Będę twoim dłużnikiem.
– Jak już mówiłem, dobre piwo wystarczy – zapewnił go kumpel, a potem się rozłączył.
Adam więc zrządzeniem losu rozpoczął pracę w filharmonii. W dodatku, mieszkając u babci, miał do pracy naprawdę blisko.
Nie chciał się spóźnić, zaparzył więc kawę w ekspresie, a potem wypił ją, stojąc przy szafce. Odstawił kubek do zlewu z zamiarem umycia go później, po czym znalazł w pokoju czyste skarpetki i narzuciwszy na siebie kurtkę, wyszedł z domu z plecakiem. Po drodze wstąpił jeszcze do sklepu, żeby kupić coś na śniadanie i późniejszą przekąskę. Wyposażony w ulubiony jogurt, banany i bułki skręcił w boczną uliczkę i niebawem dotarł do pracy.
– Witamy w świecie dorosłych, studencie. – Znajomy ochroniarz, miły pan w starszym wieku, poklepał go po ramieniu na powitanie.
– Dzień dobry, panie Zdzisławie.
– Ty na próbę chóru, który ma występować w czwartek i w piątek?
– Ktoś musi zadbać o tych chórzystów.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i nachylił do niego konspiracyjnie.
– Właśnie przyjechały solistki.
– O! To bardzo dobrze. Miałem zamiar na samym początku ustawić dla nich mikrofony.
– Chłopaku, nie wiem, czy w ich towarzystwie dasz radę skupić się na pracy.
– Doprawdy?
– Nie wiem, jak wy, młodzi, nazywacie teraz ładne dziewczyny, ale niezłe z nich foczki.
Adam roześmiał się głośno, słysząc jego komentarz.
– Ty się nie śmiej! – zganił go ochroniarz. – Naprawdę!
– Będę to miał na uwadze.
– Ja bym na twoim miejscu jakąś poderwał.
– Więc chyba naprawdę muszą być ładne.
– O, kochany! Przez ten budynek przewija się mnóstwo kobiet, ale takich nie widziałem od dawna.
– W takim razie idę ocenić te imponujące okazy. – Adam się zaśmiał i ruszył do windy.
– Tylko nie mów potem, że cię nie uprzedzałem! – zawołał za nim pan Zdzisiek.
Na ten dźwięk znowu zachichotał pod nosem i kręcąc głową, poszedł dalej.
– Coś cię bawi? – zagadnęła go koleżanka z bufetu, która również czekała na windę.
– Nie, nic – odparł, próbując odzyskać powagę. – Po prostu Zdzisławowi zebrało się na amory.
– Co ty nie powiesz? – Dziewczyna zerknęła przez ramię.
– Może szykuje nam się romans stulecia. – Adam znowu się zaśmiał.
Koleżanka próbowała od niego wyciągnąć jakieś szczegóły, ale nie lubił plotkowania, więc odeszła niepocieszona.
– Z takim podejściem to ty chyba żadnej laski nie wyrwiesz – rzucił do niego kolega, widząc jej minę.
Adam przystanął i podał mu rękę.
– Cześć.
– Hej – mruknął i kiwnął głową w stronę dziewczyny, która odeszła. – Co jej zrobiłeś?
– Można powiedzieć, że odmówiłem dostępu do informacji.
– I za to się obraziła?
– Najwidoczniej. Ale coś mi mówi, że szybko jej przejdzie.
– Baby. – Akustyk wywrócił oczami.
Adam tylko się zaśmiał.
– To co? Do pracy? – Kumpel wskazał na drzwi, za którymi mieli dziś urzędować.
– Tak, nie ma sensu tego odkładać.
– Może i tak, chociaż wypiłbym wcześniej kawę.
– Zawsze możesz robić jednocześnie jedno i drugie.
– Wolę dmuchać na zimne. Nie chciałbym zalać sprzętu.
– Co racja, to racja.
– Rozłożyłem już wstępnie mikrofony. – Ruszyli w stronę sali. – Jeszcze trzeba podłączyć kable, ale zawsze to jakieś preludium.
– Preludium?
– No co? – żachnął się tamten. – W końcu jesteśmy w filharmonii.
Adam pokręcił głową i zwolnił przy drzwiach.
– Słyszałem, że już przyjechały solistki. – Złapał za klamkę.
– Ranne ptaszki z nich. Bus podjechał po siódmej.
– Ktoś mi mówił, że one pochodzą z Warszawy. Pewnie jechały przez całą noc.
Kumpel popatrzył na niego z uznaniem.
– Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. Nic dziwnego, że Paulina strzeliła focha.
– Czy ja wiem? Po prostu mam uszy.
– Uważaj, bo ci uwierzę. Po prostu powiedz, że masz ochotę na jedną z tych młodych sikoreczek.
– Sikoreczek? – Adam głośno się zaśmiał. – Stary! Co to w ogóle za teksty?
– Tak mi się powiedziało, mniejsza o większość. Liczy się przekaz. Przydałaby się w twoim życiu kobieta. – Popatrzył na jego ubranie.
– Sugerujesz, że śmierdzę albo coś w tym rodzaju?
– Nie, ale moja Anka na pewno nie wypuściłaby mnie z domu w niewyprasowanej koszulce.
Adam odruchowo popatrzył na swój strój.
– Jeśli potrzebujesz tej informacji do szczęścia, to zepsuło mi się żelazko.
– Naprawdę?
– Nie. Po prostu nie przywiązuję wagi do takich rzeczy.
– A powinieneś.
– Z powodu…? – Popatrzył na niego wyczekująco.
– Między innymi dlatego, że w takim wydaniu raczej żadnej z tych solistek nie poderwiesz. Jak już mówiłem, niezłe z nich…
– …tak, wiem. Sikorki. – Adam nie mógł się powstrzymać i musiał trochę go poprzedrzeźniać.
– Śmiej się, śmiej, ale to nie ja przychodzę do pracy w wygniecionym T-shircie.
– Jeśli tak cię to boli, to mogę go zdjąć.
– Ja bym ci raczej radził naprawdę rozejrzeć się za jakąś dziewczyną. Od razu byłbyś w życiu szczęśliwszy.
– Źle trafiłeś, stary. – Popatrzył mu w oczy.
– Dlaczego?
– Bo ja nie twierdzę, że bycie samemu jest złe.
– Zaraz złe… – upierał się tamten. – Kiepskie to może nie jest, ale związek to jednak związek – dodał enigmatycznie.
Adam wywrócił oczami i rzucił na krzesło swój plecak. Dotarli do sceny, na której od kilku dni rozstawiali sprzęt. Spod sufitu padało na nich jasne światło dużych lamp, a złote ściany i czarne siedzenia tworzyły unikatowy klimat.
– Lepiej zajmijmy się pracą, okej? – zaproponował, podwijając rękawy. – Moje kawalerstwo wcale nie jest interesującym tematem.
Jego