Stephen King

Outsider


Скачать книгу

się położyć z tobą i Gracie?

      Marcy odrzuciła koc i zrobiła jej miejsce. Sarah weszła do łóżka; rozpłakała się, gdy matka ją przytuliła i pocałowała w kark.

      – Ciii, obudzisz siostrę.

      – Nie mogę się powstrzymać. Ciągle myślę o tych kajdankach. Przepraszam.

      – To płacz cicho. Cichutko, kochanie.

      Marcy tuliła ją dotąd, aż Sarah się wypłakała. Kiedy na jakieś pięć minut zapadła cisza, pomyślała, że córka zasnęła i że teraz, otoczona swoimi dziewczynkami, może sama też zdoła zapaść w sen. Wtedy jednak Sarah przewróciła się na drugi bok i spojrzała na nią. Jej mokre oczy błyszczały w ciemności.

      – Nie pójdzie do więzienia, prawda, mamo?

      – Nie. Nic nie zrobił.

      – Ale niewinnych też czasem zamykają w więzieniu. Nawet na całe lata, dopóki ktoś nie udowodni, że jednak byli niewinni. Wtedy wychodzą na wolność, ale już jako starzy ludzie.

      – Twojego ojca to nie spotka. Był w Cap City, kiedy zdarzyło się to, za co go zatrzymali…

      – Wiem, za co go zatrzymali. – Sarah otarła oczy. – Nie jestem głupia.

      – Wiem, kochanie.

      Dziewczynka poruszyła się niespokojnie.

      – Musieli mieć jakiś powód.

      – Pewnie tak uważają, ale są w błędzie. Pan Gold wytłumaczy, gdzie tata był, i będą musieli go wypuścić.

      – Dobrze. – Długa pauza. – Ale nie chcę chodzić na półkolonie, dopóki to się nie skończy. Gracie chyba też nie powinna.

      – Nie będziecie musiały. A jesienią to wszystko będzie już tylko wspomnieniem.

      – Przykrym. – Sarah siąknęła nosem.

      – Śpij już.

      Wkrótce Marcy, ogrzana ciałami córek, też zapadła w sen, dręczyły ją jednak koszmary, w których Terry’ego, na oczach gapiów, wyprowadzali dwaj policjanci, Baibir Patel płakał, a Gavin Frick patrzył z niedowierzaniem.

      6

      Do północy w areszcie okręgowym było głośno jak w zoo w porze karmienia – pijacy śpiewali, pijacy płakali, pijacy stali przy kratach, tocząc głośne rozmowy. Doszło nawet do bójki, sądząc z odgłosów; ponieważ wszystkie cele były jednoosobowe, Terry nie bardzo rozumiał, jak to się mogło stać, chyba że rywale tłukli się przez kraty. Gdzieś na drugim końcu korytarza jakiś facet wyrykiwał na całe gardło pierwszy fragment szesnastego wersetu trzeciego rozdziału Ewangelii według Świętego Jana: „Tak bowiem Bóg umiłował świat! Tak bowiem Bóg umiłował świat! Tak bowiem Bóg umiłował CAŁY TEN PIERDOLONY ŚWIAT!”. Śmierdziało szczynami, gównem, środkiem odkażającym i makaronem w niezidentyfikowanym sosie, który podano na kolację.

      Mój pierwszy raz w areszcie, myślał Terry ze zdumieniem. Po czterdziestu latach życia wylądowałem w kiciu, w pierdlu, w mamrze, w pace. Niewiarygodne.

      Chciał czuć gniew, słuszny gniew; przypuszczał, że przyjdzie rano, kiedy świat wyostrzy się w jego oczach, teraz jednak, o trzeciej w nocy z soboty na niedzielę, gdy krzyki i śpiewy przeszły w chrapanie, pierdnięcia i pojedyncze jęki, odczuwał tylko wstyd. Jakby rzeczywiście zrobił coś złego. Tyle że gdyby rzeczywiście winien był tego, co mu zarzucali, nie mógłby się tak czuć. Chory zwyrodnialec zdolny tak bestialsko skrzywdzić dziecko nie czułby nic oprócz desperacji przebiegłego zwierzęcia w potrzasku, gotowego powiedzieć i zrobić wszystko, żeby odzyskać wolność. Chociaż czy aby na pewno? Skąd mógł wiedzieć, co myśli i czuje taki człowiek? To tak, jakby próbować odgadnąć, co siedzi w głowie przybysza z obcej planety.

