czy Suzdalu? Sąd specjalny czy kolegium wojskowe? Przyznałeś się?”.
Obejrzał się raz jeszcze na przykryte ciało i spytał:
– A kto to jest, na co umarł?
– Umarł na obóz, to rozkułaczony. Wołał jakąś Nastię, ciągle chciał dokądś iść…
Abarczuk stopniowo dostrzegał w półmroku twarz Magara. Nie poznałby go; mało powiedzieć, że się zmienił – to był umierający starzec!
Niemal czując plecami dotyk twardej, zgiętej w łokciu ręki nieboszczyka, a na sobie spojrzenie Magara, pomyślał: „Też pewnie jest przekonany, że w życiu by mnie nie poznał”.
A Magar mówił:
– Dopiero teraz zrozumiałem, cały czas bełkotał coś jakby: „bi… bi… bi…”, a on prosił: „pić, pić”, kubek jest obok, tobym spełnił jego ostatnią prośbę.
– Widzisz, martwy, a cały czas się wtrąca.
– To akurat zrozumiałe – rzekł Magar, Abarczuk zaś usłyszał ton, który zawsze go wzruszał: tak zazwyczaj Magar zaczynał poważną rozmowę. – Przecież rozmawiamy o nim, ale mówimy o sobie.
– Nie, nie! – Abarczuk chwycił gorącą dłoń Magara, uścisnął ją, objął go za ramiona, zadygotał, zachłysnął się bezgłośnym szlochem.
– Dzięki ci – mamrotał. – Dzięki, towarzyszu, przyjacielu.
Magar zaczął pierwszy.
– Słuchaj – powiedział. – Słuchaj, przyjacielu, mówię tak do ciebie ostatni raz.
– Przestań, przecież będziesz żył! – zaprotestował Abarczuk.
Magar usiadł na łóżku.
– Wolałbym tortury niż to, co ci teraz powiem, ale muszę to w końcu zrobić. I ty słuchaj – zwrócił się do nieboszczyka – to ciebie dotyczy, twojej Nasti. To jest mój ostatni rewolucyjny obowiązek i muszę go spełnić! Wiesz, towarzyszu Abarczuk, jesteś wyjątkowym człowiekiem. Spotkaliśmy się zresztą też w wyjątkowym czasie – naszym najlepszym, jak mi się zdaje. Powiem ci więc… Pomyliliśmy się. Patrz, do czego nasz błąd doprowadził – obaj powinniśmy prosić tego tu o wybaczenie. Daj mi zapalić. Ale nie ma co się kajać, bo żadne wybaczenie nie odkupi naszej winy. To właśnie ci chciałem powiedzieć. To raz. Teraz – dwa. Nie rozumieliśmy wolności. Zdławiliśmy ją. Marks też jej nie docenił: to podstawa, sens, baza nad bazami. Bez wolności nie ma rewolucji proletariackiej. To po drugie, i słuchaj, co po trzecie. Chociaż idziemy przez obozy, przez zesłania, nasza wiara jest silniejsza od tego wszystkiego. Tyle że to nie żadna siła, ale słabość, instynkt samozachowawczy. Tam, za drutami, ten sam instynkt każe ludziom zmieniać się, bo inaczej zginą, trafią do obozu – komuniści stworzyli więc bożka, włożyli mundury, naszyli naramienniki, głoszą nacjonalistyczne hasła, podnieśli rękę na klasę robotniczą, a jak trzeba będzie, to i czarną sotnię[13] założą… A tutaj, w obozie, ów instynkt każe im nie zmieniać się – jeśli nieśpieszno ci do drewnianej jesionki, to nie zmieniaj się przez dziesięciolecia, w tym jest ocalenie… Dwie strony miedzianej monetki…
– Przestań! – krzyknął Abarczuk i zerwał się, przysunął do twarzy Magara zaciśniętą pięść. – Złamali cię! Nie wytrzymałeś! To, co powiedziałeś, jest kłamstwem, majaczeniem.
– Wolałbym, żeby tak było, ale nie majaczę. Wzywam cię raz jeszcze! Tak jak dwadzieścia lat temu! Jeśli nie możemy żyć jak rewolucjoniści, to umrzyjmy, bo takie życie nie jest nic warte.
– Dosyć, wystarczy!
– Wybacz. Rozumiem cię. Przypominam starą kurtyzanę, która płacze nad straconą cnotą. Ale mówię ci: Pamiętaj! Kochany, wybacz mi…
– Wybaczyć? Wolałbym leżeć albo żebyś ty leżał jak ten trup, byle nie dożyć takiego spotkania…
Stojąc już w drzwiach, obiecał:
– Przyjdę jeszcze do ciebie… Wyprostuję ci mózg, teraz ja będę twoim nauczycielem.
