Tess Gerritsen

Sobotwór


Скачать книгу

      – Nie wiem. Będziemy szczęśliwi bez względu na płeć.

      – Tak samo mówiłem, gdy urodziła się moja córka. Chciałem tylko, by miała po dziesięć paluszków u rąk i nóg… – Przerwał, przełykając z trudem ślinę, gdyż świst piły nie ustawał.

      – Ile ona ma teraz lat? – zagadnęła Rizzoli, próbując zająć go rozmową.

      – Czternaście, i zbliża się do trzydziestki. Nie jest mi teraz do śmiechu.

      – Trudny wiek dla dziewcząt.

      – Widzi pani te siwe włosy?

      Rizzoli roześmiała się.

      – Moja mama robiła tak samo. Dotykała głowy i mówiła: „Te siwe włosy to wasza wina”. Muszę przyznać, że gdy miałam czternaście lat, sprawiałam kłopoty. Taki wiek.

      – My też mamy problemy. W zeszłym roku rozszedłem się z żoną. Katie jest teraz rozdarta. Dwoje pracujących rodziców, dwa domy.

      – To musi być dla dziecka trudne.

      Świst piły nareszcie ustał. Rizzoli zobaczyła przez szybę, jak Yoshima zdejmuje sklepienie czaszki. Bristol ujął delikatnie mózg w obie dłonie i wydobył na zewnątrz. Ballard nie patrzył w tamtym kierunku, skupiając wzrok na Rizzoli.

      – Ciężko jest, prawda? – spytał.

      – Z czym?

      – Być policjantką. W pani stanie.

      – Przynajmniej nikt teraz ode mnie nie oczekuje, że będę wyważała kopniakiem drzwi.

      – Moja żona była początkującą policjantką, kiedy zaszła w ciążę.

      – Pracowała w Newton?

      – W Bostonie. Chcieli natychmiast zwolnić ją z patroli. Powiedziała, że ciąża daje jej przewagę. Przestępcy są o wiele bardziej uprzejmi.

      – Uprzejmi? Dla mnie nie.

      W sąsiednim pomieszczeniu Yoshima zszywał właśnie nicią zwłoki, jak upiorny krawiec, fastrygujący nie płótno, lecz ciało. Bristol zdjął rękawiczki, umył ręce i wyszedł ciężkim krokiem, by powitać gości.

      – Przepraszam za opóźnienie. Potrwało to trochę dłużej, niż przypuszczałem. Facet miał guzy w całym brzuchu i nie pofatygował się do lekarza. Więc w końcu trafił do mnie. – Wyciągnął muskularną, nadal wilgotną dłoń, witając się z Ballardem. – Zatem chce pan obejrzeć naszą ofiarę.

      Rizzoli spostrzegła, że twarz Ballarda tężeje.

      – Prosiła mnie o to detektyw Rizzoli – odparł.

      Bristol skinął głową.

      – No to chodźmy. Ciało jest w chłodni.

      Poprowadził ich przez prosektorium do sąsiedniego pomieszczenia. Wyglądało jak chłodnia do składowania mięsa, ze wskaźnikami temperatury i masywnymi drzwiami z nierdzewnej stali. Wisiała przy nich na ścianie tablica z rejestrem zwłok. Widniało na niej nazwisko starszego mężczyzny, którego sekcję Bristol właśnie skończył. Zwłoki przywieziono zeszłej nocy o jedenastej. Nie była to lista, na której człowiek chciałby się znaleźć.

      Gdy Bristol otworzył drzwi, owionęła ich mgiełka skroplonej pary. Weszli do środka i Rizzoli omal się nie zakrztusiła, poczuwszy odór schłodzonych ciał. Odkąd zaszła w ciążę, przestała być odporna na nieprzyjemne zapachy. Nawet powiew zgnilizny sprawiał, że rzucała się biegiem do najbliższej toalety. Tym razem zdołała opanować mdłości, patrząc z determinacją na leżących rzędem pięć ciał, owiniętych w białe plastikowe worki.

      Bristol podszedł do nich, przyglądając się identyfikatorom. Przystanął przy czwartym worku.

