mnie jej ciche dźwięki prosto w moim uchu, niesione ciepłym oddechem. Czasami kochamy się tuż po wschodzie słońca, bo bardzo lubię dobre, powolne bzykanko z sa-
mego rana.
Pochłonięty tymi marzeniami wyjmuję stos książek z pudła i znajduję nóż, żeby pociąć karton do odzysku. W tej chwili w sklepie panuje spokój – Joe jeszcze nie wrócił, nie zaczął się też ruch w porze obiadowej – a ten obraz zapętlił się w moim mózgu i wciąż się powtarza jak zdarta płyta: biodra Loli unoszące się przy moim pchnięciu; jest tak cholernie ciepła. Spojrzenie utkwiła w moich oczach, wdzięczna za to, jak się przy mnie czuje, i nieco dumna z faktu, że tak wyraźnie staram się powstrzymać moją satysfakcję, dopóki ona nie dojdzie do końca. Kiedy Lola kocha się ze mną w mojej wyobraźni, nigdy nie jest nieśmiała i nigdy się nie zamyka. Widzę, jak moje intensywne uczucia odbijają się w jej twarzy.
Tak się dzieje zawsze, w każdej fantazji. Raz zastanawiałem się, czy to bzdura, że częściej wyobrażam sobie, jak ją posuwam, niż że z nią rozmawiam, ale kiedy po pijanemu wyznałem to Anselowi, on z równie pijackim uporem twierdził, że to ma sens:
– Przede wszystkim ja z radością spędziłbym całe życie małżeńskie nago z Mią. Nie mam żadnych oporów, żeby się do tego przyznać.
– Racja – powiedziałem wtedy.
– Ale także – ciągnął Ansel – cały czas rozmawiasz z Lolą. Tak się we dwójkę zbliżyliście, że wypracowaliście sobie niemal wspólny język. Seks między wami będzie swego rodzaju doświadczeniem duchowym. Kiedy w końcu się z nią prześpisz, ona ci bez słów powie wszystko, co zechcesz od niej usłyszeć.
Kiedy.
Jego pewność, że to tylko kwestia czasu, na zmianę mnie uspokaja i doprowadza do wściekłości. Bardzo chcę mu uwierzyć, ale nawet biorąc pod uwagę skoki, jakimi posuwa się do przodu moja przyjaźń z Lolą – zwłaszcza tego ranka – nie jestem pewny.
Jednak… pozowanie jej do rysunku było akurat tą fantazją, jakiej chyba nigdy się nie spodziewałem. Musiałem się przy tym otworzyć bardziej niż przy najczulszym pocałunku czy najgłębszym seksie. Musiałem po prostu leżeć, podczas gdy ona na mnie patrzyła. Palce mnie świerzbią, żeby zajrzeć do jej szkicowników, zobaczyć, jak oddzieliła części mojego ciała, które – jeśli jakiekolwiek – rysowała wielokrotnie.
Kiedy węgiel mocniej zgrzytał po papierze, wiedziałem, że rysuje moje nogi. Przy twarzy dociskała węgiel delikatniej, wtedy też jej oddech stawał się krótki, płytki i urywany. Wiedziałem też, kiedy rysowała mojego prawie uniesionego penisa; wtedy przestawała oddychać. Tak była zdenerwowana, tak bardzo chciała się sprawdzić.
Czy to tylko nerwy, czy coś więcej? Przy Loli trudno powiedzieć. Spogląda na mnie w sposób, w jaki nie patrzy na nikogo innego, ale może to mieć jakiekolwiek znaczenie, bo jestem jej najbliższym kumplem i starannie, celowo zdobywałem jej zaufanie. Dla Loli zaufanie to sprawa kluczowa. Jeśli czuje się kontrolowana, zamyka się i chowa w swojej skorupie.
Jednak to delikatny, powolny proces; niestety ja chcę seksu i – może dokładniej – wiążącej się z nim bliskości. Prawda jest taka, że jeśli nie zdołam tego zdobyć z Lolą, to powinienem spróbować znaleźć to z kimś innym. Chwilami w uszach brzmi mi echo wykładów Finna i Ansela; zastanawiam się, czy przypadkiem nie iść za ich radą: zatrzymać kilka numerów, które dostałem w sklepie – Lola nazywa te dziewczyny fankami – albo zgodzić się, kiedy mnie zapraszają na kawę… czy może otwarcie proponują szybki numerek na zapleczu.
Mój telefon brzęczy znajomym tonem; sięgam po niego na ladę.
