odsłoniętej czaszki w miejscu, gdzie trafił pocisk. Ostrożnie podważył i usunął fragment kości. Black talon wypadł z otwartej czaszki i uderzył z brzękiem o dno miski, którą trzymał Yoshima. Jego rozwarte metalowe szpice lśniły jak płatki śmiercionośnego kwiatu.
Mózg był upstrzony ciemnymi plamami krwi.
– Rozległe krwotoki w obu półkulach. Wykazał to rentgen – oznajmił Abe. – Pocisk trafił tutaj, w lewą kość skroniową. Ale nie przeszedł na wylot. Widać to na zdjęciu. – Wskazał na podświetlony ekran, gdzie pocisk jaśniał jak gwiazda przy wewnętrznej krawędzi lewej kości potylicznej.
– Ciekawe, że utknął po tej samej stronie głowy, z której wszedł – zauważył Frost.
– Pewnie odbijał się rykoszetem wewnątrz czaszki, wyładowując całą swoją energię na tkance miękkiej. Jak wirujące łopatki miksera.
– Doktorze Bristol? – odezwała się przez interkom Stella, jego sekretarka.
– Tak?
– Znalazłam ten przypadek, który pana interesował. Ofiarą był niejaki Wasilij Titow. Sekcję przeprowadzał doktor Tierney.
– Kto zajmował się tą sprawą?
– E… mam to tutaj. Detektywi Vann i Dunleavy.
– Pogadam z nimi – powiedziała Rizzoli. – Zobaczymy, co pamiętają.
– Dzięki, Stello! – zawołał Bristol. Spojrzał na Yoshimę, który przygotował już aparat fotograficzny. – Dobra, rób zdjęcia.
Yoshima zaczął fotografować odsłonięty mózg, by zarejestrować jego wygląd, zanim Abe usunie go z czaszki. Oto miejsce, gdzie spoczywają wspomnienia z całego życia, pomyślała Maura, przyglądając się lśniącym zwojom istoty szarej. Abecadło dzieciństwa. Cztery razy cztery jest szesnaście. Pierwszy pocałunek, pierwszy kochanek, pierwszy miłosny zawód. Wszystko to zawiera informacyjny kwas rybonukleinowy znajdujący się w skomplikowanym układzie neuronów. Pamięć to jedynie biochemia, a jednak określa ona każdego człowieka jako niepowtarzalną jednostkę.
Abe uwolnił mózg kilkoma cięciami skalpela i zaniósł go w obu dłoniach, jak bezcenny skarb, na kontuar. Nie zamierzał kroić go od razu. Najpierw musiał go zanurzyć w utrwalaczu. Nie potrzebował jednak analizy mikroskopowej, by dostrzec, że jest uszkodzony. Świadczyło o tym krwawe przebarwienie jego powierzchni.
– Mamy więc ranę postrzałową tutaj, w lewej skroni – powiedziała Rizzoli.
– Tak, otwory w skórze i w czaszce są idealnie na jednej linii – odparł Abe.
– To potwierdza, że strzelano dokładnie w bok głowy.
Abe przytaknął.
– Sprawca prawdopodobnie wycelował broń przez okno od strony kierowcy. Było otwarte, więc szyba nie zmieniła trajektorii pocisku.
– Czyli ofiara siedzi w samochodzie. Jest ciepła noc. Ma opuszczoną szybę. Dochodzi dwudziesta, zapada zmrok. On podchodzi do samochodu, wymierza broń i strzela. – Rizzoli pokręciła głową. – Dlaczego?
– Nie zabrał torebki – oznajmił Abe.
– Więc to nie rabunek – zauważył Frost.
– A zatem zabójstwo w afekcie albo na zlecenie. – Rizzoli spojrzała na Maurę. Znów pojawiał się motyw upatrzonej ofiary.
Czy zginęła właściwa osoba?
Abe zanurzył mózg w wiadrze z formaliną.
– Jak dotąd żadnych niespodzianek – oznajmił, zaczynając kroić szyję.
– Przeprowadzi pan testy toksykologiczne? – spytała Rizzoli.
Abe wzruszył ramionami.
