Steve Cavanagh

Trzynaście


Скачать книгу

fotografia była pierwszą z serii ponad dwudziestu zdjęć pokazujących miejsce zbrodni. Gwałtowna śmierć zawsze opowiada własną historię, która wypisana jest na ofiarach. W ich ranach. Na ich skórze. Czasami w ich oczach.

      Nigdy nie widziałem czegoś takiego jak to.

      Policyjny fotograf zrobił pierwsze zdjęcie, stojąc w nogach łóżka. Ariella leżała na plecach, po lewej stronie, obok okna wychodzącego na ulicę. Carl spoczywał obok niej, po prawej. Kołdra znalazła się na podłodze, od strony Carla. Ariella miała na sobie tylko spodnie. Ręce miała ułożone wzdłuż tułowia, stopy razem. Jej usta były otwarte. Tak jak oczy. Tułów był czerwony. W pępku utworzyła się mała kałuża krwi. Dostrzegłem ciemniejsze plamy na klatce piersiowej – rany po uderzeniach nożem. Kołdra pod jej ciałem również była czerwona. Na szyi widniały tylko małe czerwone plamki. Nie zauważyłem krwi na twarzy ani na nogach.

      Carl leżał na prawym boku, nagi, zwrócony ku Arielli. Nogi miał zgięte w kolanach, tułów wygięty w łuk. Widziane pod tym kątem, jego ciało niemal przypominało kształtem łabędzia. Na razie nie wypatrzyłem na nim żadnych śladów. Żadnych ran ani siniaków. Wydawał się dziwnie spokojny. Jakby zwinął się w kłębek obok niej i umarł. Dopiero gdy zobaczyłem zdjęcie ukazujące go od tyłu, zrozumiałem, jak umarł. Tył jego głowy był wgnieciony. Nie krwawił mocno, widziałem tylko jedną ciemną plamę pod głową, ale sądząc po kształcie i głębokości wgniecenia, zginął od jednego ciosu. To pewnie tłumaczyło ułożenie jego ciała: podwinięte nogi, ułożone niemal w pozycji embrionalnej, i głowa pochylona do przodu, odepchnięta siłą uderzenia.

      Obrońcy występujący w sprawach kryminalnych podobnie jak policjanci przyzwyczajają się do widoku gwałtownej śmierci, brutalności, którą wypisujemy nawzajem na swoich ciałach. To ludzka rzecz. Jeśli robisz coś wystarczająco często, przestajesz dostrzegać w tym to samo znaczenie, nie przejmujesz się tym tak samo jak za pierwszym razem.

      Ja nie przywykłem do widoku gwałtownej śmierci. Modliłem się, bym nigdy nie przywykł, bo wtedy umarłaby ważna cząstka mojego człowieczeństwa, której nie mógłbym już odzyskać. A potrzebowałem jej. Potrzebowałem tego bólu. Mężczyzna i kobieta zostali wyrwani z tego świata – odebrano im wszystko, co mieli w tym życiu, i całą ich przyszłość. W mojej głowie rozbrzmiewało tylko jedno słowo. Niewinni. Niewinni. Niewinni. Niczym sobie nie zasłużyli na taki los.

      Trzask.

      Spojrzałem na swoją dłoń i zdałem sobie sprawę, że przestałem bawić się ołówkiem. Ściskałem go tak mocno, że nieświadomie złamałem go na pół.

      Bez względu na to, co tak czy inaczej należało do moich obowiązków, byłem coś winny Arielli i Carlowi. Człowiek, który ściągnął na nich to piekło, musiał ponieść karę. Jeśli tym kimś był Bobby, należało go poddać osądowi prawa. Jednak patrząc na ofiary, jeszcze mocniej wątpiłem, by ten chłopak był zdolny do czegoś takiego.

      Potem sobie przypomniałem. W głębi duszy wszyscy jesteśmy do tego zdolni.

      Sądząc po tym, co zobaczyłem na zdjęciach, przyczyny śmierci zupełnie nie pasowały do opisów podawanych przez media. Dziennikarze prasowi i telewizyjni twierdzili, że ofiary zostały poćwiartowane przez sprawcę ogarniętego niepohamowaną, wściekłą zazdrością. Fotografie pokazywały co innego. Na ciele Carla w ogóle nie było śladów pchnięcia nożem. Przeglądając kolejny zestaw zdjęć, natrafiłem na zbliżenie kija baseballowego, który leżał na podłodze w sypialni. Wyglądało na to, że to właśnie nim uderzono Carla w głowę.