To SMS od Loli: „Kolacja dzisiaj?”.
Nic nadzwyczajnego, ale serce podskakuje mi gwałtownie. „Jasne” – odpisuję. „Gdzie?”.
„Mam przed sobą długi dzień, może po prostu u ciebie?”
Zaczynam już pisać tylko „Jasne”, kiedy pokazują się kolejne słowa: „Mojemu mózgowi potrzeba więcej czasu z Oliverem”.
Mieszkanie Loli czasami przypomina chaos. Kiedy London akurat jest w domu, puszcza muzykę na cały regulator, kiedy Finna nie ma w mieście, przesiaduje u nich Harlow, a ona przypomina raczej huragan niż kobietę. Jak jeszcze do tej mieszanki doda się Ansela i Mię, cieszę się, że nigdy dotąd nie wezwano policji. Lola, podobnie jak ja, potrzebuje dużo spokoju. Nie tylko do pracy, ale i do oddychania. To jeden z tych powodów, dla których od początku dobrze się ze sobą czuliśmy i dlatego wciąż spędzamy razem tyle czasu sami, bez reszty.
Zwykle jednak nie robimy tego u mnie, gdzie nie ma współlokatorów czy sąsiadów za ścianą. Owszem, co jakiś czas wpadaliśmy do mnie, ale nie po tym, jak głaskałem ją po włosach w barze i spędziłem noc u niej na kanapie. Nie po tym, jak szkicowała mnie i mojego penisa.
Przepełniony wrzącą mieszanką niepewności i podniecenia dotykam na wyświetlaczu ikony „Wyślij”.
Stoję na patio, podlewając żeberka na grillu, kiedy z korytarza dobiega głos Loli.
– Jestem!
Zamykają się drzwi wejściowe. Rozlega się odgłos butów spadających na podłogę, kiedy dziewczyna kopnięciem zrzuca je tuż za drzwiami; potem tupot bosych stóp, gdy Lola idzie poprzez pokój, w końcu dzwonienie kluczy wieszanych na haczyku przy kuchni, obok moich.
To zwyczaj ludzi zadomowionych; zaskakuje mnie dziwne odczucie, które budzi się w moim żołądku. Nerwowo zerkam w kierunku domu, po czym zamykam grill, z którego bucha dym pachnący węglem drzewnym. Próbuję przypomnieć sobie, że jestem kumplem Loli. Tak naprawdę nic się przecież nie
zmieniło.
Kiedy wchodzę do wewnątrz i zamykam drzwi, Lola unosi wzrok i uśmiecha się.
– Przyniosłam co nieco – mówi i głową wskazuje pokrywające blat kuchenny torby z zakupami.
– Nie trzeba było – odpowiadam, zamykając za sobą drzwi. – Żeberka są prawie gotowe, już miałem je zdejmować.
Lola unosi dwa kubki lodów.
– A teraz mamy też deser.
Smak „rocky road” i truskawki. Nasze ulubione.
Czując dziwny ucisk w piersi, podchodzę do kredensu i wyjmuję półmisek. Tworzy się między nami spokojny dystans, w którym czuję nadchodzący wybuch. Nie mam tylko pojęcia, jaki kształt przyjmie.
Lola krząta się za moimi plecami, a kiedy podchodzi do lodówki, żeby wszystko pochować, w ogóle nie patrzę na jej tyłek.
W czasie kolacji przeżywam chyba największe tortury w moim życiu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że podanie Loli żeberek z grilla mogło być kiepskim pomysłem, gdyż przyglądanie się, jak je zjada, działa na mnie tak, że równie dobrze mógłbym podać jej banana lub sięgnąć do niej i podać jej do ssania
mój palec.
Zatem znów przez połowę posiłku siedzę napalony – i poprawiam się na krześle, patrząc na siedzącą naprzeciwko Lolę, która rozważa jakieś kwestie dotyczące nowej książki, zupełnie nieświadoma moich zmagań. Najwyraźniej unika myślenia o pomysłach Austina dotyczących Razora Fisha. Chcę z nią o tym porozmawiać i pomóc, ale oderwanie oczu od jej ust, zlizujących sos z koniuszków palców, wymaga ode mnie nadludzkiego wysiłku.
W końcu poddaję się i pod pretekstem wyjścia do łazienki uciekam, żeby zaczerpnąć powietrza. Opryskuję twarz wodą i spoglądam na siebie w lustrze długo i krytycznie.
I to właśnie z tego powodu w Vegas nie chciałem posuwać się z Lolą za daleko.