tymi słowami wciskam przycisk kończący rozmowę, podkręcam na maksa muzykę w słuchawkach i biegnę w stronę zachodzącego słońca.
BETH
Osiedle przy River Bend to nudna, przeciętna społeczność na brzegach przepływającej przez Tulsę rzeki Arkansas, która niejako automatycznie sprawia wrażenie znajomej. Brązowe kamienie, beżowe fasady, niczym niewyróżniające się budynki złożone z trzech i czterech pięter, upchnięte wokół basenu o kształcie ameby. Takich kompleksów mieszkaniowych, rozsianych po setkach tysięcy miast i miasteczek w całej Ameryce, są miliony. Właśnie dlatego zdecydowałam się na jeden z nich.
Parkuję na pustym miejscu przed głównym budynkiem, biorę torbę – która poza ciuchami na moim grzbiecie jest wszystkim, co mam ze sobą – i idę w stronę drzwi.
Ludzie, którzy wyglądają, jakby dopiero co skończyli studia, zajmują olbrzymi kryty wewnętrzny dziedziniec, ściskając w dłoniach papierowe kubki z kawą albo stukając w swoje macBooki. Wszyscy mnie ignorują, co jest nieoczekiwaną, ale przyjemną odmianą. Zapisuję sobie w pamięci, że osiedle takie jak to jest idealnym miejscem na kryjówkę. W krainie zapatrzonych w siebie milenialsów każda osoba po trzydziestce równie dobrze mogłaby być niewidzialna.
Mój wzrok przykuwa szyld biura wynajmu i idę wzdłuż korytarza. Kobieta siedząca za eleganckim, szklanym biurkiem jest jedną z nich. Młoda. Blondynka. Prawdziwa piękność. Laska ze starannie wyselekcjonowaną zawartością Instagrama, składającą się z selfie z dziubkiem i pozowanymi fotkami w stylu glamour z ręką wspartą na biodrze. Zatrzymuję się przy krawędzi jej biurka, a ona unosi wzrok i spogląda na mnie z oślepiającym uśmiechem.
– Witam panią. Szuka pani domu w najbardziej ekskluzywnym osiedlu mieszkaniowym w Tulsie? Bo jeśli tak, to trafiła pani w odpowiednie miejsce.
Dobry Boże. Ten jej środkowozachodni akcent, piskliwy głosik jak u Kim Kardashian i nienaturalnie białe zęby… Ta dziewczyna nie może być prawdziwa.
– Uhm, tak. Przeglądałam mieszkania z jedną sypialnią na waszej stronie internetowej i…
– Orajuśku! W takim razie to pani szczęśliwy dzień. Dosłownie przed sekundką dotarła do mnie wiadomość, że na początku przyszłego tygodnia zwalnia się apartament Vogue. Co pani myśli o siedemdziesięciu czterech metrach kwadratowych przestrzeni i balkonie z widokiem na basen?
Podrzucam torbę wyżej na ramieniu.
– Brzmi świetnie, ale miałam nadzieję, że uda mi się znaleźć coś, co będzie dostępne nieco szybciej.
– To znaczy jak szybko?
– To znaczy od razu.
Jowialny uśmiech znika z jej twarzy.
– Och. Cóż, mamy kilka wolnych mieszkań z jedną sypialnią, ale są mniejsze i nie zapewniają takich wspaniałych widoków.
Wzruszam ramionami.
– Nie przeszkadza mi to.
Dziewczyna wskazuje na jedno z tapicerowanych krzeseł za moimi plecami.
– W takim razie proszę usiąść, a ja sprawdzę, czy będę mogła przydzielić pani któryś z naszych apartamentów Alpha. Kiedy chciałaby się pani wprowadzić?
Siadam na krześle, kładąc torbę na kolanach.
– Jeszcze dzisiaj, o ile to możliwe.
Otwiera szeroko oczy ze zdziwienia i kręci głową.
– Nie jest. To znaczy, nie ma takiej możliwości. Procedura przyjmowania wniosku wynosi co najmniej dwadzieścia cztery godziny.