      Przerwałem na chwilę oglądanie i próbowałem ułożyć wszystko, co do tej pory widziałem, w jedną całość, ale coś mi tu nie pasowało. Zabójca miał dostęp do domu. Zakradł się do środka lub po prostu otworzył sobie drzwi kluczami, wszedł do sypialni na piętrze i znalazł Ariellę z Carlem w łóżku. Carl byłby pierwszą ofiarą. To zrozumiałe, że morderca chciał najpierw usunąć większe zagrożenie. Uderzenie, które zmiażdżyło czaszkę mężczyzny, musiało być nie tylko silne, ale też głośne. Bardzo głośne. Nie można go było w żaden sposób stłumić, nie ograniczając jednocześnie siły ciosu. A jednak Ariella nie miała żadnych ran świadczących o tym, że próbowała się bronić. Żadnych cięć ani siniaków na dłoniach czy przedramionach. Wyglądało na to, że pierwsze lub drugie pchnięcie nożem było śmiertelne – a przynajmniej na tyle poważne, że pozbawiło ją możliwości ruchu.

      Tak, wyraźnie coś tu nie grało.

      Zostały mi jeszcze dwa zestawy zdjęć. Jeden z nich zawierał fotografie Bobby’ego. Miał na sobie czerwoną bluzę z kapturem, białą koszulkę i czarne spodnie dresowe. Rękawy bluzy były poplamione krwią, podobnie jak dłonie Bobby’ego. Poza tym nigdzie indziej nie widziałem śladów krwi.

      Ostatnia seria zdjęć wzbudziła mój niepokój. Wykonano je w kostnicy. Nagi Carl Tozer leżał na stalowym stole. Po raz pierwszy dostrzegłem wąski siniak o długości jakichś ośmiu centymetrów przecinający jego gardło. Wyglądało to tak, jakby uderzono go cienkim metalowym prętem lub na moment zaciśnięto mu na szyi sznur i mocno pociągnięto. Lecz nie to mnie martwiło – ten uraz nie spowodował śmierci, mogło to też być tylko zsinienie pośmiertne: krew, która zebrała się w jego szyi, gdy przestało bić serce.

      Nie, trapiło mnie kilka kolejnych zdjęć. Seria zbliżeń na usta.

      Martwy mężczyzna miał coś pod językiem.

      Fotograf znów przeszedł w tryb filmowania, by dobrze pokazać ten ostatni element. Kliknąłem na ikonkę odtwarzania i patrzyłem, jak długa metalowa pęseta wsuwa się do ust Carla, a potem wysuwa się z czymś, czego początkowo nie rozpoznałem. Tajemniczy przedmiot wylądował na płytce Petriego i zaczęła przy nim manipulować inna pęseta. To coś wyglądało jak złożona na pół kartka, do której dołączono mały stożek wielkości czubka ołówka. Teraz już obie pęsety rozkładały kartkę pod czujnym okiem kamery.

      O tym nie pisano w gazetach. Z pewnością.

      To nie była kartka. To był banknot. Wielokrotnie złożony jednodolarowy banknot z wielką pieczęcią Stanów Zjednoczonych na rewersie i cyfrą 1 w każdym rogu, przesłoniętą częściowo przez słowo JEDEN. W tle widać wzór przypominający pajęczą sieć. Banknot został złożony tak, że każdy róg wyglądał jak wzór lub znak na skrzydle. Cztery skrzydła wyrastały z umieszczonej pośrodku stożkowatej części zwiniętego banknotu, która przypominała tułów i odwłok owada.

      Zabójca zwinął jednodolarowy banknot na kształt motyla i włożył go w usta Carla Tozera.

      ROZDZIAŁ TRZYNASTY

      Po przerwanej próbie przejęcia walizeczki Kane okrążył cały kwartał ulic. Gdy wrócił do swojego samochodu, oddychał już normalnie. Ustało też pulsowanie w czubkach palców. Rzucił plecak na siedzenie pasażera i czekał.

      Dwadzieścia minut później z biura Flynna wyszedł mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze. Kane obserwował, jak facet wsiada do kabrioletu i odjeżdża. Znów poczuł, jak jego palce pulsują krwią, gotowe sięgnąć po broń ukrytą w kieszeni kurtki. Zostali tylko ochroniarz i Flynn. Ochroniarz będzie teraz czujny. Wcześniej Kane dosłownie w ostatniej sekundzie postanowił zrezygnować z ataku. Zbyt długo zwlekał z wyciągnięciem broni. Ochroniarz go uprzedził. Zamiast pistoletu Kane wyjął więc telefon komórkowy i spytał o drogę. Ochłonąwszy, zrozumiał, że była to słuszna decyzja. Tamten strzeliłby do niego pierwszy.

      Na samą myśl o laptopie ukrytym teraz w mieszkaniu Flynna Kane zgrzytnął zębami. Spojrzał ponownie na budynek. Nie miał pojęcia, jakie kamery ochrony znajdowały się w środku i ilu było tam ludzi. Może ktoś dyżurował stale w recepcji.

      Silnik