Yuval Noah Harari

Sapiens


Скачать книгу

choć mają też nazwę naukową: Homo floresiensis. Te posługujące się włóczniami „niziołki” ważyły nie więcej niż 25 kilogramów. Nie znaczy to, że brakowało im odwagi: regularnie polowali na występujące na wyspie słonie, aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, że owe słonie także były gatunkiem karłowatym. Otwarte przestrzenie Azji zostały zaludnione przez Homo erectus, „człowieka wyprostowanego”, który bytował tam przez ponad półtora miliona lat i dzięki temu stał się najdłużej utrzymującym się przy życiu gatunkiem człowieka w historii.

      2. Nasi kuzyni, na podstawie współczesnych spekulatywnych rekonstrukcji (od lewej do prawej): Homo rudolfensis (Afryka Wschodnia, ok. 2 mln lat temu); Homo erectus (Azja, ok. 2 mln–50 tys. lat temu); Homo neanderthalensis (Europa i Azja Zachodnia, ok. 400–30 tys. lat temu).

      W 2010 roku kolejnego zaginionego kuzyna ocalili od zapomnienia naukowcy, którzy podczas prac wykopaliskowych w jaskini Denisowa na Syberii odkryli skamieniałą kość palca. Analiza genetyczna wykazała, że palec ten należał do nieznanego wcześniej gatunku człowieka, który nazwano Homo denisova. Kto wie, ilu naszych zaginionych krewnych wciąż czeka na odkrycie w innych jaskiniach, na innych wyspach i w innych strefach klimatycznych.

      W tym samym czasie, kiedy owe gatunki człowieka ewoluowały w Europie i Azji, nie ustawała ewolucja człowieka w Afryce Wschodniej. Ta kolebka ludzkości w dalszym ciągu stwarzała dogodne warunki bytowania licznym nowym gatunkom, takim jak Homo rudolfensis, „człowiek z jeziora Rudolfa”, Homo ergaster, „człowiek pracowity”, wreszcie naszemu gatunkowi, który nieskromnie nazwaliśmy homo sapiens, „człowiekiem rozumnym”.

      Niektóre z tych gatunków odznaczały się potężną masą ciała, inne zaś były niskiego wzrostu. Jedni byli budzącymi lęk myśliwymi, inni łagodnymi zbieraczami roślin. Jedni zamieszkiwali wyłącznie jedną wyspę, inni przemierzali całe kontynenty. Wszyscy jednak należeli do rodzaju Homo. Wszyscy byli istotami ludzkimi.

      Częstym błędem w rozumowaniu jest wyobrażanie sobie, że wszystkie te gatunki układały się w prostą linię pochodzenia, w której ergaster dawał początek erectusowi, ten zaś neandertalczykowi, który z kolei wyewoluował w nas. Ten linearny model tworzy bowiem błędne wrażenie, że w każdym dowolnym momencie Ziemię zamieszkiwał tylko jeden typ człowieka i że wszystkie gatunki o starszym rodowodzie były tylko starszymi wersjami nas samych. Prawda jest taka, że mniej więcej od 2 milionów do 10 tysięcy lat temu świat był zamieszkany przez kilka gatunków człowieka jednocześnie. Dlaczego miałoby być inaczej? I dziś istnieje wiele gatunków niedźwiedzi: brunatny, czarny, grizzly, polarny. Jakiś czas temu po powierzchni naszej planety chodziło co najmniej sześć gatunków człowieka. To nasza dzisiejsza jedyność, a nie tamta wielogatunkowa przeszłość jest osobliwa – a być może stawia też nas na ławie oskarżonych. Jak się niebawem przekonamy, nasz gatunek, homo sapiens miał swoje powody, by wymazać pamięć o swoim rodzeństwie.

Koszty myślenia

      Pomimo licznych różnic wszystkie gatunki człowieka mają kilka wspólnych cech swoistych. Przede wszystkim w porównaniu z innymi zwierzętami ludzie są wyposażeni w nadzwyczaj duże mózgi. Przeciętna pojemność mózgu ssaka o masie 60 kilogramów wynosi 200 centymetrów sześciennych. Tymczasem sześćdziesięciokilogramowy współczesny homo sapiens ma mózg o średniej pojemności 1200–1400 centymetrów sześciennych. Mózg najstarszych mężczyzn i kobiet, żyjących 2,5 miliona lat temu, miał mniejsze rozmiary, ale i tak był duży, gdy na przykład porównać go do mózgu lamparta o tej samej wadze. W toku ewolucji człowieka dysproporcja ta pogłębiała się.

      To, że ewolucja faworyzuje większe mózgi, może nam się wydawać zrozumiałe samo przez się. Ponieważ nasza wyższa inteligencja tak nas fascynuje, zakładamy, że gdy idzie o zdolności mózgu, liczy się wielkość. Gdyby jednak tak było, to rodzina kotowatych wydałaby gatunek kota, który potrafiłby wykonywać działania arytmetyczne. Dlaczego rodzaj Homo jako jedyny przedstawiciel całego królestwa zwierząt wykształcił tak niezwykłe maszyny do myślenia?

