Nick Bilton

Król darknetu


Скачать книгу

patrzyła, jak tamci grają, kątem oka dostrzegła rozczochranego młodego człowieka, który zbliżał się do niej pewnym krokiem. Wyciągnął rękę i przedstawił się jako Ross. Julia zmierzyła go od stóp do głów, zauważyła, że jest bez butów, a koszulkę i szorty ma podarte i poplamione. Pomyślała, że to chyba bezdomny. Wyglądał, jakby nie golił się od wielu miesięcy.

      Wokół dudniła muzyka. Julia widziała wyraźnie, że ten przypominający bezdomnego młodzieniec jest nią zainteresowany. I cóż w tym dziwnego? Miał przed sobą oszałamiającą istotę – śliczną, gibką, z jasnobrązową skórą, piegami na policzkach i dużymi oczami o łopoczących rzęsach. Wyglądała egzotycznie: półkrwi Afroamerykanka, ale drugie pół? Grzecznie przedstawiła się jako Julia, a potem szybko go spławiła, niezainteresowana rozmową z człowiekiem, który sprawiał wrażenie, jakby nie kąpał się tygodniami.

      Sądziła, że to koniec tematu. Tydzień później spotkała jednak tego całego Rossa ponownie. Tym razem coś się zmieniło. Ogolił się, miał na sobie spodnie – takie prawdziwe – i buty.

      Podczas rozmowy zaintrygował ją. Był dowcipny, uroczy i inteligentny – bardzo, bardzo inteligentny. Powiedział, że robi magisterkę na wydziale inżynierii materiałowej. Kiedy zapytała, co się za tym kryje, Ross wyjaśnił, że prowadzi badania polegające na sprawdzaniu rzadkich właściwości materiałów krystalicznych. Zajmował się też spintroniką i materiałami ferroicznymi. Za te prace uczelnia płaciła mu nawet kilkaset dolarów tygodniowo.

      Nim upłynął tydzień, ta studentka pierwszego roku poszła z Rossem na kolację do restauracji z sushi przy szosie numer 35, a kilka dni później wróciła z nim do jego mieszkania. Gdy na kanapie ściągał z niej bluzkę, a ona z niego koszulkę, niewiele wiedziała o mężczyźnie, z którym za chwilę będzie baraszkować. Leżał na niej prawie nagi, gdy stuknęły drzwi wejściowe i w mieszkaniu pojawili się jego współlokatorzy.

      – Chodźmy do mojego pokoju – powiedział Ross, a potem chichocząc, oboje wybiegli z salonu.

      Sprowadził ją po schodach do ciemnej piwnicy, gdzie przez maleńkie okna wpadały tylko skrawki światła. Julia czuła, że pachnie tu mokrym cementem, pleśnią albo jednym i drugim.

      – To twoja sypialnia? – zapytała z niedowierzaniem, kiedy jej bose stopy stanęły na zimnej betonowej podłodze.

      – Tak – odparł z dumą Ross. – Mieszkam tu za darmo.

      Uniosła brwi. Stanęła pośrodku piwnicy i zmierzyła wzrokiem przedziwne otoczenie. Obok przenośnego grzejnika stało łóżko. Kartonowe pudła były ustawione jak dziecięca forteca. Całość przypominała celę więzienną.

      Już na pierwszej randce w restauracji z sushi Julia domyśliła się, że Ross jest oszczędny, kiedy przyjechał rozklekotanym pikapem starszym od niej. Na drugiej randce dowiedziała się, że nie dba także o dobra materialne, bo pojawił się ubrany jak basista kapeli grunge’owej z Seattle (poszarpane szorty, brudna koszula oraz buty, które dawniej należały do jakiegoś mieszkańca domu starców). Teraz jednak, gdy siedziała na jego łóżku w piwnicy i patrzyła na ściany z obłupanej niemalowanej płyty kartonowo-gipsowej, w jej głowie skrystalizowała się świadomość, że Ross naprawdę, ale to naprawdę nie ma pieniędzy i naprawdę, ale to naprawdę nie dba o rzeczy, których pragnie większość ludzi.

      – Czekaj, dlaczego ty tutaj mieszkasz? – zapytała, kiedy położyli się na łóżku, a Ross próbował wrócić do punktu, w którym skończył na kanapie.

