Tess Gerritsen

Sobotwór


Скачать книгу

Och – roześmiała się Louise. – Jeśli to czekolada, moje biodra z pewnością się bez niej obejdą.

      – Nic kalorycznego, obiecuję. – Spojrzała na zegar na biurku. – Czy doktor Bristol już jest?

      – Właśnie przyjechał. Widziałam go na parkingu.

      – Czy wiesz, kiedy robi sekcję?

      – Którą? Ma dzisiaj dwie.

      – Tej zastrzelonej wczoraj kobiety.

      Louise przyjrzała jej się uważnie.

      – Chyba jest druga w kolejności.

      – Wiedzą o niej coś więcej?

      – Nie mam pojęcia. Musi pani zapytać doktora Bristola.

      Rozdział trzeci

      Chociaż Maura nie miała tego dnia w harmonogramie sekcji, o czternastej zeszła na dół i przebrała się w odzież ochronną. Była sama w damskiej szatni, bez pośpiechu ściągała więc garderobę, składając starannie bluzkę i spodnie i umieszczając je w szafce. Strój ochronny szeleścił na jej nagiej skórze jak świeżo uprana pościel. Znajdowała ukojenie w znajomym rytuale sznurowania spodni i wsuwania włosów pod czepek. Czuła się bezpiecznie pod osłoną tego bawełnianego uniformu i w roli, którą w nim odgrywała. Spojrzawszy w lustro, zobaczyła odbicie zimnej, obcej kobiety, ukrywającej wszelkie emocje. Wyszła z szatni i ruszyła korytarzem do sali prosektorium.

      Rizzoli i Frost stali już obok stołu, w fartuchach i rękawiczkach, zasłaniając jej plecami ofiarę. Pierwszy zauważył Maurę doktor Bristol. Stał twarzą do niej, wypełniając swą potężną postacią wielki chirurgiczny fartuch, i napotkał jej wzrok, gdy weszła do sali. Zmarszczył brwi nad maską i dostrzegła jego pytające spojrzenie.

      – Pomyślałam, że wpadnę zobaczyć tę sekcję – oznajmiła.

      Rizzoli odwróciła się do niej, również marszcząc brwi.

      – Na pewno chce pani tu być?

      – A pani nie dręczyłaby ciekawość?

      – Nie wiem, czy chciałabym to oglądać, zważywszy na okoliczności.

      – Chcę tylko popatrzeć. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Abe.

      Bristol wzruszył ramionami.

      – No cóż, do diabła, na twoim miejscu pewnie też byłbym ciekawy – odparł. – Przyłącz się do nas.

      Przeszła na drugą stronę stołu, gdzie stał Abe, i gdy nic już nie zasłaniało jej zwłok, poczuła suchość w gardle. Widziała w tym prosektorium wiele koszmarów, patrzyła na ciała w różnych stadiach rozkładu, ciała tak zniekształcone przez ogień lub obrażenia, że trudno je było nazwać ludzkimi szczątkami. Leżące na stole zwłoki kobiety były – w porównaniu z tymi, które widywała – w wyjątkowo dobrym stanie. Obmyto je z krwi, a ranę postrzałową, z lewej strony głowy, zakrywały ciemne włosy. Twarz nie została uszkodzona, a tors szpeciły jedynie plamki na skórze. W pachwinie i na szyi widniały świeże ślady ukłuć w miejscach, gdzie Yoshima, pracownik prosektorium, pobierał próbki krwi do badań laboratoryjnych, ale poza tym tors był nietknięty. Skalpel Abego miał wykonać dopiero pierwsze nacięcie. Gdyby klatka piersiowa została już otwarta i jama brzuszna odkryta, widok tych zwłok o wiele mniej by Maurę poruszył. Rozcięte ciała są anonimowe. Serca, płuca i śledziony to tylko narządy, którym na tyle brakuje indywidualności, że można je przeszczepiać jak części zamienne, z jednego ciała do drugiego. Ale ciało tej kobiety było nadal nienaruszone, a jej rysy zaskakująco znajome. Zeszłej nocy Maura widziała ją w ubraniu i w półmroku, jedynie przy świetle latarki Rizzoli. Teraz nagie zwłoki oświetlały rzęsiście lampy prosektorium. Podobieństwo było uderzające.

      Dobry Boże, to moja twarz, moje ciało.

      Jedynie ona wiedziała, jak bardzo były do siebie podobne. Nikt inny w tej sali nie znał kształtu jej nagich piersi, krągłości ud. Widzieli tylko to, co pozwalała im zobaczyć: twarz, włosy. Nie mogli wiedzieć, że upodobniały ją do ofiary tak intymne szczegóły anatomii, jak rudawy odcień włosów łonowych.

