Praca zbiorowa

Wehrmacht 1939


Скачать книгу

swą słabość przed innymi. –

      Wtedy ktoś pada. Zmęczony kładzie swój sprzęt w piach. Odpocząć – myśli – tylko chwilkę, tylko kilka sekund. Jednak kolega już jest przy nim i choć sam ma ciężko, bierze jego skrzynki, klepie go w ramię i dobrotliwie mówi: „Nie możesz tu zostać, jak sam nas dogonisz?”. – „Masz rację”. Głębokie westchnienie, potem wlecze się dalej. –

      A słońce pali mocniej i piach staje się głębszy. Czy jeszcze jesteśmy ludźmi? Spoglądam na idącego obok. Szczerzy się do mnie szyderczo szara, umorusana twarz – albo to uśmiech, który chce powiedzieć: jeszcze daję radę, Kamerad! Nieświadomie wypowiadam do niego kilka życzliwych słów i kroczymy obaj dalej. Poza tym nikt nie mówi ani słowa. –

      Słońce zniknęło za horyzontem. Otacza nas ciemność. Zmierzch był krótki. Kompania coraz wolniej maszeruje swą ciężką drogą. – Wtedy nagle – co to? Czy to jawa? Moje stopy nie czują już piasku. Links, zwei, drei, vier – twarda droga! – Rzeczywiście, pokonaliśmy piaszczystą pustynię!

      MARSZ W NOCY

      Jest to dzień po owym pamiętnym przekroczeniu Bugu. Kompania karabinów maszynowych w nocy ubezpieczała prawą flankę rozszerzonego przyczółka i popołudniu zbiera się przy nasypie kolejowym w pobliżu dużej, prowadzącej na Warszawę drogi. Żołnierze przykucają zmęczeni, owinięci w swe płachty namiotowe. Wtedy dają się słyszeć głośne wołania, parskają konie, słabe światła przemykają w ciemności. Po dziennym marszu z Wyszkowa dotarły wozy. Nic dziwnego, że konie są u kresu sił. Pokonać trzeba ostatnie piaszczyste wzniesienie. Ciężko obładowane wozy amunicyjne nie dają rady. „Pomocy!”. Strzelcy łapią za szprychy. Konie pienią się i parskają, koła skrzypiąc mielą głęboki po kolana piasek. Wszystkie wozy muszą dostać się na górę. Tam następuje krótki odpoczynek. Obiad wieczorem.

      „Batalion – naprzód!”. Pojazdy już jadą, podkowy stukają na cementowych płytach wielkiej szosy. Odetchnięcie z ulgą, w końcu znowu twarda, prosta droga. Nocny marsz przez terytorium wroga. Kiedyż to było: kołysaliśmy się beztrosko w siodle, nuciliśmy piosenkę Lönsa3, a gdy światło księżyca osrebrzało ojczyste niwy, mieliśmy czas, by delektować się niepowtarzalnie pięknym widokiem cienistych konturów szarej kolumny marszowej. Romantyzm pozostawiamy za sobą, koniec z marzeniami! Trzymać się rzeczywistości, to wszystko! Zmysły są napięte aż do granic, bo już odbijamy w lewo, maszerujemy drogą gruntową. Powinna raczej zwać się drogą piaszczystą, o ile w ogóle można nazwać ją drogą. Zaczyna się las, ogarnia nas zupełna ciemność. Nie widzi się drogi, a tylko ją wyczuwa. Obręcze kół wozu z przodu to jedyny punkt odniesienia. Jeźdźcy już dawno zsiedli i brną obok koni. „Haaalt!”. … Krótki odpoczynek … „Marrsch!”. Dalej, ileż jeszcze? Obolałe nogi, piekące oczy, klejący się język, ciężki oddech. Ciało paruje, a wokół nocny chłód. Deszcz przybiera na sile. „Wszyscy są?” … „Wszyscy są!”. Tylko nie dopuścić do rozczłonkowania kolumny! Odcinki marszu stają się krótsze, częstsze i dłuższe postoje. Tempo jednak się nie zmniejsza, wymaga od ludzi i koni wytężenia wszystkich sił. I znów postój, i znów marsz. Krok za krokiem, metr po metrze. Ile już kilometrów, ile jeszcze? Któż to wie? Konie pociągowe sapiąc napinają się w szorach, żołnierze półprzytomni wloką się dalej. Skąd bierze się cały ten piach? Z całym tym polactwem nie powinniśmy mieć nic wspólnego. Czyż nie buntuje się wewnętrzny leń? „Po prostu już więcej nie możesz!” Rzeczywiście już więcej byś nie mógł, gdybyś tylko nie musiał. My musimy i jeżeli… Wtedy znowu stop. „Rozbić namioty!” Nie został jeszcze wbity ostatni śledź, a żołnierze leżą, tak jak stali. Sen głęboki i bez marzeń sennych. „Wstawać!” – ktoś wrzeszczy obok mnie. Ale to przecież niemożliwe, przecież dopiero… „Na koń!”. Czy wszystko całkiem powariowało? Wszyscy klną, co jeden to rzęsiściej. Cóż to da? Pijany snem i trzęsąc się z zimna każdy zatacza się na swoim miejscu z nogami jak z ołowiu. Ruszamy dalej w bladym świetle poranka, przez pustkowia Polski, w stronę stolicy, której odcięcie przez nas od wschodu przynieść ma rozstrzygnięcie kampanii.

