Anieli, znanego wszystkim szlachcica Bogusława Horczyńskiego herbu Błękitna Szarfa. Dwór, jeden z najpiękniejszych na Podlasiu, zaprojektował Henryk Spalski. Jego architektura od początku zachwycała domowników, gości i tłumy turystów, dla których posiadłość na Lipowym Wzgórzu była stałym punktem wycieczek.
Niespokojne losy rodziny Horczyńskich i ich włości zaczęły się wraz z wybuchem II wojny światowej. Gdy 17 września 1939 roku do Lipowczan weszły oddziały sowieckie, stało się oczywiste, że będzie to bardzo trudny czas dla dworu, który od razu stał się łakomym kąskiem dla najeźdźców. Po zajęciu go przez sztab dywizji właściciele wraz ze służbą zamieszkali na tyłach posiadłości, w niewielkim parterowym budynku, który od zawsze był mieszkaniem dla dworskich pracowników. W czerwcu 1941 roku do miasteczka weszli Niemcy, rozpoczęła się hitlerowska okupacja, straszne czasy dla mieszkańców Lipowczan i okolicznej ludności. Fiodor Horczyński podczas wojny zaangażował się w działania lokalnej partyzantki. Był kilkakrotnie aresztowany, wywieziony do Białegostoku i na przesłuchaniach torturowany. Nie wydał nikogo ze swojego oddziału, choć wiedział, co grozi jego rodzinie.
Po wojnie nowa komunistyczna władza takich jak on uznawała za największych wrogów państwa, których należało jak najszybciej się pozbyć. Fiodorowi także groził wyrok śmierci.
Te dramatyczne wydarzenia przyspieszyły trudną decyzję o ucieczce rodziny Horczyńskich do Francji. Fiodor za wszelką cenę chciał ratować swoją żonę Ludmiłę i maleńką córkę Anielę. Na obczyźnie musieli od nowa układać sobie życie, jednak nie było dnia, by nie wspominali rodzinnego dworu. Nie wiedzieli, czy kiedykolwiek będzie im dane wrócić do kraju i odzyskać utracone rodzinne gniazdo w Lipowczanach.
Horczyńscy wrócili do Polski 24 marca 1958 roku po trwającej trzynaście lat emigracji, jednak dwór na Lipowym Wzgórzu nie należał już do nich, był własnością państwa. Zamieszkali w Lipowczanach w kamienicy, która nie została zniszczona w czasie wojennej zawieruchy, a wcześniej należała do rodzinnego majątku Ludmiły. Matka Anieli zmarła zaraz po powrocie z emigracji, dokładnie w czerwcu 1958 roku, gdy jej córka miała niespełna dziewiętnaście lat.
Fiodor podjął żmudne starania o odzyskanie dworu. Niestety nie doczekał tej chwili, zmarł w 1987 roku. W dniu jego śmierci Aniela obiecała ojcu, że nie spocznie, dopóki nie odzyska majątku. Jej starania zakończyły się sukcesem dokładnie 15 czerwca 1992 roku. Tego dnia Aniela stała się oficjalnie prawowitą właścicielką dworu. Decyzja, żeby go nie sprzedawać, była dla niej całkowicie oczywista. Podjęła ją przez wzgląd na pamięć swojego ojca i nigdy tego nie żałowała. Miała spokojne sumienie, bo udało jej się spełnić złożoną przed laty obietnicę.
Jej entuzjazmu nie podzielała Sabina, wychowywana kilkanaście lat przez dziadka Fiodora, w czasach, gdy jej matka prowadziła światowe życie słynnej malarki. Mieszkali w rodowej kamienicy w Lipowczanach. Z okien pokoju widzieli Lipowe Wzgórze i rodzinny majątek. Czasami zakradali się pod kamienne ogrodzenie okalające zewsząd posiadłość i dwór, by móc chociaż z daleka podziwiać ich piękno. Te chwile były pełne radości i dawały nadzieję, że kiedyś ten koszmar się skończy. Resztę czasu przepełniały złość, smutek i niezgoda na rzeczywistość. Sabina latami obserwowała, jak dziadek walczy o dwór, tracąc przy tym zdrowie, siły i majątek. Zamartwiał się, ciągle gdzieś jeździł, próbował niemal wszystkiego. Nieraz widziała łzy w jego oczach.
Dlatego gdy Fiodor zmarł, ona sama znienawidziła ten dwór na dobre, przekonana, że właśnie przez klęskę swoich starań dziadek się rozchorował i odszedł. Miała nadzieję, że jej matka jako jedyna spadkobierczyni rozprawi się z dworem raz na zawsze.
