życie. Ja wolałabym przejść do konkretów. To nie jest książka, w której będziemy biadolić nad stanem żywności na świecie, nad wskaźnikami otyłości czy chorób serca ani nawet nad tym, jakie kłopoty zdrowotne dotykają nas samych. Mnóstwo ludzi to robi i nie trzeba nam kolejnej takiej książki. Czas jest cenny, a ja prowadzę biznes, wychowuję dzieci i jeżdżę konno, więc szanuję czas zarówno swój, jak i moich czytelników, w szczególności zaś ten, który zdecydowaliśmy się spędzić wspólnie. Dlatego to nie jest książka oparta na teorii czy statystyce ani na strachu przed tym, co może się zdarzyć. To książka wykorzystująca siłę, jaka tkwi w żywności. Nie mam czasu siedzieć i myśleć o tym, jak ciężkie jest moje życie. Wystarczająco przeraża mnie moja historia choroby. Gdybym sobie na to pozwoliła, mogłabym całymi dniami zamartwiać się za każdym razem, gdy wkładam coś do ust, ale jestem zbyt zajęta skupianiem się na tym, żeby moje parametry biochemiczne były w porządku dziś, żebym mogła wykonać pracę, jaką muszę wykonać dziś.
Nie chcę żyć w strachu. Nasz czas na Ziemi jest na to zbyt krótki. Wolę przeżyć życie radośnie, kochając to, co jem. Uwielbiam jedzenie – i wy też je pokochacie, gdy zobaczycie, co może dla was zrobić. Muszę powiedzieć, że jestem wdzięczna za tych wszystkich lekarzy, naukowców i guru, którzy byli przede mną i jasno określili, czego nam w życiu nie trzeba – jakie pokarmy nas zabijają, sprawiają, że stajemy się grubi albo uzależnieni. Po prostu nie muszę się już na tym skupiać. Potrzebuję odpowiedzi, a nie kolejnych rzeczy, których mam się bać. Ta książka jest o tym, jak żywność może nam pomóc osiągnąć wspaniałe efekty, a nie o tym, co z tej żywności odrzucić ze strachu, że jest szkodliwe. Zakładam, że ci, którzy czytają tę książkę, też nie akceptują takiego myślenia. Odpowiedzi są praktyczne. Rozwiązania również. Żywność jest praktyczna, a w moim świecie jedzenie to najlepszy, najbezpieczniejszy i zadziwiająco skuteczny lek. Nie wolno się go bać, trzeba go pokochać.
To właśnie chciałabym zrobić: dowiedzieć się, co czytelnik zamierza zrobić dla swojego zdrowia, gdy ciało przestaje go słuchać. Przewlekły problem? Nawracająca niestrawność albo ciągłe zmęczenie? Problemy z hormonami? Za wysoki cholesterol? Depresja? Stan przedcukrzycowy albo cukrzyca? A może jakaś choroba autoimmunologiczna? Każdy z tych problemów zdrowotnych wynika z określonych zaburzeń metabolizmu, upośledzenia szlaków przemian chemicznych. Żywność i terapie naturalne mogą zatem stworzyć podwaliny, na których da się odbudować zdrowie. Jeśli chcemy dać ciału to, czego potrzebuje, by wrócić na właściwe tory, odpowiedzią jest właśnie… jedzenie.
Zakładam, że moi czytelnicy – podobnie jak moi klienci – są osobami dynamicznymi, żyjącymi w różnorodnym świecie, mającymi wiele pozytywnych i nie tak pozytywnych doświadczeń ze zdrowiem (a sądzę, że tak właśnie jest) i prawdopodobnie potrzebują informacji na wiele związanych z nim tematów, napisałam więc tę książkę. Usiądziemy sobie razem, a ja posłucham waszych historii. Szczerze podzieliłam się z wami swoimi doświadczeniami, a teraz chciałabym poznać wasze. Potem przedstawię plan. Zacznę od podstaw – od tego, co każda zdrowa osoba powinna robić na co dzień – a potem wspólnie zastanowimy się, co każdy może zrobić, by rozwiązać swoje problemy. Jestem też zaangażowana w tworzenie aktywnej wspólnoty w sieci, gdzie można zwracać się o pomoc i wsparcie, i znaleźć dodatkowe informacje na temat wszystkich interesujących kwestii, jak również tysiące dodatkowych przepisów dotyczących recept żywieniowych zawartych w tej książce. Znajdziecie nas na www.hayliepomroy.com. Czekamy!
Nasze ciała są silniejsze i odporniejsze, niż sądzimy. W ciągu ostatnich 20 lat byłam świadkiem takich zmian w swoim ciele i w ciałach tysięcy moich klientów, jakie wcześniej uznałabym za niemożliwe. Widziałam zdrowotne tragedie, które wydawały się zupełnie poza kontrolą, i ludzi z wyrokiem fizycznej degradacji, którym jednak udało się odwrócić zły los i uleczyć się z choroby.