      3. NATARCIE NA POZYCJE

      Kamieńska Góra na przestrzeni wielu kilometrów panuje nad otaczającym ją terenem, zwłaszcza w kierunku północno-wschodnim. Wznosząc się na 50 m, zapewnia możliwość rozległej obserwacji dróg podejścia od Krzynowłogi Małej i na pozycje wyjściowe w lasach na wschód od niej. Podciągając broń ciężką nacierający ma do dyspozycji tylko jedną5 drogę. Płasko wznoszący się teren udostępnia drogę natarcia dającą jedynie niewielką osłonę. Jej wartość znacznie zmniejszają flankujące stanowiska schronów bojowych na północnym zboczu Kamieńskiej Góry. Ze swymi ciężkimi zaporami i dobrze zamaskowanymi stanowiskami obserwacyjnymi oraz rozbudowanym systemem rowów strzeleckich Kamieńska Góra stanowi wschodni filar rejonu umocnionego Mława. Nie było więc zaskoczeniem, gdy później wzięci do niewoli polscy oficerowie oświadczali, że uważali ją za pozycję nie do zdobycia.

      Gdy wzmocniony III. batalion 22. pułku piechoty, posuwając się w formacji rozwiniętej, z prawym skrzydłem przy drodze Krzynowłoga Mała-Rzęgnowo, dochodzi 2 września o godz. 8 na odległość 1000 m na południowy zachód od Krzynowłogi Małej, trafia pod ogień z okolicy wzgórza 195. Najwyraźniej jest ono obsadzone przez wysunięte posterunki nieprzyjaciela6. Zostaje on odrzucony w natarciu z marszu. Pozostawiając elementy umundurowania i wyposażenia oraz amunicję opuszcza mocno rozbudowaną i dominującą nad terenem pozycję. III. batalion po raz pierwszy rusza do ataku, pierwszy raz wypróbowane zostają karabiny maszynowe i ciężkie moździerze7. Wyczuwa się radość żołnierzy ze skuteczności ich ognia. Okrzyki przełożonych skierowane do żołnierzy, ich entuzjastyczne przez nich przyjęcie oraz ich wola walki dowodzą, że wyszkolenie i wychowanie okresu pokoju sprawdzają się tutaj, w sytuacji kryzysowej.

      Dowódca batalionu wydaje rozkaz przejścia przez las i zatrzymania się na jego zachodnim skraju. Batalion pokonuje las bez oporu ze strony nieprzyjaciela. Rozkaz z pułku nakazuje batalionowi, by nie wychodził dalej na południowy zachód przez skraj lasu.

      Przy pierwszym spojrzeniu na przedpole dostrzega się olbrzymi masyw panującej nad całym terenem Kamieńskiej Góry. Dzięki rozpoznaniu po obu stronach trasy marszu poczyniono – mimo znacznego ognia nieprzyjaciela – dość dokładne ustalenia co do rodzaju i położenia umocnień.

      Wokół Kamieńskiej Góry przebiega potrójna linia zapór z drutu kolczastego, pomiędzy którymi rozsiane są pola potykaczy, a za nią dobrze rozbudowane rowy strzeleckie. Droga Kosiły-Żaboklik zablokowana jest trzema kozłami hiszpańskimi. Przed tą zaporą drogową przebiega szeroki na 6 m rów przeciwczołgowy. Na spadzistym zboczu północno-wschodnim, bezpośrednio na północ od drogi, znajduje się silnie umocnione stanowisko karabinu maszynowego, panujące nad drogą na północny wschód od Kosił. Na południe stamtąd znajduje się dobrze zamaskowany schron bojowy (2), kryjący ogniem flankującym południowe wyjście z Kosił i drogę Kosiły-Żaboklik, do około 300 m na południowy zachód od Kosił. Obok tych umocnień, na północ od drogi, około 1 km na południowy wschód od Żaboklika, znajduje się inny schron bojowy (4), nie leżący już w odcinku natarcia batalionu. Na wzgórzu 173 rozpoznano równie dobrze zamaskowany schron bojowy (3), także będący w stanie prowadzić flankujący ostrzał drogi Kosiły-Żaboklik. Ustalenia te, poczynione przez pododdziały rozpoznawcze [Spähtrupps], oraz zwiad innego rodzaju dają dokładny pogląd na system rowów strzeleckich i umocnień. Batalion stoi przed silne umocnioną pozycją polową, która – broniona przez zdeterminowanego nieprzyjaciela – każe spodziewać się ciężkiej walki.

      Batalion