.
– Kim on jest? To jej ochroniarz?
Łapiemy taksówkę i jedziemy na Curzon Street; Tilda i Felix idą do kuchni, żeby przygotować lunch z zakupionych na targu produktów, a ja siadam na kanapie i przerzucam leżącego na stoliku do kawy „Vogue’a”, wącham próbki perfum, wcieram je w nadgarstki i w szyję. Zauważam, że Felix zerka czule na Tildę układającą jedzenie na talerzach, obserwuje ją idącą do łazienki. Kiedy moja siostra stamtąd wychodzi, rzuca:
– Dobrze ci w niej.
Przebrała się w powiewną bluzkę koloru łososiowego, prawie przezroczystą; jestem pewna, że to Felix ją kupił, w prezencie. Nawet na moje niewprawne oko wygląda na drogą.
– Ładnie – potwierdzam.
Tilda defiluje przez pokój jak Cara Delevingne na wybiegu, mówiąc:
– Givenchy!
– Skoro tak mówisz…
Patrzę, jak zarzuca Felixowi ręce na szyję i całuje go z wdzięcznością, delikatnie, a potem staje przy nim tak blisko, że gdy dalej przygotowują posiłek, ich ramiona się stykają.
Opuszczam wzrok na „Vogue’a”, ale go nie czytam. Zamiast tego przysłuchuję się ich rozmowie; Tilda głównie zadaje Felixowi pytania: „Co u Julia?”, „Ile dziś rano przebiegłeś?”, „Podoba ci się mój lakier do paznokci?”, „Podobają ci się te buty?”. Wygląda na to, że jego opinia na temat tych wszystkich przyziemnych spraw jest silnym spoiwem ich związku, i atmosfera w kuchni staje się intymna. Wtedy, ni stąd, ni zowąd, Felix woła:
– Niech to szlag! Nie kupiłem wody gazowanej…
Jego