Przed każdym moim wykładem mąż powtarza mi: „Daj czadu, złotko! Oni tu nie przyszli, żeby słuchać drętwego wykładu, ale dlatego, że potrzebują twojej pomocy”. Tak właśnie myślę o swoich klientach i czytelnikach moich książek. Oficjalny wymiar, jaki niesie forma książkowa, może utrudnić nawiązanie relacji – stanąć między mną a wami i waszym poszukiwaniem drogi do zdrowia. Zamierzam zatem zrobić to, co robię dla wszystkich moich klientów. Powiem wszystko, co wiem, a potem wspólnie będziemy to przerabiać, przycinać i dopasowywać, by przerwać dysfunkcyjne przystosowania organizmu i przywrócić tę perfekcję, która jest w każdym, gdy ciało ma pełne wsparcie.
Taka jest moc żywności i siła wiedzy o tym, co może dla nas zrobić. To moc książki Lecz się jedzeniem. Najlepszymi nauczycielami byli dla mnie: moje ciało, moi klienci i nasza społeczność. To nie czas na jedzenie. To czas, by leczyć się, jedząc.
CZĘŚĆ PIERWSZA
REWOLUCYJNA RECEPTA
ROZDZIAŁ 1
Równanie zdrowia: Ż + M = Z
Moje zdrowie jest ważne, więc staram się jak najwięcej dowiedzieć o żywieniu.
Kiedy ostatni raz jedliśmy pomidora? Może tydzień temu albo dziś? A może nie lubimy pomidorów i nie chcemy ich jadać. Faktem jest, że te warzywa bardzo interesują naukę. A konkretnie badacze myślą o nich w ten sposób: „Rozbierzmy pomidor na czynniki pierwsze; wyizolujmy te składniki, które – jak się zdaje – mają korzystny wpływ na ludzkie zdrowie, a potem przetestujmy, czy rzeczywiście działają, czy też nie”. To fascynujący proces, ale czy ma on wpływ na naszą decyzję o dodaniu pomidora do dzisiejszej sałatki?
Jedną z rzeczy, jakich nauka dowiedziała się o pomidorach, jest to, że zawierają one składnik zwany likopenem, który nadaje im kolor. Wykazano, że likopen ma przede wszystkim działanie kardioprotekcyjne, czyli chroni serce. Interesujące, prawda? Niedawno, w 2014 roku, w czasopiśmie „Advanced Nutrition” opublikowano badanie, w którym porównano efekty jedzenia pomidorów i przyjmowania suplementów likopenu (w których tę substancję wyizolowano z warzywa i zamknięto w kapsułkach) na wskaźniki choroby wieńcowej1. Co wygrało? Pomidor! W badaniu stwierdzono, że całe pomidory mają lepszy wpływ na ludzkie zdrowie niż suplementy.
To bardzo ekscytujące i dobre wiadomości. Zawsze lubię czytać o nowych badaniach potwierdzających, że żywność może mieć wpływ na zdrowie. Ale co ta informacja ma wspólnego z nami? Badacze nie mówią, co robić z pomidorami. Nie przychodzą do domów, nie sprawdzają, jak żyjemy, i nie doradzają w kwestii pomidorów. Czy powinno się kłaść je na piersiach przed snem i liczyć na cud? Czy po to, by ochronić się przed zawałem, mamy je jeść przy każdym posiłku do końca życia? A może korzyści daje już zjedzenie sobie pomidorka od czasu do czasu? Jak należy dawkować pomidory? I na jakie konkretne korzyści możemy liczyć, jeśli będziemy je jeść? I wreszcie, czy możemy wiedzieć, że akurat u nas, konkretnej osoby z konkretnym typem metabolizmu, jedzenie pomidorów w ogóle przyniesie jakiekolwiek rezultaty?
To, co stwierdzono w laboratorium, nie wiąże się bezpośrednio z tym, co stanie się, gdy konkretne ciało, z jemu tylko właściwym metabolizmem i w konkretnych okolicznościach, zje pomidora (czy cokolwiek innego). Czy w ogóle mamy predyspozycje do choroby wieńcowej? Jeśli tak, to czy nasze ciało potrafi przyswajać likopen z pomidorów i dostarczać go tam, gdzie jest potrzebny? Czy umiemy wykorzystać chroniące serce składniki z pomidora w taki sam sposób jak inni ludzie?
Żywność może nam naprawdę pomóc, ale ciało musi właściwie wykorzystać jej ochronne i uzdrawiające właściwości. Trzeba mieć ciało, które jest nastawione na wykorzystywanie jedzenia