      Przerwał, by jej wyjaśnić, że stara się żyć skromnie, aby udowodnić sobie, że potrafi. Po co płacić za mieszkanie, skoro można mieszkać w tym zapleśniałym zamczysku za darmo? Julia krzywiła się, gdy mówił. Wytłumaczył, że nie chodzi mu tylko o oszczędność. Jego styl życia to również część prywatnego eksperymentu, który miał pokazać, do jakiego ekstremum jest się w stanie posunąć bez zaspokajania pragnień i potrzeb. Ostatnio na przykład postanowił przez miesiąc nie kąpać się w ciepłej wodzie, aby sprawdzić własną wytrzymałość. („Po jakimś czasie człowiek przywyka do zimnego” – chwalił się). To nie wszystko. Z dumą oznajmił Julii, że latem przetrwał tydzień na jednej puszce fasoli i torebce ryżu.

      – A kawa? – zapytała dziewczyna.

      – Nie piję.

      – Ale z ciebie sknera – zażartowała.

      Testy dotyczące prysznica i mieszkania w piwnicy stanowiły zaledwie początek dziwactw Rossa. U stóp łóżka leżały dwa worki na śmieci, o których od niechcenia powiedział, że to jego garderoba. Jeden worek był przeznaczony na czyste rzeczy, a drugi na brudne. Każde ubranie, jakie Ross posiadał – każdą skarpetkę, każdą koszulkę, nawet te geriatryczne buty – odziedziczył po przyjacielu.

      – O nie, nie, nie – stwierdziła Julia, łopocząc rzęsami. – Musimy to zmienić. Wezmę cię na zakupy i poszukamy ci ciuchów, które naprawdę na ciebie pasują.

      – Jasne – zgodził się Ross, a potem pochylił się, by znowu ją pocałować.

      Było jednak jeszcze kilka rzeczy, których chciała się o nim dowiedzieć. Jeszcze kilka pytań na temat tego dziwnego, chociaż genialnego mężczyzny.

      – Co to za książki? – Julia wskazała stos przy łóżku.

      Wtedy Ross oderwał się od niej i udzielił wyczerpującej odpowiedzi. Już na pierwszej randce wyjaśnił, że na Penn State, oprócz członkostwa w klubie bębniarskim NOMMO, jest również gorliwym członkiem College Libertarians, grupy politycznej, która spotykała się raz w tygodniu, by dyskutować o filozofii libertariańskiej oraz czytać książki poświęcone jej teorii i ekonomii. To właśnie te książki – autorstwa Murraya Rothbarda, Ludwiga von Misesa i innych wizjonerów – Ross czytał dla przyjemności, gdy nie był zajęty pochłanianiem artykułów z fizyki stosowanej.

      Kiedy Julia zapytała, co to takiego ten libertarianizm, Ross, zupełnie jej nie oceniając, wytłumaczył: decyzja o wszystkim – począwszy od tego, co robisz ze swoim życiem, a kończąc na tym, co wprowadzasz do własnego organizmu – powinna należeć do ciebie, a nie do państwa.

      Gdyby nie to, że Ross był taki inteligentny, może Julia wyszłaby tamtego dnia z piwnicy, nie oglądając się za siebie. Gdyby nie to, że był taki przystojny, może po pierwszych randkach nie odebrałaby telefonu. A gdyby nie jego asertywność, której młoda Julia nigdy wcześniej nie doświadczyła u mężczyzny i której w tym smutnym momencie życia potrzebowała jak niczego innego, może w ciągu kolejnych tygodni nie zgodziłaby się zostać jego dziewczyną.

      Bardzo ją jednak intrygował ten osobliwy i być może perfekcyjny facet. Spojrzał na nią z uśmiechem i nachylił się, by znowu ją pocałować. Julia widziała wyraźnie, że jest nią zauroczony. Sama z kolei starała się nie okazywać rosnącego zachwytu Rossem. Kiedy tarzali się po jego ciasnym łóżku w piwnicy, żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że relacja, którą właśnie nawiązują, stanie się najbardziej burzliwym romansem w ich dorosłym życiu. Dla Rossa zaś będzie również ostatnim.

      4

      Debata

      Studenci z plecakami i książkami przepychali się w wejściu do Willard Building na terenie uniwersytetu Penn State. Nad kampusem zachodziło jesienne słońce, a w budynku migotały światła. Wśród zwyczajności życia uniwersyteckiego, w jednej z dużych sal wykładowych Ross Ulbricht chodził tam i z powrotem, przygotowując się do uczelnianej debaty.

      Pomieszczenie, w którym się znajdował, było szerokie i głębokie, wypełnione rzędami krzeseł, które wkrótce mieli zająć studenci wchodzący do budynku – wszyscy bowiem przybyli