do salonu, tam będzie nam wygodniej.
Poducha na kanapie jest tak miękka, że zapadam się w nią i gwałtownie staram się odzyskać równowagę, o mały włos nie rozlewając herbaty. Mam nadzieję, że Tamsin nic nie zauważyła. Zaczynam od pytań, na które odpowiedzi już znam. Lata prowadzenia wywiadów nauczyły mnie, że to rozluźnia rozmówcę, a przy tym pokazuje mi, do jakiego stopnia jest ze mną szczery.
– Charlotte mieszka tu z wami?
Tamsin potakuje.
– Nie miałaby za co się wyprowadzić – dodaje. – Jeszcze nie zdecydowała, co chce robić w życiu.
Po policzku spływa jej łza.
Wiem, że to dla niej trudne, że będzie zdolna się skupić wyłącznie na odnalezieniu torebki Charlotte, ale potrzeba mi dodatkowych informacji.
– A więc studiuje? A może pracuje?
– Pomaga w naszym salonie kosmetycznym dla psów. Ale chyba nie widzi w tym swojej przyszłości. To zajęcie tylko do czasu, aż zdecyduje, kim chce zostać.
Odruchowo porównuję Charlotte do Grace, która, chociaż młodsza od niej, wydaje się już pewna swojej drogi życiowej.
– Rozumiem, że to dla ciebie bolesne, ale opowiedz mi, proszę, o waszym ostatnim spotkaniu.
Oto właśnie jedna z najbardziej dręczących rzeczy: świadomość, że widziało się swoje dziecko po raz ostatni, nie wiedząc, że się go już więcej nie zobaczy. Że nie zwróciło się uwagi na ten święty moment rozstania.
Tamsin pochyla się do przodu, stawia kubek na stoliku i zamiast oprzeć się z powrotem o poduchę, kuli się i kładzie łokcie na kolanach.
– W ciągu tych paru tygodni już tyle razy o tym opowiadałam, ale wcale nie robi się łatwiej.
– Wiem. Bardzo mi przykro.
– Nie, nie – odpowiada. – To jest ważne. Muszę dbać, żeby ludzie nie zapominali o Charlotte, prawda? Tak nam doradzała funkcjonariuszka policji do spraw kontaktów z rodzinami ofiar. No więc była sobota wieczór. Charlotte cały dzień chodziła jakaś podenerwowana. Wtedy tego nie widziałam, ale teraz, kiedy o tym myślę, jest to dla mnie oczywiste. Na niczym nie mogła się skupić. Miałam wtedy nową komórkę i Charlotte pomagała mi z ustawieniami, ale była roztargniona. Zazwyczaj takie techniczne rzeczy świetnie jej idą, ale tym razem wydawało mi się, że to grzebanie w komórce ją drażni. Zapytałam ją, co robi wieczorem. Powiedziała, że siedzi w domu. – Tamsin wzdycha ciężko. – Potem zobaczyłam ją około ósmej. Zeszła na dół ubrana jak na imprezę. Zdziwiłam się, bo niedawno była na balu sylwestrowym, potem obchodziła swoje urodziny…
– Co miała na sobie? – pytam, jakbym była z policji.
W zasadzie ta informacja nie jest mi potrzebna, ale dzięki temu będę mogła lepiej sobie wyobrazić zaginioną dziewczynę.
– O wiele za krótką sukienkę. Powiedziałam jej to, ale ona ma dwadzieścia lat. Podejmuje własne decyzje. Miałam kazać jej się przebrać? Ja już nie mogę jej kontrolować. Mogę tylko doradzać! – Tamsin unosi głowę, w oczach znów ma łzy. – To była jedna z tych sukienek typu kamizelka, bez rękawów. Zielona, błyszcząca. Zgrabna, jeśli dziewczyna ma dobrą figurę, a Charlotte ma.
Oczyma duszy widzę jej córkę. Rude loki, wielkie zielone oczy. Ładna. Przyglądam się jej matce i dopiero teraz widzę, że kiedy była w wieku Charlotte, musiała być przepiękna. Nawet rozpacz nie zdołała zatrzeć śladów ogromnej urody.
– Powiedziała, że zmieniła zdanie i spotka się z przyjaciółmi w pubie – ciągnie Tamsin. – A ja jestem… jestem złą matką. Nawet nie spytałam, z którymi przyjaciółmi ani w którym pubie.