      Spojrzała na jej ręce. Miała szczupłe, smukłe palce, tak jak ona. Dłonie pianistki. Na palcach były już ślady tuszu. Wykonano również zdjęcia czaszki i zębów. Rentgen uzębienia wisiał na podświetlanym ekranie. Dwa białe rzędy zębów lśniły jak uśmiech kota z Cheshire. Czy moje zdjęcia też tak by wyglądały? – pomyślała. Czy jesteśmy takie same, łącznie ze szkliwem na zębach?

      Spytała nienaturalnie spokojnym głosem:

      – Dowiedzieliście się o niej czegoś więcej?

      – Nadal sprawdzamy, czy to jest Anna Jessop – odparła Rizzoli. – Na razie mamy tylko jej prawo jazdy z Massachusetts, wydane cztery miesiące temu. Wynika z niego, że miała czterdzieści lat. Metr siedemdziesiąt wzrostu, czarne włosy, zielone oczy. Sześćdziesiąt kilo wagi. – Rizzoli spojrzała na zwłoki na stole. – Powiedziałabym, że pasuje do rysopisu.

      Ja też, pomyślała Maura. Mam czterdzieści lat i metr siedemdziesiąt wzrostu. Tylko waga jest inna. Ważę ponad sześćdziesiąt jeden kilo. Ale która kobieta ma wpisaną w prawie jazdy prawdziwą wagę?

      Przyglądała się w milczeniu, jak Abe kontynuuje oględziny. Od czasu do czasu zaznaczał coś na druku z rysunkiem kobiecego ciała. Rana postrzałowa na lewej skroni. Plamki w dolnej części torsu i na udach. Blizna po operacji wyrostka. Potem odłożył podkładkę do pisania i przeszedł na koniec stołu, aby pobrać wymaz z pochwy. Gdy razem z Yoshimą rozchylali uda ofiary, aby odsłonić krocze, Maura zwróciła uwagę na jej brzuch. Przyglądała się bliźnie po operacji wyrostka, cienkiej białej linii na skórze koloru kości słoniowej.

       Ja też mam taką.

      Po pobraniu wymazu Abe podszedł do tacy z narzędziami i sięgnął po skalpel.

      Pierwsze cięcie stanowiło dla Maury widok niemal nie do zniesienia. Uniosła odruchowo rękę do piersi, jakby poczuła ostrze skalpela we własnym ciele. To był błąd, pomyślała, gdy Abe wykonywał nacięcie w kształcie litery Y. Nie wiem, czy potrafię na to patrzeć. Nie ruszyła się jednak z miejsca, przyglądając się z pełnym fascynacji przerażeniem, jak Abe odciąga zręcznie skórę z klatki piersiowej ofiary, jakby oprawiał zwierzynę. Nie był świadomy jej odczuć, gdyż koncentrował uwagę wyłącznie na rozcinaniu torsu. Sprawny patolog potrafi wykonać nieskomplikowaną sekcję w niecałą godzinę, a w tej fazie autopsji Abe nie tracił czasu na zbędną elegancję. Maura zawsze uważała go za miłego faceta, o niezaspokojonym apetycie na jedzenie, alkohol i operę, ale w tym momencie, ze swym sterczącym brzuchem i byczym karkiem, przypominał krojącego mięso grubego rzeźnika.

      Odciągnięta skóra klatki piersiowej przesłaniała teraz biust, widoczne były natomiast żebra i mięśnie. Yoshima pochylił się z sekatorem i zaczął przecinać żebra. Maura skrzywiła się z odrazą. Jak łatwo złamać ludzką kość, pomyślała. Sądzimy, że nasze serca chroni solidna klatka żeber, a jednak wystarczy parę ruchów sekatora, by poddały się one hartowanej stali. Jesteśmy zrobieni z tak kruchego materiału.

      Yoshima rozciął ostatnią kość, a Abe przekroił ostatnią wiązkę chrząstek i mięśni. Usunęli razem górną warstwę klatki piersiowej, jakby zdejmowali wieko z pudełka.

      Wewnątrz otwartej jamy lśniło serce i płuca. Młode narządy, pomyślała od razu Maura. Ale nie, zreflektowała się. Czterdzieści lat to nie tak mało, prawda? Trudno było jej pogodzić się z faktem, że w tym wieku ma już za sobą połowę życia. Że podobnie jak ta kobieta na stole nie może już uważać się za młodą.

      Narządy, które widziała wewnątrz klatki piersiowej,