Czy ma pani broń, pani doktor? – spytała Rizzoli.
Maura zesztywniała.
– A cóż to za pytanie?
– Nie, o nic panią nie oskarżam. Zastanawiałam się tylko, czy potrafi się pani obronić.
– Nie mam broni. Widziałam, jakie czyni spustoszenie w ludzkim ciele, i nie trzymam jej w domu.
– W porządku. Tylko spytałam.
Maura wypiła kolejny łyk wódki, by dodać sobie odwagi, a następnie zadała kolejne pytanie:
– Co wiecie o ofierze?
Frost wyjął notatnik, wertując go jak gorliwy urzędnik. Pod wieloma względami przypominał Maurze poczciwego biurokratę z gotowym zawsze do użytku piórem.
– Z prawa jazdy, które znaleźliśmy w jej torebce, wynika, że nazywała się Anna Jessop. Czterdzieści lat, zamieszkała w Brighton. Samochód zarejestrowany na to samo nazwisko.
Maura uniosła głowę.
– To zaledwie kilka kilometrów stąd.
– Mieszkała w bloku. Sąsiedzi niewiele o niej wiedzą. Nadal próbujemy zlokalizować właścicielkę domu, żeby wpuściła nas do jej mieszkania.
– Czy nazwisko Jessop brzmi pani znajomo? – dopytywała się Rizzoli.
Maura pokręciła głową.
– Nie znam nikogo takiego.
– Zna pani kogoś w Maine?
– Czemu pani pyta?
– Miała w torebce mandat za przekroczenie dozwolonej prędkości. Wygląda na to, że zatrzymano ją dwa dni temu, gdy jechała na południe autostradą do Maine.
– Nie znam tam nikogo. – Maura wzięła głęboki oddech i spytała: – Kto ją znalazł?
– Pani sąsiad, pan Telushkin, zawiadomił policję – odparła Rizzoli. – Wyprowadzał psa, gdy zauważył zaparkowanego przy krawężniku taurusa.
– Kiedy to było?
– Około dwudziestej.
Oczywiście, pomyślała Maura. Pan Telushkin co wieczór wychodził z psem dokładnie o tej porze. Inżynierowie już tacy są, skrupulatni i przewidywalni. Ale tej nocy spotkało go coś zaskakującego.
– Niczego nie słyszał? – spytała Maura.
– Tylko coś, co przypominało strzał z gaźnika samochodu, jakieś dziesięć minut wcześniej. Ale nie było żadnych świadków. Gdy znalazł taurusa, zadzwonił pod dziewięćset jedenaście. Powiedział, że ktoś zastrzelił właśnie jego sąsiadkę, doktor Isles. Policjanci z Brookline przybyli pierwsi, z obecnym tu detektywem Eckertem. Frost i ja przyjechaliśmy około dziewiątej.
– Dlaczego? – Maura zadała w końcu pytanie, które przyszło jej do głowy już wtedy, gdy zobaczyła Rizzoli na trawniku przed swoim domem. – Dlaczego jesteście w Brookline? To nie wasz rewir.
Rizzoli spojrzała na detektywa Eckerta.
– W zeszłym roku mieliśmy w Brookline tylko jedno zabójstwo – odparł nieco zmieszany. – Uznaliśmy, że w tych okolicznościach należy zadzwonić do Bostonu.
Tak, rzeczywiście, pomyślała Maura. Brookline było zaledwie dzielnicą mieszkalną na peryferiach Bostonu. W zeszłym roku policja bostońska prowadziła śledztwo w sprawie sześćdziesięciu zabójstw. Ćwiczenie czyni mistrza, w wykrywaniu zbrodni tak samo jak w każdej innej dziedzinie.
– Tak czy inaczej, włączylibyśmy się do tej sprawy – oznajmiła Rizzoli. – Jak tylko się okazało, kim jest ofiara. A raczej na kogo wyglada. – Przerwała na chwilę. – Byłam absolutnie przekonana, że to pani. Spojrzałam tylko na ofiarę i nie miałam wątpliwości…
– Jak my wszyscy – wtrącił Frost.
Zaległo milczenie.