      W rzeczywistości potężny mózg oznacza dla organizmu potężne obciążenie. Niełatwo jest go transportować, zwłaszcza że jest osadzony wewnątrz ogromnej czaszki. Jeszcze trudniej dostarczać mu energię. Masa mózgu homo sapiens stanowi 2–3 procent masy całego ciała, ale zużywa 25 procent spoczynkowej energii ciała. Dla porównania mózgi innych małp człekokształtnych pochłaniają zaledwie 8 procent energii spoczynkowej. Człowiek archaiczny zapłacił za swój duży mózg w dwójnasób: po pierwsze, spędzał więcej czasu na poszukiwaniu pożywienia; po drugie, jego mięśnie zaczęły zanikać. Niczym rząd przenoszący środki z obronności na edukację ludzie przenosili energię z bicepsów na neurony. To, że okaże się to dobrą strategią przetrwania na sawannie, bynajmniej nie było z góry przesądzone. Szympans nie wygra z homo sapiens pojedynku na słowa, ale małpa człekokształtna potrafi rozszarpać człowieka niczym szmacianą lalkę.

      Musiało to się jednak opłacać, w przeciwnym razie obdarzeni dużym mózgiem ludzie nie zdołaliby przetrwać. Jakie korzyści przyniosły takie mózgi, by zrekompensować utratę masy mięśniowej? W epoce, która wydała Alberta Einsteina, pytanie to może wydawać się niedorzeczne, ale pamiętajmy, że Einstein to fenomen z cokolwiek nieodległej przeszłości. Przez przeszło 2 miliony lat układ nerwowy ludzi stale się rozrastał, ale poza garścią krzemiennych noży i ostro zakończonymi kijami ludzie niewiele z tego mieli. Ewolucja ludzkiego mózgu jest nawet bardziej zagadkowa niż ewolucja niezgrabnego ogona pawia albo ciężkiego poroża jeleni. Dlaczego warto było zadać sobie ten trud? Szczerze powiedziawszy, nie wiadomo.

      Kolejną osobliwością człowieka jest chód wyprostowany na dwóch tylnych kończynach. Z pozycji stojącej łatwiej badać wzrokiem sawannę, by wypatrzeć grubego zwierza albo wroga, a zwolnione z funkcji lokomocyjnej ręce można było wykorzystywać do innych celów, jak miotanie kamieni czy dawanie znaków. Im więcej te ręce potrafiły, tym większy sukces odnosili ich posiadacze, a zatem presja ewolucyjna pociągała za sobą postępującą koncentrację nerwów i precyzyjnie dostrojonych mięśni w obrębie śródręczy i palców rąk. W konsekwencji ludzie potrafią wykonywać swoimi dłońmi niezwykle złożone czynności. W szczególności zaś potrafią wytwarzać wymyślne narzędzia i ich używać. Najwcześniejsze świadectwa wytwarzania narzędzi datują się sprzed 2,5 miliona lat, a produkcja i zastosowanie narzędzi to cechy charakterystyczne, na podstawie których archeolodzy rozpoznają pradawnych ludzi.

      Lecz chodzenie w pozycji wyprostowanej ma jedną wadę. Szkielet naszych przodków z rzędu naczelnych rozwijał się przez miliony lat, by użyczać rusztowania podtrzymującego istotę chodzącą na czworakach i wyposażoną w stosunkowo małą głowę. Przystosowanie się do wyprostowanej postawy ciała było nie lada wyzwaniem, zwłaszcza że kościec musiał podpierać szczególnie dużą mózgoczaszkę. Swój podwyższony punkt obserwacji i zwinne ręce gatunek ludzki okupił obolałym kręgosłupem i sztywnym karkiem.

      Kobiety poniosły większe koszty. Chód wyprostowany wymagał węższych bioder, co powodowało zawężanie się kanału rodnego – i to wtedy, gdy niemowlęta miały coraz większe głowy. Śmierć przy porodzie stała się dla kobiet poważnym zagrożeniem. Kobiety, które rodziły po krócej trwającej ciąży, kiedy niemowlęta wciąż miały jeszcze stosunkowo miękki mózg i małą głowę, radziły sobie lepiej i dochowywały się liczniejszego potomstwa. W konsekwencji dobór naturalny faworyzował wcześniejsze porody. I rzeczywiście, w zestawieniu z innymi zwierzętami ludzie rodzą się przedwcześnie, niejako „niedorozwinięci”, w momencie, kiedy ich liczne funkcje życiowe są wciąż niezupełnie ukształtowane. Źrebak potrafi kłusować niedługo po urodzeniu; kocięta potrafią samodzielnie wyruszać na żer zaledwie kilka tygodni po przyjściu na świat. Ludzkie niemowlęta są bezbronne i przez długie lata zależne od