Rankiem na dziedzińcu obozowym sanitariusz Triufielow zobaczył Abarczuka ciągnącego na sankach bańkę z mlekiem, obwiązaną sznurkiem. Dziwne, że za kołem polarnym ktoś może mieć spocone czoło.
– Twój koleżka już mleka nie wypije – powiedział. – Powiesił się dzisiaj w nocy.
Miło zaskoczyć człowieka nowiną. Sanitariusz z życzliwą satysfakcją patrzył na Abarczuka.
– Zostawił jakąś notatkę? – spytał Abarczuk i zaczerpnął haust lodowatego powietrza. Czuł, że Magar musiał zostawić jakiś list. Że to, co zdarzyło się wczoraj, było czymś chwilowym, przypadkowym.
– Po co list? Wszystko, co napiszesz, i tak trafi do opera.
To była najcięższa noc w życiu Abarczuka. Leżał z zaciśniętymi zębami, bez ruchu, i wpatrywał się szeroko otwartymi oczyma w ścianę z ciemnymi śladami rozgniecionych pluskiew.
Przemawiał do syna, któremu kiedyś nie chciał dać swego nazwiska, i przyzywał go: „Teraz mam tylko ciebie, ty jeden jesteś moją nadzieją. Widzisz, kochany, nauczyciel chciał zniszczyć mój rozum, moją wolę i unicestwił sam siebie. Tola, Tola, ty jeden mi zostałeś, ty jeden na całym świecie. Czy widzisz mnie, czy mnie słyszysz? Czy kiedykolwiek się dowiesz, że nawet tej nocy twój ojciec nie ugiął się, nie zachwiał?”.
A wokół, tuż obok, spał obóz – spał ciężko, głośno, nieładnie, w ciężkim duszącym powietrzu, chrapiąc, bełkocząc, świszcząc, zgrzytając zębami, krzycząc i jęcząc przeciągle.
Nagle Abarczuk uniósł się na pryczy, wydało mu się, że jakiś cień szybko, bezszelestnie przemknął obok niego.
42
W końcu lata 1942 roku wojska grupy kaukaskiej Kleista zdobyły pierwszy obiekt radzieckiego przemysłu naftowego w pobliżu Majkopu. Niemcy byli na Nordkappie i na Krecie, w północnej Finlandii i na brzegu kanału La Manche. Feldmarszałek, słoneczny wojak Erwin Rommel stał o osiemdziesiąt kilometrów od Aleksandrii. Na wierzchołku Elbrusu strzelcy alpejscy zatknęli sztandar ze swastyką. Manstein otrzymał rozkaz skierowania gigantycznych dział i nowo skonstruowanych wyrzutni pocisków na cytadelę bolszewizmu – Leningrad. Sceptyk Mussolini opracowywał plan wkroczenia do Kairu, trenował już jazdę na arabskim ogierze. Dietl natomiast, śnieżny wojak, osiągnął na północy taką szerokość geograficzną, do której nie dotarł jeszcze żaden europejski zdobywca. Paryż, Wiedeń, Praga, Bruksela stały się prowincjonalnymi niemieckimi miastami. Nadeszła pora, by wcielić w życie najokrutniejsze plany narodowego socjalizmu, skierowane przeciw człowiekowi, jego życiu i wolności. Przywódcy hitlerowscy kłamali, twierdząc, że to zaciekłość walk skłania ich do okrutnych metod. Przeciwnie, niebezpieczeństwo otrzeźwiało ich, niepewność, czy są dostatecznie silni, wymuszała na nich powściągliwość.
Gdyby hitleryzm zyskał absolutną pewność ostatecznego zwycięstwa, świat natychmiast zachłysnąłby się krwią. Gdyby hitleryzmowi zabrakło uzbrojonych wrogów na ziemi, mordercy dzieci, kobiet i starców straciliby wszelką miarę. Człowiek jest przecież największym wrogiem hitleryzmu.
Jesienią 1942 roku rząd Rzeszy wprowadził szereg wyjątkowo okrutnych, nieludzkich praw.
W szczególności dwunastego września 1942 roku, w apogeum sukcesów wojennych nazizmu, zamieszkujący Europę Żydzi przestali podlegać jurysdykcji sądów i zostali przekazani we władzę gestapo.
Kierownictwo partii i osobiście Adolf Hitler podjęli decyzję o całkowitej likwidacji narodu żydowskiego.
43
Sofia Osipowna Lewinton myślała czasem o tym, co było kiedyś – o pięciu latach na uniwersytecie w Zurychu,