planował skorzystać z kapsułki z cyjankiem, jeśli „jego podanie o rozstrzelanie zostałoby odrzucone”11.
Jedynie dziesięciu stanęło zatem przed obliczem kata, którym był US Army Master Sergeant John C. Woods. Herman J. Obermayer, młody szeregowiec pochodzenia żydowskiego, który pod koniec wojny pomagał Woodsowi, dostarczając mu podstawowe materiały, takie jak drewno i sznur do budowy szubienic, wspominał, że Woods, muskularny trzydziestopięciolatek z Kansas, „łamał wszystkie zasady, nie czyścił butów i chodził nieogolony”.
W wyglądzie kata nie było nic przypadkowego. „Ubierał się zawsze niechlujnie – dodał Obermayer. – Spodnie miał zawsze brudne i niewyprasowane, kurtka wyglądała, jakby sypiał w niej tygodniami, jego odznaki sierżanta były przyszyte do rękawa pojedynczą żółtą nitką na każdym z rogów, a furażerkę nosił wymiętą i w nieregulaminowy sposób”12.
Jako jedyny amerykański kat na europejskim teatrze działań wojennych, Woods miał ponoć w ciągu dotychczasowych piętnastu lat służby stracić 347 osób13. Wśród jego ofiar było kilku amerykańskich wojskowych skazanych za morderstwa i gwałty oraz Niemcy oskarżeni o zabijanie zestrzelonych alianckich pilotów i inne przestępstwa wojenne. Ten „alkoholik, były włóczęga” miał, jak to ujął Obermayer, „krzywe, żółte zęby, cuchnący oddech i brudną szyję”. Wiedział, że może sobie pozwolić na niechlujny wygląd, ponieważ jego przełożeni potrzebowali jego usług.
Potrzebowali ich zwłaszcza w Norymberdze, gdy Woods stał się nagle, jak wspominał Obermayer, „jednym z najważniejszych ludzi na świecie”. Mimo to nie dał po sobie poznać zdenerwowania, gdy wykonywał swe zadanie.
W sali gimnastycznej wzniesiono trzy drewniane podwyższenia z szubienicami pomalowane na czarno. Dwóch zamierzano używać na zmianę, trzecie było zapasowe, gdyby mechanizmy dwóch poprzednich uległy uszkodzeniu. Na każde prowadziło trzynaście stopni. Pętle zawieszono na belkach wspartych na dwóch podporach. Na każdą egzekucję dostarczano nowy sznur. Jak pisał Kingsbury Smith, jeden z reporterów obecnych przy egzekucji: „Gdy sznur się naprężał, ofiara znikała z oczu pod podwyższeniem. Dolna część była zabita deskami z trzech stron, z czwartej zaś przysłonięta ciemną płócienną zasłoną, tak że nie można było zobaczyć śmiertelnych drgawek wieszanych mężczyzn”.
Jako pierwszy, o godzinie 1.11 w nocy, na salę gimnastyczną przybył Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych Hitlera. Pierwotnie planowano doprowadzać skazanych z cel bez kajdanek, jednak po samobójstwie Göringa zasady uległy zmianie. Ribbentrop wkroczył na salę w kajdankach, które zamieniono następnie na skórzany pasek.
Po wejściu na szubienicę „były czarodziej dyplomacji nazizmu” – jak ujął to Smith, powiedział do zgromadzonych świadków: „Boże, chroń Niemcy”. Pozwolono mu wygłosić jeszcze krótkie oświadczenie. Człowiek, który odegrał jedną z głównych ról w niemieckich agresjach na kolejne kraje, powiedział: „Moje ostatnie życzenie jest takie, by Niemcy odzyskały swą jedność i by osiągnięto porozumienie pomiędzy Wschodem a Zachodem, i by zapanował pokój na świecie”.
Następnie Woods założył mu na głowę czarny kaptur, poprawił pętlę na szyi, po czym pociągnął za dźwignię otwierającą zapadnię, posyłając Ribbentropa na spotkanie śmierci.
Dwie minuty później na salę gimnastyczną wkroczył feldmarszałek Keitel. Smith odnotował, że „był on pierwszym dowódcą wojskowym, który miał zostać stracony zgodnie z nową koncepcją prawa międzynarodowego – zasadą, że zawodowi żołnierze nie mogą uniknąć kary za prowadzenie wojen napastniczych i dopuszczanie do zbrodni przeciwko ludzkości, broniąc się stwierdzeniem, że wykonywali jedynie rozkazy przełożonych”.
