Andrew Nagorski

Łowcy nazistów


Скачать книгу

1942 r. rozkazał wymordować stu mieszkańców polskiej wioski. Nękany wspomnieniami Mertens postanawia zabić byłego dowódcę w pierwszą powojenną Wigilię.

      W ostatniej chwili Wallner przekonuje Mertensa, że samodzielne wymierzanie sprawiedliwości byłoby błędem. „Nie możemy wydawać wyroków”, mówi mu. Lekarz daje się przekonać, jednak na zakończenie filmu mówi: „Masz rację, Susanne. Musimy jednak wysunąć oskarżenie. Domagać się zapłaty w imieniu zamordowanych milionów niewinnych ofiar”.

      Film odniósł spektakularny sukces, przyciągając ogromną rzeszę widzów. Jego przekaz jednakże był wybitnie zwodniczy. To nie Niemcom, lecz aliantom przypadło zorganizowanie pierwszych powojennych procesów zbrodniarzy wojennych. Wkrótce jednak zwycięzcy w większości porzucili ten wysiłek, jako że ich uwagę skupiła zimna wojna. Jeśli zaś chodzi o większość Niemców, byli o wiele bardziej skłonni zapominać o niedawnej przeszłości, niż zastanawiać się nad wymierzaniem sprawiedliwości.

      Tym bardziej nie chcieli słyszeć o sprawiedliwości ci spośród czołowych zbrodniarzy, których nie aresztowano zaraz po wojnie lub którym udało się skutecznie ukryć swą prawdziwą tożsamość. Myśleli jedynie o ucieczce. W przypadku Adolfa Hitlera było to samobójstwo – popełnił je w swoim schronie wraz ze świeżo poślubioną Ewą Braun. Za jego przykładem poszedł minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels wraz z żoną Magdą; przed śmiercią otruli szóstkę swoich dzieci. W wydanej w roku 1976 r. bestsellerowej powieści Kryptonim „Walhalla” fikcyjny Goebbels wyjaśnia przyczyny swego postępowania: „Nie mam zamiaru być wiecznym uchodźcą, przez resztę moich dni uciekać po całym świecie”2.

      Jednakże większość jego kolegów i innych nazistowskich zbrodniarzy wojennych nie zamierzała iść za przykładem Hitlera. Wielu sprawców niższej rangi nie musiało się nawet ukrywać. Udało im się szybko wtopić w masy ludzi starających się odbudować swoje życie w Europie. Inni, którzy czuli się mniej bezpiecznie, znajdowali sposoby na wydostanie się z Europy. Przez długi czas wydawało się, że obu tym grupom zbrodniarzy udało sie skutecznie uniknąć odpowiedzialności za swe czyny. Często pomagały im w tym lojalnie rodziny lub też dawni Kameraden – towarzysze z NSDAP.

      Niniejsza książka opisuje losy nielicznej grupy mężczyzn i kobiet – pełniących oficjalne funkcje, jak również działających na własną rękę – którzy postanowili nie dopuścić do tego, by świat zapomniał o zbrodniarzach i popełnionych przez nich czynach. Ci tropiciele wykazali się ogromną determinacją i odwagą, kontynuując walkę nawet po tym, jak rządy zwycięskich mocarstw i reszta świata coraz bardziej obojętniały na losy nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Tropiąc nazistów, łowcy zaznajamiali się także z naturą zła, co rodziło wysoce niepokojące pytania na temat ludzkich zachowań.

      Osoby, które podjęły próbę postawienia morderców przed wymiarem sprawiedliwości, nazwano łowcami nazistów, ale nie tworzyli oni żadnej grupy posiadającej wspólną strategię i koordynującej swoje działania. Pomiędzy tymi osobami rodziły się zadrażnienia i animozje, niekiedy trwała rywalizacja, mimo że ogólnie biorąc, dążyli do tego samego celu. W niektórych przypadkach ich spory zaszkodziły sprawie, o którą walczyli.

      Gdyby nawet jednak wszyscy tropiciele nazistowskich zbrodniarzy odłożyli na bok dzielące ich różnice, rezultat ich działań nie byłby znacząco inny. Rezultaty te nie pozwalają na stwierdzenie, że sprawiedliwości całkowicie stało się zadość. „Każdy, kto szuka równowagi pomiędzy popełnionymi zbrodniami a wymierzoną za nie karą, rozczaruje się”3, stwierdził David Marwell, historyk pracujący dla Biura Dochodzeń Specjalnych Departamentu Sprawiedliwości, United States Holocaust Memorial Museum oraz Berlin Document Center, a który obecnie pełni funkcję dyrektora Muzeum Dziedzictwa Żydowskiego w Nowym Jorku. Jeśli zaś chodzi o zobowiązanie zwycięzców, że postawią przed sądem wszystkich zbrodniarzy wojennych, Marwell dodał krótko: „To zbyt trudne”.

