początek długiego dnia nagrywania filmu ze zgłoszeniem do reality show. Brat i siostra od tygodnia przygotowywali scenariusz z pomocą swojej matki Lyn. Koncepcja była taka, żeby zacząć od sceny ze skokiem, a potem iść dalej. Starsza siostra Rossa miała grać pierwsze skrzypce i przedstawić rodzeństwo Ulbrichtów, zaznaczając, że „dla wygrania The Amazing Race są gotowi zrobić wszystko, nawet skoczyć w przepaść”. Po beztroskim spełnieniu tej deklaracji zamierzali włóczyć się po Austin i robić przed kamerą różne przegięte rzeczy, by przekonać producentów, że Ross i Cally Ulbrichtowie to idealni kandydaci na uczestników programu.
Kiedy Ross spojrzał z dołu na siostrę i skałę, z której właśnie skoczył, było wyraźnie widać, że nie tak sobie wyobrażał letnie wakacje od college’u.
W głowie miał zupełnie inny film. Na tym filmie odłożył pieniądze na pierścionek i oświadczył się swojej idealnej teksańskiej dziewczynie. Według scenariusza ona (oczywiście) powiedziała tak. Potem zakochani ukończyli studia na Uniwersytecie Teksańskim w Dallas – on na wydziale fizyki – i przez kilka miesięcy planowali ślub. Oboje dostali dobre posady; Ross jako badacz albo fizyk teoretyczny. Urodziło im się kilkoro dzieci, chodzili na chrzciny i wesela. Razem się zestarzeli. Przeżyli szczęśliwe życie. Koniec.
Ta wersja życia Rossa Ulbrichta nigdy jednak nie wyszła poza napisy początkowe. Co prawda faktycznie odłożył pieniądze na idealny pierścionek zaręczynowy, ale gdy w romantycznej scenerii poprosił swoją dziewczynę o rękę („Powiedz tak, błagam, powiedz tak”), ona odparła, że musi mu coś powiedzieć („To nie brzmi dobrze”). Oznajmiła, że przez ostatni rok zdradzała go z paroma innymi mężczyznami („Z paroma? W sensie, że więcej niż jednym?” „Tak. Z paroma”). Co gorsza, wśród nich był jeden z jego najlepszych przyjaciół. Wyciemnienie.
Ross wykaraskał się z wody u podnóża klifu i rodzina Ulbrichtów udała się na miejsce kolejnego ujęcia. Gdy kamera znowu ruszyła, oboje z siostrą stali na tle panoramy Austin i na zmianę się przedstawiali. Jak wyjaśniła Cally, Ross był mózgiem całej operacji. Powiedziała, że brat studiuje fizykę i inżynierię materiałową, ustanowił nawet rekord świata, uzyskawszy najczystsze kryształy na świecie.
Kiedy mówiła, on patrzył w dal, a w jego głowie milion myśli kłębił się niczym szukające czegoś zwierzę, zagubione w skomplikowanym labiryncie. Nie ulegało wątpliwości, że w tym momencie życia, w którym się teraz znalazł, coś jest nie tak. Trudno było jednak stwierdzić, co to takiego ani jak do tego doszło.
Ross przyszedł na świat w tym mieście i zanim jeszcze umiał powiedzieć „mama” i „tata”, Lyn i jej mąż Kirk wyraźnie dostrzegli, że ich syn jest trochę inny. Jako maluch był refleksyjny i rozumiał rzeczy wykraczające poza jego wiek. Nigdy nie powiedzieli mu „nie wybiegaj na ulicę”; po prostu wiedział, że nie powinien, jakby urodził się wyposażony w instrukcję, do której inni nie mieli dostępu. W młodym wieku znał rozwiązania problemów matematycznych, których jego rodzice w ogóle nie pojmowali. I choć jako nastolatek oddawał się zwykłym młodzieńczym zajęciom – uprawiał sport w parku, uczestniczył w maratonach gier planszowych i gapił się na ładne dziewczyny – często wolał czytać o teoriach politycznych, egzystencjalizmie albo mechanice kwantowej.
Nie chodziło jednak tylko o to, że był inteligentny. Był też autentycznie dobry. Jako chłopiec ratował zwierzęta. Jako dorosły przestawił się na ludzi. Tak, Ross był takim człowiekiem, który przerywa rozmowę w pół zdania i rzuca się z pomocą staruszce przechodzącej przez ulicę, bierze od niej siatki i wstrzymuje ruch, żeby mogła powoli przeczłapać przez jezdnię.