Keitel do końca zachował żołnierską postawę. Spoglądając z podwyższenia, zanim założono mu stryczek na szyję, przemówił głośno i wyraźnie, nie zdradzając oznak zdenerwowania. „Wzywam Boga Wszechmogącego, by zlitował się nad narodem niemieckim – stwierdził. – Ponad dwa miliony żołnierzy niemieckich poszło na śmierć za ojczyznę przede mną. Teraz podążam za mymi synami – wszystko dla Niemiec”.
Gdy Ribbentrop i Keitel nadal wisieli na stryczkach, nastąpiła przerwa w egzekucji. Amerykański generał reprezentujący Aliancką Komisję Kontroli pozwolił około trzydziestu obecnym na sali osobom palić – i wszyscy niemal natychmiast zapalili papierosy.
Za zasłony weszli lekarze – amerykański i radziecki – którzy za pomocą stetoskopów mieli stwierdzić zgon skazanych. Gdy to uczynili, Woods wszedł z powrotem na pierwsze podwyższenie, sięgnął po przytroczony do pasa nóż i przeciął linę. Zwłoki Ribbentropa, z głową wciąż zasłoniętą czarnym workiem, zostały ułożone na noszach znajdujących się w kącie sali, osłoniętym czarną płócienną zasłoną. Procedura ta miała się powtarzać przy kolejnych ciałach.
Po przerwie generał wydał rozkaz: „Panowie, proszę zgasić papierosy”.
O 1.36 nadeszła kolej Ernsta Kaltenbrunnera, austriackiego przywódcy SS, który zastąpił zabitego w zamachu Reinharda Heydricha na stanowisku szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), organizacji nadzorującej masowe mordy, obozy koncentracyjne i wszelkiego rodzaju prześladowania. Wśród podlegających mu osób byli Adolf Eichmann, który kierował Departamentem Spraw Żydowskich RSHA i odpowiadał za wprowadzenie w życie „ostatecznego rozwiązania”, oraz Rudolf Höss, komendant Auschwitz.
W odróżnieniu od Kaltenbrunnera, którego żołnierze amerykańscy wytropili w jego kryjówce w austriackich Alpach, miejsce pobytu Eichmanna pozostawało nieznane. Höss, ujęty przez Brytyjczyków w północnych Niemczech, zeznawał na procesie norymberskim; czekało go później spotkanie z innym katem.
Choć znalazł się na szafocie, Kaltenbrunner nadal twierdził, jak mówił to wcześniej amerykańskiemu psychiatrze Gilbertowi, że nic nie wiedział o zbrodniach, o które został oskarżony. „Kochałem mój naród niemiecki i moją ojczyznę gorąco. Wypełniłem mój obowiązek zgodnie z prawem mojego narodu i jest mi przykro, że moim narodem kierowali tym razem ludzie niebędący żołnierzami i że popełniono zbrodnie, o których nie miałem wiedzy”14.
Gdy Woods przygotowywał czarny worek, który miał mu założyć na głowę, Kaltenbrunner dodał: „Powodzenia, Niemcy”.
Alfred Rosenberg, jeden z najwcześniejszych członków NSDAP i de facto najwyższy kapłan morderczej rasistowskiej „kulturowej” wiary, został stracony najszybciej. Milczał, gdy spytano go o ostatnie słowo. Choć był zdeklarowanym ateistą, towarzyszył mu protestancki kapelan, który modlił się obok niego, gdy Woods pociągnął za dźwignię.
Po kolejnej krótkiej przerwie wprowadzono Hansa Franka, generalnego gubernatora okupowanej Polski. W odróżnieniu od innych Frank powiedział Gilbertowi po ogłoszeniu wyroku: „Zasłużyłem na to i oczekiwałem tego”15. W więzieniu przeszedł na katolicyzm. Gdy wchodził na salę gimnastyczną, jako jedyny z dziesiątki skazańców uśmiechał się. Choć częste przełykanie śliny zdradzało nerwowe napięcie, zdaniem Smitha „robił wrażenie, że czuje ulgę z powodu możliwości odpokutowania za swe złe czyny”.
Ostatnie słowa Franka zdawały się to potwierdzać: „Jestem wdzięczny za dobre traktowanie w więzieniu i proszę Boga, by przyjął mnie z miłosierdziem”.
Jedyne zdanie, jakie miał do powiedzenia następny w kolejności Wilhelm Frick, hitlerowski minister spraw wewnętrznych, brzmiało: „Niech żyją wieczne Niemcy”.
O – jak zapisał Smith