      – To nasza dziewczyna – oświadczył, rozpinając worek na tyle, by odsłonić górną część jej torsu, ze zszytym nicią nacięciem w kształcie litery Y. To też było dzieło Yoshimy.

      Gdy plastikowy worek został rozpięty, Rizzoli nie patrzyła na martwe ciało kobiety, lecz na Ricka Ballarda. Przyglądał się w milczeniu zwłokom. Widok Anny Jessop zupełnie go zmroził.

      – No i? – odezwał się Bristol.

      Ballard zamrugał oczami, jakby otrząsając się z transu. Wypuścił powietrze i szepnął:

      – To ona.

      – Jest pan całkowicie pewny?

      – Tak. – Ballard przełknął ślinę. – Co się stało? Co ustaliliście?

      Bristol spojrzał na Rizzoli, pytając ją wzrokiem, czy może udzielać informacji. Skinęła głową.

      – Pojedynczy strzał w lewą skroń – powiedział Bristol, wskazując na ranę w głowie. – Rozległe obrażenia lewego płatu skroniowego i obu płatów ciemieniowych z powodu rykoszetu pocisku wewnątrz czaszki. Rozległy krwotok wewnątrzczaszkowy.

      – To była jedyna rana?

      – Tak. Zadana szybko i skutecznie.

      Wzrok Ballarda powędrował na tors i piersi ofiary. Nie była to zaskakująca reakcja u mężczyzny, patrzącego na nagą młodą kobietę, ale mimo wszystko wprawiła Rizzoli w zakłopotanie. Anna Jessop, żywa czy martwa, miała prawo do godności. Rizzoli poczuła ulgę, gdy doktor Bristol beznamiętnie zapiął worek, zasłaniając dyskretnie zwłoki.

      Wyszli z chłodni i Bristol zasunął ciężkie metalowe drzwi.

      – Zna pan nazwiska jej krewnych? – spytał. – Kogoś, kogo powinniśmy zawiadomić?

      – Nie ma nikogo takiego – odparł Ballard.

      – Jest pan tego pewny.

      – Nie miała żyjących… – Jego głos nagle zamarł. Mężczyzna znieruchomiał jak głaz, patrząc przez szybę do prosektorium.

      Rizzoli odwróciła się, by zobaczyć, na co spogląda, i natychmiast zrozumiała, co przykuło jego uwagę. Do prosektorium weszła właśnie Maura Isles, niosąc kopertę ze zdjęciami rentgenowskimi. Podeszła do świetlnego ekranu, wpięła klisze i zapaliła światło. Oglądając zdjęcia potrzaskanych kości kończyn, nie zdawała sobie sprawy, że jest obserwowana. Że zza szyby wpatrują się w nią trzy pary oczu.

      – Kto to jest? – wymamrotał Ballard.

      – Jedna z naszych lekarek sądowych – odrzekł Bristol. – Doktor Maura Isles.

      – Zatrważające podobieństwo, prawda?

      Ballard pokręcił głową z niedowierzaniem.

      – Przez chwilę myślałem…

      – Tak jak my wszyscy, gdy po raz pierwszy ujrzeliśmy ofiarę.

      W sąsiedniej sali Maura wsunęła klisze z powrotem do koperty i wyszła, nie zauważając, że była obserwowana. Jak łatwo jest człowieka śledzić, pomyślała Rizzoli. Nie mamy szóstego zmysłu, który by nas ostrzegał, że ktoś się nam przygląda. Nie czujemy na plecach wzroku prześladowcy. Dopiero gdy atakuje, zdajemy sobie sprawę z jego obecności.

      Zwróciła się do Ballarda.

      – W porządku, widział pan Annę Jessop. Potwierdził pan, że ją znał. Teraz proszę nam powiedzieć, kim ona naprawdę była.

      Rozdział piąty

      Samochód wszech czasów. Tak określały go wszystkie reklamy, tak nazywał go Dwayne, a Mattie Purvis prowadziła tę wspaniałą maszynę po West Central Street, przełykając łzy i myśląc: Musisz tam być. Błagam,