mi iść do kuchni, a sam zajął się uspokajaniem córki. Widziałam na jego twarzy wściekłość i całkowitą niezdolność do zrozumienia tego, co się działo. Po raz kolejny wszyscy, których kochałam, po trochu odsuwali się ode mnie.
Kiedy przestałam szlochać, mama pochyliła się i dotknęła mojego brzucha.
– To maleństwo będzie miało wspaniałe życie.
Miałam nadzieję, że się nie myli.
ROZDZIAŁ 9
Październik 1977
Jak można było się spodziewać, w trzeciej ciąży moje mięśnie brzucha były zwiotczałe, i w siódmym miesiącu poruszałam się ciężko, powłócząc nogami. Danny mówił o mnie z czułością: „sunący krążownik”. W każdym razie miałam nadzieję, że mówił to z czułością. Im bliżej było terminu porodu, tym częściej budziłam się w nocy z niestrawnością i podparta poduszkami czekałam, aż ustanie pieczenie w przełyku. Te nocne godziny, gdy podchodziłam do okna i wpatrywałam się w Gwiazdę Północną, stanowiły dodatkową pożywkę dla moich obaw. A jeśli ktoś ukradnie mi dziecko w parku albo ono wypije wybielacz, kiedy na chwilę się odwrócę, a może nawet pogryzie je olbrzymi pies? Próbowałam odpychać od siebie te myśli, zwłaszcza że widziałam, z jakim entuzjazmem Danny czekał na pojawienie się kolejnego członka rodziny. W wolnym czasie pomalował nawet ściany pokoju dziecięcego w małe stateczki.
„Może nam się trafić dzieciaczek z żądzą podróży jak ja, który będzie chciał zobaczyć cały świat” – oznajmił.
Wiedziałam, że liczył na chłopca. Ja wolałam się nie zastanawiać, co bym chciała, bo każda myśl o nowym dziecku prowadziła mnie w przeszłość, do ciebie.
A jednak kiedy Louise była w szkole, a Danny w pracy, nie potrafiłam się oprzeć, by nie wejść do pokoju dziecięcego i nie dotknąć łóżeczka, które Danny odczyścił i pomalował. Wracałam wtedy myślami do chwil, kiedy jeszcze byłeś przy mnie – te cenne wspomnienia z taką siłą wirowały w mej pamięci, że aż kręciło mi się w głowie. Chwilami tak bardzo chciałam wiedzieć, co się z tobą dzieje, że przypominało to fizycznie odczuwalny głód. W takiej sytuacji pomagał mi tylko spacer, dalej i dalej przed siebie, dużo dalej, niż pozwalało na to moje niezdarne ciało, aż z wyczerpania nie byłam już w stanie myśleć.
To był właśnie jeden z takich dni. Szłam nabrzeżem w kierunku doków, myśląc o tym, jak kiedyś czekałam tu na Danny’ego wracającego z rejsu, jak moje ciało domagało się tego momentu, kiedy się do niego przytulę, i cała moja siła i samodzielność, które pomagały mi przetrwać, gdy był daleko, topniały, gdy zjawiał się przy mnie, zawsze nieco inny, niż pamiętałam, bardziej opalony, z krótszymi włosami, z bardziej ogorzałymi dłońmi. Tylko jedno się nie zmieniało: to, co czułam, gdy był w pobliżu. Przekonanie, że jest na tej planecie ktoś, kto stoi po mojej stronie. I oto jak mu odpłaciłam.
Mimo opuchniętych kostek i bólu w krzyżu szłam dalej, aż za siedzibę cechów, bo wysiłek fizyczny bronił dostępu niechcianym wspomnieniom.
Gdy ją zobaczyłam, było za późno na ucieczkę. Szła z przeciwnej strony, pchając wózek z małym dzieckiem, a starszy chłopiec, mniej więcej czteroletni, trzymał się krawędzi wózka i płakał.
Mimo to uśmiechnęła się szeroko:
– Rita!
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
– Przepraszam, to jakaś pomyłka. – Próbowałam ją wyminąć, ale chodnik był zbyt wąski, a jezdnią bez przerwy coś przejeżdżało. Jedynym wyjściem było przywrzeć do muru.
Popatrzyła na mnie z rezygnacją.