      Ani przez chwilę nie wątpił, że Howie Gold wyciągnie go z tego; był o tym przekonany nawet teraz, kiedy w najmroczniejszej otchłani nocy wciąż usiłował ogarnąć myślą to, jak się zmieniło jego życie w ciągu kilku minut. Zdawał sobie też jednak sprawę, że nigdy do końca nie zmyje z siebie tego błota. Zwolnią go i przeproszą – jeśli nie jutro, to na postawieniu w stan oskarżenia, jeśli nie wtedy, to na następnym etapie, czyli prawdopodobnie na postępowaniu przed wielką ławą przysięgłych w Cap City – wiedział jednak, co zobaczy w oczach uczniów, kiedy następnym razem wejdzie do klasy, i zapewne mógł sobie wybić z głowy trenowanie drużyn młodzieżowych. Rozmaite ciała zarządzające znajdą jakąś wymówkę, jeśli sam z siebie nie uniesie się honorem i nie złoży dymisji. Ponieważ już nigdy nie będzie całkowicie niewinny w oczach sąsiadów z West Side i całego Flint City. Zawsze będzie człowiekiem, którego aresztowali za zabójstwo Franka Petersona. Człowiekiem, o którym ludzie będą mówić: Nie ma dymu bez ognia.

      Gdyby chodziło tylko o niego, pewnie jakoś by sobie poradził. Co mówił swoim chłopakom, kiedy narzekali na decyzje sędziów? Przełknijcie to i wracajcie na boisko. Mecz się nie skończył. Tym razem jednak nie on jeden będzie musiał to przełknąć, nie tylko on będzie musiał grać ten mecz. Marcy zostanie napiętnowana. Szepty i spojrzenia z ukosa w pracy i sklepie. Znajomi, którzy nigdy więcej nie zadzwonią. Może wyjątkiem będzie Jamie Mattingly, ale nawet co do niej miał wątpliwości.

      No i były jeszcze dziewczynki. Sarah i Gracie staną się obiektem złośliwych plotek i ogólnego ostracyzmu, do jakiego zdolni są tylko ich rówieśnicy. Domyślał się, że Marcy jest na tyle rozsądna, by trzymać je blisko siebie, dopóki to się nie skończy, choćby po to, by chronić je przed reporterami, którzy inaczej nie daliby im żyć, ale nawet jesienią, kiedy już zostanie oczyszczony z zarzutów, pozostaną naznaczone. Widzicie tamtą dziewczynę? Jej ojca aresztowali za to, że zabił dzieciaka i wsadził mu kij w dupę.

      Leżał na pryczy. Patrzył w ciemność. Czuł smród aresztu. Myślał: Będziemy musieli się przeprowadzić. Może do Tulsy, może do Cap City, może do Teksasu. Ktoś da mi pracę, nawet jeśli nie dopuszczą mnie do młodzieżowych drużyn bejsbolu, futbolu i koszykówki. Mam dobre referencje i będą się bali, że odmawiając, narażą się na pozew o dyskryminację.

      Tyle że jego zatrzymanie – i powód, dla którego go zatrzymano – będzie się ciągnęło za całą rodziną jak smród tego aresztu. Zwłaszcza za dziewczynkami. Wystarczy sam Facebook, żeby je namierzyć i wskazać palcem. To te dziewczyny, których ojcu bezkarnie uszło morderstwo.

      Musiał porzucić te myśli i trochę się przespać, musiał też przestać się za siebie wstydzić tylko dlatego, że ktoś inny – konkretnie Ralph Anderson – popełnił straszliwy błąd. W środku nocy takie sprawy zawsze gorzej wyglądają, musiał o tym pamiętać. A w jego obecnej sytuacji – był w celi, ubrany w obszerny brązowy kombinezon – trudno się dziwić, że obawy rozrastały się w nim do rozmiarów platform na paradzie świątecznej. Rano wszystko będzie wyglądało lepiej. Był tego pewien.

      Tak.

      Ale mimo wszystko taki wstyd.

      Terry zasłonił oczy.

      7

      Howie Gold wyśliznął się z łóżka o wpół do siódmej w niedzielę rano nie dlatego, że mógł o tej porze coś zdziałać, ani nie ze względu na osobiste preferencje. Jak u wielu mężczyzn po sześćdziesiątce, jego prostata rosła wraz z kontem emerytalnym, a pęcherz zdawał się kurczyć równolegle z seksualnymi aspiracjami. Kiedy już się ocknął, jego mózg wrzucił pierwszy bieg i ponowne zaśnięcie stało się niemożliwe.

      Zostawił Elaine śniącą, miał nadzieję, przyjemne sny i poczłapał boso do kuchni, żeby nastawić kawę i sprawdzić telefon, który wyciszył i zostawił na blacie, zanim położył się spać. Jeden esemes od Aleca Pelleya, odebrany o 1:12.

      Howie popijał kawę i jadł płatki Raisin