– Wiedzieliśmy, że ma pani przylecieć dziś wieczorem z Paryża – kontynuowała Rizzoli. – Powiedziała nam to pani sekretarka. Nie pasował nam tylko ten samochód. Dlaczego siedziała pani w samochodzie, zarejestrowanym na nazwisko innej kobiety.
Maura opróżniła szklankę i odstawiła ją na stolik do kawy. Musiała poprzestać na tym jednym drinku. Drętwiały jej już nogi i miała mgłę przed oczami. Pokój spowijała delikatna poświata. To się nie dzieje naprawdę, pomyślała. Śpię w samolocie gdzieś nad Atlantykiem i stwierdzę po przebudzeniu, że już wylądowaliśmy i to był tylko sen.
– Nic jeszcze nie wiemy o Annie Jessop – oznajmiła Rizzoli. – Z wyjątkiem tego, co widzieliśmy wszyscy na własne oczy: że kimkolwiek jest, do złudzenia przypomina panią, pani doktor. Może ma nieco dłuższe włosy. Może jest parę różnic. Ale ulegliśmy sugestii. Wszyscy. A my panią znamy. – Zamilkła. – Wie pani, do czego zmierzam, prawda?
Owszem, Maura wiedziała, ale nie chciała tego mówić. Wpatrywała się tylko w stojącą na stoliku szklankę. W topniejące kostki lodu.
– Skoro my się pomyliliśmy, mogło się to przydarzyć każdemu – ciągnęła Rizzoli. – Także temu, kto strzelił jej w głowę. Pani sąsiad usłyszał strzał tuż przed dwudziestą. Już zapadał zmrok. A ona siedziała w samochodzie zaparkowanym zaledwie kilka metrów od pani domu. Każdy, kto by ją tam zobaczył, zakładałby, że to pani.
– Uważacie, że chodziło o mnie – powiedziała Maura.
– To logiczne, prawda?
Maura pokręciła głową.
– Nic tu nie jest logiczne.
– Jest pani osobą publiczną. Zeznaje pani w procesach o zabójstwa. Piszą o pani w gazecie. Jest pani naszą Królową Zmarłych.
– Proszę mnie tak nie nazywać.
– Tak mówią o pani wszyscy policjanci. I prasa. Wie pani o tym, prawda?
– To nie znaczy, że lubię ten przydomek. Prawdę mówiąc, nie znoszę go.
– Ale to oznacza, że jest pani zauważana. Nie tylko ze względu na swoją pracę, ale także na wygląd. Wie pani, że mężczyźni zwracają na panią uwagę, prawda? Musiałaby pani być ślepa, by tego nie dostrzec. Atrakcyjna kobieta zawsze przyciąga ich wzrok. Prawda, Frost?
Frost drgnął, najwyraźniej zaskoczony jej pytaniem, i zaczerwienił się. Biedny Frost, tak łatwo się peszył.
– Taka jest ludzka natura – przyznał.
Maura popatrzyła na ojca Brophy’ego, który nie odwzajemnił jej spojrzenia. Zastanawiała się, czy on także ulega tym skłonnościom. Chciała tak myśleć. Chciała wierzyć, że Daniel ma takie same pragnienia jak ona.
– Atrakcyjna kobieta, która jest osobą publiczną – kontynuowała Rizzoli. – Może być śledzona, napadnięta przed własnym domem. To już się zdarzało. Jak nazywała się ta aktorka z Los Angeles? Ta, którą zamordowano.
– Rebecca Schaefer – odparł Frost.
– Właśnie. No i sprawa Lori Hwang. Pamięta ją pani.
Owszem, Maura pamiętała, gdyż robiła sekcję prezenterki Kanału Szóstego. Lori Hwang pracowała w telewizji zaledwie od roku, gdy została zastrzelona przed wejściem do studia. Nie miała pojęcia, że ktoś ją śledzi. Sprawca znał ją z ekranu, był jej wielbicielem i napisał do niej kilka listów. A potem pewnego dnia czekał na nią pod drzwiami studia. Gdy Lori wyszła i zmierzała do samochodu, strzelił jej w głowę.
– To ryzyko bycia osobą publiczną – oświadczyła Rizzoli. – Nigdy nie wiesz, kto cię obserwuje na ekranie