– To ty. Wiedziałam, że to ty, jak tylko cię zobaczyłam na jubileuszu. Z taką urodą się nie ukryjesz. – Spojrzała na mój brzuch. Szybko położyłam na nim dłonie w żałosnej próbie ukrycia go, jakby to był dowód mojej nielojalności wobec ciebie.
Miałam ochotę uciec, wbiec między samochody i zniknąć. Zobaczyła moje spojrzenie i podniosła chłopca na ręce, by kciukiem zetrzeć mu z nosa zieloną wydzielinę.
– To normalne, że nie chcesz tego pamiętać. Straszne to było, nie?
Już miałam zaprzeczyć. Jak mogła mi cokolwiek udowodnić? Panika jednak zniszczyła moje wszelkie zdolności aktorskie. Słyszałam błagalny ton w swoim głosie.
– Nie możesz nikomu powiedzieć. Mój mąż i córka nic nie wiedzą. – Myśli kołatały się w mojej głowie, nie chciałam przyjąć do wiadomości, że całe moje życie może się zawalić w ciągu kilku minut jednego przypadkowego dnia. Zaczęłam się odwracać.
Chwyciła mnie za rękę.
– Nie powiedziałaś mężowi?
Najwyraźniej nie zawracała sobie głowy obliczeniami, gdy wszem wobec ogłoszono, że moja jedenastoletnia córka wygrała konkurs piękności. Przecież dobrze wiedziała, że adopcja odbyła się dziewięć lat temu.
Uwolniłam ramię z jej uścisku.
– Nie powiedziałam nikomu. Tylko moja matka wie.
Skinęła głową. Na jej twarzy widać było zrozumienie. To była twarz kogoś, kto wiedział, jak to jest być osądzanym.
– Niech cię Bóg ma w opiece. – Wskazała na mój brzuch. – A ten tu, na kiedy masz termin?
– Początek grudnia.
– To jedyne dziecko po tamtym?
Kiwnęłam głową, wiedząc, że powinnam odejść, ale coś mnie ciągnęło do tej kobiety, jedynej osoby, która rozumiała.
– To jaka będzie różnica między tym małym a twoją córką?
Chciałam skłamać. Najchętniej przyłożyłabym gumkę do prawdy i wydrapała dziurę na tej stronicy mojej przeszłości, tak jak to czasem robiła Louise w zeszycie do matematyki. Ale nie mogłam. Nie mogłam wyprzeć się córki. Próbowałam trochę zaciemnić obraz.
– W tym roku kończy podstawówkę.
Lizzy jednak nie była głupia. Widziałam, jak składa wszystkie elementy w całość i trybiki w jej mózgu kręcą się jak w automacie w salonie gier, do którego zawsze ciągnęła mnie Louise. Jedna myśl popycha następną, która opada na niższy poziom, by spowodować całą kaskadę wniosków. Zmrużyła oczy.
– Zaraz, jak to się stało, że twoja córka jest starsza od dziecka, które oddałaś? Czy o n a jest twojego męża?
Byłam zrozpaczona i przerażona, miałam ochotę pobiec do domu i zatrzasnąć za sobą drzwi, żeby ukryć się przed całym światem. Jej słowa powinny brzmieć głośno, surowo, wręcz oskarżycielsko. Było w niej jednak coś takiego, jakby nic nie mogło jej zdziwić, jakby sama już tyle razy upadła, że ciemne sekrety innych nie zasługiwały na nic więcej niż lekkie uniesienie brwi. Nagle zaczęłam odpowiadać na jej pytania. Najpierw ostrożnie, a potem coraz swobodniej opowiadałam jej o tym, jak Danny był daleko na morzu, aż skomentowała:
– Biedactwo. I cały czas trzymasz to w tajemnicy. Nic dziwnego, że się rzuciłaś jak zranione kocię, kiedy spotkałyśmy się na jubileuszu. Nie powinnam była nic mówić przy Louise. Ale wyrwało mi się, to było tak niespodziewane.
Cofnęłam się myślami do tego dnia, gdy zobaczyłam ją w otoczeniu rudowłosej gromadki. Nie mogłam zapomnieć tego wysokiego syna. Wyglądał na jakieś dziewięć lat, tyle, ile ty miałbyś w tym momencie.
Zapytałam swobodnie, jakby to była