Gdy ludzie go poznawali, niektórzy sądzili, że ten ostentacyjny altruizm to poza. „Jak ktoś może być taki miły?” – mówili. Ross był jednak autentyczny i każdy szybko przekonywał się o jego dobroduszności. Odzwierciedlała się nawet w jego sposobie mówienia. Często sięgał po boleśnie poczciwe słówka w stylu „jejku”, „psiakość” czy „do licha”, a gdy już musiał zakląć, zamiast „kurwa” i „jebać” zawsze mówił „kurka” i „rąbać”.
Miał też przywary. Jako nastolatek odkrył w sobie słabość do substancji halucynogennych, przynajmniej tych łagodnych. Uwielbiał chodzić z kumplami do pobliskiego lasu, gdzie przypalał skręta, zdejmował koszulę i łaził po drzewach. Na domówce po balu maturalnym wypił tyle piwa, że dziewczyna, z którą tam poszedł, znalazła go unoszącego się na pontonie pośrodku basenu, wciąż ubranego w smoking, trampki (eleganckich butów nie posiadał, więc na bal poszedł w starych tenisówkach) i okulary przeciwsłoneczne.
Teraz jednak gość, który był najmądrzejszy w każdym towarzystwie, stał obok swojej siostry w parku w Austin i starał się dostać do reality show.
Ale jaki miał wybór? Nie mógł przecież wyjechać do Doliny Krzemowej i zatrudnić się w start-upie. Po tym, jak kilka lat wcześniej pękła bańka internetowa, firmy stworzone w nadziei na cud wyprowadziły gdzieś pieniądze z funduszy emerytalnych swoich pracowników i upadły, a San Francisco zmieniło się w istną strefę zakazaną. No to może na wschód? Ktoś tak mądry jak Ross chyba zrobiłby karierę na Wall Street. Nic z tego. Wskutek krachu na rynku nieruchomości upadały kolejne banki. A już na pewno nie mógł żyć długo i szczęśliwie ze swoją dziewczyną; jego sen o ślubie i domku z białym płotem rozjechało buldożerem paru innych mężczyzn. Zostawały studia magisterskie albo skok w przepaść.
Sławę w reality show i furę pieniędzy Ross wyobrażał sobie jako chwilowe zboczenie z trasy wiodącej ku większym osiągnięciom. Był przekonany, że jest stworzony do czegoś ważnego, chociaż nie miał pewności, co to będzie. Może pewnego dnia odkryje swój cel. Ale jeszcze nie dziś.
Dzień dogasał, nagrywanie zgłoszenia do programu The Amazing Race dobiegało końca. Ross stał razem z siostrą przed kamerą na jednej z ulic Austin. Włożył ciemne spodnie od dresu i gruby czarny sweter, by ochronić się przed wieczornym chłodem.
– Ross, co zrobisz ze swoją połówką miliona dolarów, kiedy już wygramy? – zapytała Cally.
Udał, że zastanawia się chwilę, a potem powiedział:
– No, najpierw chyba rzucę ją na ziemię i wytarzam się w niej.
– No wiesz – odparła jego siostra, unosząc rękę, żeby przybił jej piątkę – najpierw musimy jeszcze wygrać program.
Kamera znów się wyłączyła. Kiedy Ross chował sprzęt filmowy do rodzinnego auta, marzył o czekającej go okazji i o pół miliona dolarów, które z pewnością wygra. Nie wiedział jeszcze, że ta szansa nigdy się nie nadarzy. Nie wybrano go do udziału w reality show – to było pierwsze z wielu niepowodzeń. Wsiadając do samochodu z siostrą, nie wiedział jednak również o tym, że już za pięć lat taką sumę będzie zarabiał w jeden dzień.
3
Julia Vie
Pierwszy tydzień w college’u to był chyba najtrudniejszy okres w życiu Julii Vie – przynajmniej do tego momentu. Przyjechała na Penn State, czyli Uniwersytet Stanowy Pensylwanii, jako nieśmiała osiemnastolatka bez żadnych znajomych, a tym bardziej bez określonego celu. Zanim jednak zdążyła się tu zadomowić, w jej życiu nastąpił wstrząs. Właśnie rozpakowywała walizki w akademiku, wkładała ciuchy do szuflad, a ulubione powieści ustawiała na półkach, gdy nagle zadzwonił telefon. Jej matka zmarła na raka.
Po pogrzebie Julia, nadal w szoku, wróciła na Penn State w poszukiwaniu normalności. Wyobrażała sobie, że być może ta objawi się w postaci chłopaka. Łaknęła kogoś, kto się nią zaopiekuje. Kto otoczy ją czułością, a może nawet będzie rozpuszczał, zabierając czasem na wystawną kolację.