Aniela miała jednak na ten temat całkowicie odmienne zdanie i postanowiła zachować rodzinne dziedzictwo. To wyjątkowo irytowało Sabinę. Robiła wszystko, by jej córki jak najmniej czasu spędzały u babci Anieli. Klara i Lilka miały jednak swoje sposoby na to, by skruszyć zatwardziałe matczyne serce i żeby jednak chociaż trochę pobyć na Lipowym Wzgórzu, najczęściej w czasie wakacji.
– Jak już dorosnę i skończę liceum, to ruszę w świat i będę ci przesyłała kartki z takich miejsc, których nawet ty jeszcze nie widziałaś – oświadczyła dumnie Klara, podchodząc do babci, żeby na jej wyraźne życzenie potrzymać malarską paletę.
– Brzmi poważnie… A myślałaś już, kim będziesz, gdy dorośniesz? Przecież widzę, że ciągnie cię do malowania, prawda? Ostatnio mówiłaś Basi, że zamierzasz namalować nasz dwór. Masz naprawdę wielki talent. Nieskromnie dodam, że po mnie, a do tego lubisz eksperymentować nie tylko z kolorami, ale i z planem obrazu.
– Mama nieco inaczej widzi moją przyszłość. Wciąż powtarza, że najbardziej przydatne w życiu są nauki ścisłe i na nich powinnam się skupić, by mieć kiedyś konkretny zawód. A już najlepiej by było, gdybym poszła w jej ślady i wybrała chemię – poskarżyła się Klara. – Przecież to takie nudne!
– Sabina zawsze dużo mówi, a potem przymyka oko na pomysły twoje i Lilki. W końcu zgadza się niemal na wszystko, co sobie wymarzycie, więc za kilka lat pewnie zaakceptuje wasze wybory. Martwi się o was, chce dla was jak najlepiej, to i ciągle udziela swoich dobrych rad.
– A ty od początku wiedziałaś, że zostaniesz malarką? – dociekała Klara z nadzieją, że babcia zdradzi jej jakiś czarodziejski sposób na życiowy sukces.
– No nie… Pomysłów na siebie to ja miałam mnóstwo. Można powiedzieć, że codziennie wymyślałam coś nowego. Kiedyś marzyłam nawet, żeby zostać nauczycielką, kwiaciarką albo ewentualnie krawcową. Jednak wygrało malarstwo. A wiesz dlaczego?
– Bo było twoją pasją?
– Właśnie tak. Trzeba słuchać głosu serca, ono zazwyczaj dobrze podpowiada.
– Moje serce jest rozdarte pomiędzy malarstwem a muzyką. Teraz marzę o podróżach. A najbardziej o tym, by kiedyś na stałe zamieszkać w naszym dworze. Razem z tobą, mamą i Lilką – przyznała ze wzruszeniem, które starała się ukryć.
– O tym to i ja po cichu marzę. Pamiętaj, że cokolwiek wydarzy się w twoim życiu, ten dwór zawsze będzie twoim domem i zawsze możesz do niego wrócić, zamieszkać tu i robić, co tylko będziesz chciała – powiedziała Aniela, zerkając na wnuczkę z wielką czułością.
Paryż, koniec lata, dzielnica Montmartre
Promienie leniwie zachodzącego słońca wpadały przez okna niewielkiego mieszkania w starej zabytkowej kamienicy usytuowanej przy rue Azaïs, słynącej z niezliczonych atrakcji i zabytków, na czele z bazyliką Sacré-Cœur, wzniesioną na szczycie wzgórza Montmartre. Poza świetną lokalizacją mieszkanie miało również jeszcze jeden istotny walor. Było idealnym punktem do obserwowania tłumu turystów, którzy spacerowali krętymi brukowanymi uliczkami ostro pnącymi się na szczyt wzgórza.
Klara uważnie przyglądała się młodej parze, która przytulona spacerowała powoli, pchając przed sobą wózek z dzieckiem. Miało mniej więcej dwa lata. Co jakiś czas odwracało się w stronę rodziców, by pokazać drobną rączką coś, co akurat bardzo je zainteresowało. Było zachwycone otaczającym światem. Rodzice przystanęli na chwilę, zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie i obsypali dziecko niezliczonymi pocałunkami. Ten rozczulający widok sprawił, że miała łzy w oczach. Ona nie pamiętała takich scen z czasów dzieciństwa. Ojciec Klary nie stanął na wysokości zadania. Na wieść o tym, że jej matka Sabina spodziewa się dziecka, zwyczajnie ją porzucił. Obie skazał na samotność.
Odwróciła się od okna i omiotła wzrokiem mieszkanie typu studio, zaaranżowane w stylu industrialnym, co niezbyt pasowało do eleganckiego klimatu starej kamienicy. Bardzo je lubiła. Szczególnie, że była to otwarta przestrzeń, ponad czterdzieści metrów, z wyraźnie wyznaczonym aneksem kuchennym i dużą częścią sypialnianą, którą oddzielała od reszty mieszkania ceglana ściana. W środku