      Osiągnięcie całkowitego sukcesu rzeczywiście jest zbyt trudne, jednakże wysiłki tych, którzy nie mieli zamiaru zrezygnować z prób pociągnięcia do odpowiedzialności przynajmniej części nazistowskich zbrodniarzy wojennych, stanowią opowieść niemającą sobie równych w dziejach ludzkości.

      W dawnych czasach zwycięzcy często zabijali pokonanych lub zmieniali w niewolników, rabowali ich ziemię i wymierzali szybką pomstę. Normą były doraźne egzekucje, nie zaś procesy czy jakieś inne procedury prawne, w trakcie których rozpatrywano by dowody celem stwierdzenia winy bądź niewinności. Motywem była po prostu czysta zemsta.

      Wielu łowców nazistów także początkowo kierowało się chęcią odwetu. Dotyczyło to szczególnie tych, którzy przeszli obozy koncentracyjne lub brali udział w ich wyzwoleniu. Wszyscy oni na własne oczy widzieli koszmar, jaki zgotowali swym ofiarom zbiegli naziści: martwi i umierający więźniowie, krematoria, gabinety „medyczne” służące jako izby tortur. Dlatego niektórzy naziści i kolaboranci padli ofiarą doraźnej zemsty w ostatnich dniach wojny.

      Jednakże od pierwszych procesów norymberskich polowanie na zbrodniarzy wojennych, prowadzone częściowo po dziś dzień na terenie Europy, Ameryki Łacińskiej, Stanów Zjednoczonych i Bliskiego Wschodu, miało na celu głównie wszczęcie postępowań prawnych przeciwko tropionym. Chodziło o zademonstrowanie, że nawet osoby w najoczywistszy sposób winne powinny stanąć przed sądem. Nie jest przypadkiem, że najsłynniejszy spośród łowców nazistów, Szymon Wiesenthal, zatytułował swoje wspomnienia Prawo, nie zemsta.

      Nawet gdy prawo ewidentnie zawodziło, gdy winni dostawali najniższe wyroki lub nie dostawali ich wcale, zaczął się wyłaniać kolejny cel działalności łowców: edukacja poprzez przykład. Po co ścigać w ostatnich latach życia starca, który kiedyś był strażnikiem w obozie? Dlaczego nie pozwolić sprawcom odejść w zapomnieniu? Wielu amerykańskich urzędników było gotowych tak właśnie postąpić, zwłaszcza gdy ich uwaga została skoncentrowana na nowym przeciwniku: Związku Radzieckim. Jednakże poszczególni łowcy nazistów nie zamierzali przestać, argumentując, że każdy przypadek stanowi cenny przykład dla ludzkości.

      Chodziło o zademonstrowanie, że koszmarne zbrodnie drugiej wojny światowej i Holokaustu nie mogą zostać zapomniane. Że ci, którzy zaplanowali i przeprowadzili te zbrodnie – oraz ci, którzy zechcą zrobić coś podobnego w przyszłości – nigdy nie są ponad prawem, przynajmniej teoretycznie.

      W roku 1960, gdy Mosad uprowadził w Argentynie Adolfa Eichmanna i dostarczył go do Izraela, gdzie wytoczono mu proces, miałem trzynaście lat. Nie pamiętam, czy cokolwiek wiedziałem o tym wydarzeniu, czy śledziłem doniesienia medialne czy nie, coś jednak z tego we mnie pozostało. Wiem to, bo mam jedno wyraźne wspomnienie z następnego lata, gdy Eichmann był już sądzony w Jerozolimie.

      W czasie wizyty u rodziny w San Francisco siedziałem w kawiarence z moim ojcem. W pewnym momencie zacząłem się przyglądać twarzy starszego pana siedzącego w drugim końcu kontuaru. Nachyliłem się do ojca, wskazałem mu go i wyszeptałem: „To chyba jest Hitler”. Ojciec się uśmiechnął i łagodnie wyprowadził mnie z błędu. Oczywiście nie miałem wówczas pojęcia, że pół wieku później, podczas pracy nad tą książką, będę rozmawiał z Gabrielem Bachem, ostatnim żyjącym oskarżycielem w procesie Eichmanna, oraz z dwoma agentami Mosadu kierującymi wówczas oddziałem, który Eichmanna uprowadził.

      Uprowadzenie, proces i stracenie Eichmanna stanowiły początek nowego etapu rosnącej świadomości faktu, że wielu nazistowskich zbrodniarzy uniknęło kary, i zrodziło ponowne zainteresowanie ich zbrodniami. Z zainteresowania tego wkrótce zrodziła się fala książek i filmów o łowcach nazistów, często opartych na mitach raczej niż na rzeczywistości. Pochłaniałem te książki i oglądałem filmy. Fascynowali mnie ich bohaterowie – tak pozytywni, jak i negatywni – oraz