– Możemy je zlecić, ale nie jestem przekonany, czy to konieczne. Przyczyna śmierci jest oczywista. – Skinął głową w kierunku świetlnego ekranu, gdzie na tle czaszki odznaczał się wyraźnie pocisk. – Ma pani jakieś powody, żeby żądać testu toksykologicznego? Czy ekipa dochodzeniowa znalazła w samochodzie narkotyki albo podejrzane akcesoria?
– Nie. Samochód był czysty. Nie licząc, rzecz jasna, krwi.
– Należała tylko do ofiary?
– W każdym razie jest grupy B plus.
Abe spojrzał na Yoshimę.
– Sprawdziłeś już naszą dziewczynę?
Yoshima skinął głową.
– Zgadza się. Ma grupę B plus.
Nikt nie patrzył na Maurę. Nikt nie zauważył, jak otwiera szeroko usta, ani nie usłyszał, że wciąga głęboko powietrze. Odwróciła się raptownie, by nie widzieli jej twarzy, i rozwiązała maskę, a następnie zdjęła ją gwałtownym ruchem.
Gdy podeszła do pojemnika na śmieci, Abe zawołał:
– Już się nami znudziłaś, Mauro?
– Zaczynam odczuwać zmęczenie podróżą – odparła, zrzucając fartuch. – Chyba wrócę wcześniej do domu. Do zobaczenia jutro, Abe.
Wyszła szybko z prosektorium, nie oglądając się za siebie.
Jechała do domu jak zamroczona. Dopiero gdy dotarła na przedmieścia Brookline, jej mózg zaczął nagle funkcjonować. Pozbyła się obsesyjnych myśli, które krążyły w jej głowie. Nie myśl o sekcji. Zapomnij o tym. Pomyśl o obiedzie, o czymkolwiek, byle nie o tym, co dziś widziałaś.
Zatrzymała się przy sklepie spożywczym. Miała pustą lodówkę i jeśli nie chciała jeść tego wieczoru tuńczyka i mrożonego groszku, musiała zrobić zakupy. Z ulgą skoncentrowała się na tym zajęciu. Gorączkowo wrzucała do wózka kolejne produkty. O wiele bezpieczniej było myśleć o jedzeniu, o tym, co ugotuje na resztę tygodnia. Przestań rozmyślać o plamach krwi i kobiecych narządach w metalowych misach. Potrzebuję grejpfrutów i jabłek. Te bakłażany też nieźle wyglądają. Wzięła do ręki wiązkę świeżej bazylii i zachłannie wciągnęła w nozdrza jej gryzącą woń, czując ulgę, że może choć na chwilę zatrzeć wspomnienie zapachów prosektorium. Po tygodniu mdłych francuskich potraw zatęskniła za ostrymi przyprawami. Dziś wieczorem, pomyślała, przyrządzę tajlandzkie zielone curry, tak pikantne, żeby paliło mnie w usta.
W domu, przebrawszy się w szorty i podkoszulek, zabrała się do szykowania kolacji. Krojąc kurczaka, cebulę i czosnek, popijała schłodzone białe bordeaux. Kuchnię wypełniał aromat jaśminowego ryżu. Nie czas myśleć o krwi grupy B plus i czarnowłosych kobietach. Z garnka dymiła oliwa. Pora usmażyć kurczaka, dodać pastę z curry. Dolać puszkę mleczka kokosowego. Przykryła garnek, aby postał na wolnym ogniu. Spojrzawszy w kuchenne okno, ujrzała nagle w szybie swoje odbicie.
Wyglądam tak jak ona. Dokładnie.
Przeszedł ją dreszcz, jakby ta twarz w szybie nie była odbiciem, lecz wpatrującą się w nią zjawą. Pokrywka na garnku brzęknęła pod ciśnieniem pary. Jakby duchy próbowały wydostać się na wolność, rozpaczliwie chcąc zwrócić jej uwagę.
Wyłączyła kuchenkę, podeszła do telefonu i wybrała numer pagera, który znała na pamięć.
Po chwili oddzwoniła do niej Jane Rizzoli. W tle Maura słyszała dzwonek telefonu, a więc Rizzoli nie wróciła jeszcze do domu, lecz siedziała zapewne za biurkiem przy Schroeder Plaza.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała Maura. – Ale muszę o coś zapytać.
– Dobrze się pani czuje?
– Tak. Chciałabym dowiedzieć się o niej jeszcze jednej rzeczy.
–