Wybucha szlochem, a ja przysiadam się do niej i mocno ją obejmuję. Wiem, że właściwie się nie znamy, ale nasze przeżycia przerzuciły między nami pomost.
– Mogę cię o coś zapytać? – prosi Tamsin, kiedy w końcu przestaje płakać.
Wyciągam rękę po kubek.
– Jasne. O cokolwiek zechcesz.
– Jak ty z tym żyjesz? Jak dajesz radę przetrwać z dnia na dzień?
Nie miałam zamiaru rozmawiać o Helenie, ale w twarzy Tamsin widzę desperację. Chcę, żeby wiedziała, że nie jest sama.
– Z początku myślałam, że nie dam rady. Ale to było już ponad osiemnaście lat temu. Teraz ból po prostu we mnie tkwi, tak bym to ujęła. Cokolwiek robię. Jak nieodłączny towarzysz. Jest częścią mojego życia, częścią mnie. Ale to nie oznacza, że twoja historia potoczy się tak samo, Tamsin. Nie jest wcale wykluczone, że Charlotte się odnajdzie, musisz w to wierzyć.
Kiwa głową, łapie mnie za rękę i mocno ściska.
– Dziękuję ci. Spróbuję.
Rozmawiamy jeszcze przez ponad godzinę i ustalamy, że jutro po południu zrobię z nią wywiad. To znaczy, że będę musiała pracować przez całą noc, żeby wszystko należycie przygotować, ale sprawa Charlotte stała się dla mnie bardzo ważna. W pewnym sensie ten temat należy do mnie, tak jak ból, który czuje Tamsin Bray, jest także moim bólem.
***
Wracam do biura tuż przed piątą, więc mam już niewiele czasu, niedługo muszę być w domu, bo przyjdzie Grace.
– Fajnie, że już jesteś, Simone – wita mnie Abbot, który siedzi za swoim biurkiem w tej samej pozycji co rano, jak gdyby przez cały ten czas w ogóle się nie ruszył. Odwraca się do mnie. – Jak poszło? Tamsin Bray zgodziła się udzielić wywiadu?
– Tak, jutro, już wszystko umówione. Muszę tylko napisać raport przygotowawczy dla Hayley. To ona będzie go prowadzić, tak powiedział Mark.
Odpalam mój komputer i wpisuję hasło, które Abbot z pewnością widzi, bo zupełnie się z tym nie kryję.
– Świetnie. Dobrze, że ci się udało. W co zresztą nie wątpiłem. Mało kto potrafi ci odmówić.
Niby tak, udało się, ale za jaką cenę! Aby zdobyć zaufanie Tamsin, musiałam obnażyć przed nią duszę, a przecież była dla mnie właściwie obcą osobą.
– Niewiele w tym mojej zasługi. A poza tym kto to mówi? W tym gronie to ty jesteś czaruś.
To prawda. Abbot jakoś zawsze dostaje to, czego pragnie.
Parskamy śmiechem. Abbot przestaje się śmiać i pyta:
– Poszłabyś po pracy na drinka? Tak dla odprężenia. Żeby mi wynagrodzić, że rano mnie puściłaś kantem. Potąd mam tej awantury z bankierem. Łajdak już mi się śni po nocach!
Przed oczami staje mi Grace. Zerkam na zegarek.
– Strasznie cię przepraszam, ale mam plany na ten wieczór. Może jutro albo jakoś wkrótce.
– Jasne – mówi i odwraca się z powrotem do swojego monitora. – Ech, jednak nie aż taki ze mnie czaruś, jak bym chciał.
– To tylko na mnie twój czar nie działa. – Uśmiecham się.
O piątej trzydzieści jestem już gotowa do wyjścia. Wieczorne spotkanie z Grace nie pozostawi mi wiele czasu na przygotowanie jutrzejszego wywiadu, ale popracuję trochę w domu, a jutro rano przyjdę do pracy wcześniej i wszystko nadrobię.
Kwadrans po szóstej jestem już przed drzwiami, zadowolona, że mam jeszcze chwilę, żeby uporządkować myśli. Grace ciągle nie przysłała esemesa ze swoim nowym numerem. Może po prostu nie udało jej się go załatwić.
Przenoszę laptop do kuchni i czekam na Grace. Wciąż się do mnie nie odezwała,