Andrea Camilleri

Gra luster


Скачать книгу

ale nie przejął się tym, myśląc, że to jakiś kamień uderzył w auto.

      – Boże, co to było? – zapytała Liliana, siadając prosto i otwierając z przerażenia oczy.

      – Nic, nic – uspokoił ją komisarz.

      – Przepraszam – powiedziała. – Ale strasznie zachciało mi się spać.

      – Przekładamy rozmowę?

      – Jeśli można… Zresztą Adelina postanowiła, że jutro wieczorem muszę przyjść do pana na ryżowe kulki.

      – Zgadzam się z Adeliną.

      Wysiadła przed swoim domem.

      – Mam jutro panią podwieźć?

      – Jutro nie pracuję. Jesteśmy zamknięci z powodu żałoby. Umarła mama właściciela. Dziękuję za piękny wieczór. Dobranoc.

*

      To prawda, że dobre rzeczy trawi się bez problemu, ale jeśli zje się ich zbyt dużo, trawienie zajmuje sporo czasu.

      Przyniósł sobie butelkę whisky, szklaneczkę, papierosy i zapalniczkę na werandę, ale pomyślał, że lepiej zadzwonić wcześniej do Livii.

      – Właśnie wróciłam – powiedziała.

      – Byłaś w kinie?

      – Nie, na kolacji z przyjaciółmi. Moja koleżanka Marilù miała urodziny, pamiętasz ją?

      Nie miał pojęcia, o kogo chodzi. Na pewno poznał ją podczas jednej z wizyt w Boccadasse, ale kompletnie jej nie pamiętał.

      – Oczywiście! Jakże mógłbym nie pamiętać Marilù! Jedzenie było dobre?

      – O wiele lepsze od tych strasznych brei, które szykuje twoja ukochana Adelina.

      Jak śmiała tak mówić? Na pewno chciała sprowokować kłótnię, ale tego wieczoru on nie da się podpuścić. A zresztą złość mogłaby zablokować mu trawienie. Postanowił być w miarę uległy.

      – No cóż, czasami Adelina nie… Dzisiaj nie udało mi się przełknąć tego, co przygotowała.

      – Widzisz, że mam rację? Nic nie jadłeś?

      – Prawie nic. Skubnąłem trochę chleba i kiełbasy.

      – Biedaczek!

      Dzisiaj był dzień kobiecego współczucia. Po jakimś czasie pożegnali się, życząc sobie dobrej nocy.

      Tego, co stało się później, nie mógł zrozumieć: czy mu się to śniło, czy zdarzyło naprawdę.

      Właśnie wypił pierwszą szklaneczkę whisky, kiedy zauważył, w bladym świetle księżyca, sylwetkę spacerującą brzegiem morza. Kiedy znalazła się na wysokości werandy, osoba ta zatrzymała się, podniosła rękę i pomachała mu.

      Wtedy poznał kto to. Liliana.

      Zabrał papierosy i zapalniczkę i zszedł na plażę. Ona cały czas szła. Po chwili znalazł się obok niej.

      – Kiedy tylko weszłam do domu, odechciało mi się spać.

      Szli w milczeniu przez jakieś pół godziny. Mówiły do nich tylko szumiące jak muzyka fale.

      Potem powiedziała:

      – Wracamy?

      Kiedy się odwracali, ich ciała zetknęły się ze sobą.

      Z wielką naturalnością Liliana wzięła go za rękę i puściła dopiero wtedy, gdy znaleźli się na wysokości werandy.

      Tam Liliana zatrzymała się, musnęła wargami usta Montalbana i poszła do domu.

      Komisarz stał, patrząc za nią, dopóki jej sylwetka nie rozpłynęła się w ciemności.

      Teraz był tego pewien. Jeśli Liliana postanowiła nie rozmawiać z nim dzisiejszego wieczoru, to nie z powodu senności, ale dlatego, że to, co chciała mu powiedzieć, nie było łatwe i nie zebrała się w końcu na odwagę.

      Nazajutrz o ósmej, przejeżdżając koło domu Lombardich, zobaczył, że okno sypialni było jeszcze zamknięte. Liliana z pewnością korzystała z wolnego dnia, żeby wstać później niż zwykle.

      Zaparkował, wysiadł i w drzwiach komisariatu omal nie zderzył się z Faziem, który właśnie wychodził.

      – Dokąd idziesz?

      – Zobaczyć, czy uda mi się czegoś dowiedzieć o bombie na ulicy Pisacane.

      – Spieszysz się?

      – Nie.

      – To najpierw posłuchaj, co mam ci do powiedzenia.

      Fazio poszedł za nim do biura i usiadł.

      – Wczoraj wieczorem otrzymałem informację, która wydaje mi się ważna. Powiedział mi to syn Adeliny.

      I zrelacjonował rozmowę z Pasqualem.

      – Czyli ta bomba była przeznaczona dla Tallarity? – zapytał, wysłuchawszy, Fazio. – W ten sposób przekazali mu: uważaj, jeśli podejmiesz współpracę, zabijemy kogoś z twojej rodziny?

      – Właśnie tak.

      Fazio skrzywił się z powątpiewaniem.

      – O co chodzi?

      – Zastanawiam się, dlaczego ci z Narkotyków, którzy z pewnością wiedzieli o bombie, nie dali ochrony jego rodzinie.

      – Pewny jesteś?

      – Komisarzu, wczoraj przejeżdżałem koło bramy, nic, cisza, ani ludzi, ani samochodów.

      – Trzeba się dowiedzieć, czy rodzina Tallarity jeszcze tam mieszka, czy może już ich dokądś przenieśli.

      – Są nadal na ulicy Pisacane. Jestem tego bardziej niż pewny.

      Komisarz podjął nagłą decyzję.

      – Mówiłeś mi, że jak się nazywa jego żona?

      – Francesca Calcedonio.

      – Pójdę z nią porozmawiać.

      – A ja co mam robić?

      – Ty się dowiedz od kogoś z Narkotyków, jak się naprawdę sprawy mają z Tallaritą.

      Otworzył mu ładny chłopak, wysoki brunet o kręconych włosach, czarnych, błyszczących oczach i wyglądzie sportowca. Był w spodniach i koszuli, ale i tak wyglądał elegancko.

      – Słucham?

      – Jestem komisarz Montalbano.

      Chłopak już miał zareagować bardzo gwałtownie i zamknąć drzwi przed nosem gościa, ale się opanował i zapytał:

      – Czego pan chce?

      – Chciałbym porozmawiać z panią Francescą.

      Może tylko mu się zdawało, ale chłopak wyraźnie się uspokoił.

      – Matki nie ma, wyszła po zakupy.

      – Pan jest Arturo?

      Znowu strach na twarzy.

      – Tak.

      – Szybko wróci?

      – Tak.

      I niechętnie, ponieważ komisarz nie ruszał się z miejsca, powiedział:

      – Jeśli zechce pan na nią zaczekać…

      Wprowadził go do jadalni, skromnej, ale czystej. W rogu stała kanapa, dwa fotele i nieodłączny telewizor.

      – Coś się stało ojcu? – zapytał Arturo.

      – Z tego, co wiem, to nie. Martwi się pan o niego?

      Chłopak