Moje serce zaczyna gwałtowniej bić.
– Procedura przyjmowania wniosku?
Zdążyłam się z nią zapoznać. Przeszukałam całą stronę internetową i dobrze wiem, co jest potrzebne, by zamieszkać w tym miejscu. Wiem też, że właśnie na tym etapie sytuacja może stać się bardzo nieciekawa.
Kobieta kiwa głową.
– Potrzebuję miesięcznych pasków płacowych albo zaświadczenia o wynagrodzeniu na pani wyciągu bankowym, wydany przez rząd dokument tożsamości, taki jak prawo jazdy albo paszport, i numer ubezpieczenia. Proces sprawdzania danych to standardowa procedura, ale trwa dzień lub dwa, w zależności o której godzinie złożę wniosek.
Mam wszystkie rzeczy, które wymieniła. Są w kopercie, schowane w torbie. Kiedy wrzuci informacje do swojego komputera, jedno kliknięcie myszki przeniesie do sieci wszystkie moje dane. Proces sprawdzania danych wiąże się z dokumentami, wskazówkami i wyjściem ze strefy anonimowości. Gdy tylko znajdziesz mnie w systemie, a nie mam wątpliwości, że tak się stanie, będę mieć zaledwie kilka godzin, nim zjawisz się na miejscu, szukając mnie.
Kobieta sprawdza czas na swoim telefonie.
– Jeśli się teraz pośpieszymy, do jutra rana wszystkie informacje zostaną przepuszczone przez system.
A wtedy mnie już dawno tu nie będzie.
Przesuwam kopertę po blacie biurka.
– W takim razie pośpieszmy się. Za dwa dni zaczynam nową pracę i do tej pory chciałabym się już wprowadzić.
Kobieta kartkuje plik dokumentów. Jej palce zatrzymują się na moim wyciągu bankowym, a powietrze w pokoju gęstnieje. Kompleksy mieszkalne wymagają minimalnej kwoty wynagrodzenia w wysokości trzykrotności miesięcznego czynszu i dlatego dodałam do wyciągu kilka zer. Częścią przygotowań do Dnia Pierwszego było opanowanie obsługi Photoshopa.
Ale ona nie skupia się wcale na kwocie, tylko na poprzednim adresie.
– O, Arkansas. Co sprowadza panią do miasta?
Odchylam się wygodnie na krześle.
– Dostałam pracę w QuikTrip.
To kłamstwo, ale sądząc po tym, jak jej twarz rozjaśnia się w uśmiechu, kupuje je.
– Pracuje tam moja koleżanka. Uwielbia to miejsce. Mają świetne dodatki pracownicze. O wiele lepsze niż tutaj, choć jeśli komuś to pani powtórzy, zaprzeczę, że kiedykolwiek tak powiedziałam. – Uśmiecha się, jakbyśmy były najlepszymi kumpelami, więc robię to samo.
Wskazuję ręką na plik w jej dłoni.
– Nie dostałam jeszcze odcinków płacowych, dlatego załączyłam kopię umowy.
Podrobionej, rzecz jasna, ale i tak wygląda na wystarczająco autentyczną. O ile jej koleżanka nie pracuje w dziale kadr, nikt prócz mnie i drukarki w bibliotece publicznej Pine Bluff nie ma pojęcia, że to fałszywka.
Daję jej chwilę na przejrzenie reszty dokumentów, które są autentyczne. Moje prawdziwe prawo jazdy. Numer ubezpieczenia socjalnego. Adres – wróć – mój poprzedni adres. Cały ten plan opiera się na tym, by przyjęła spoczywające w jej dłoniach dokumenty, umożliwiając mi pozostawienie za sobą fałszywego śladu, a potem zniknięcie.
Unosi wzrok znad pliku papierów i uśmiecha się szeroko.
– Nieczęsto się zdarza, żeby trafił mi się obiecujący najemca z dokumentami bez zarzutu. O ile system nie wychwyci czegoś, co mogło mi umknąć, reszta procedury będzie tylko formalnością.
Nie umiem stwierdzić, czy za jej słowami kryje się pytanie, czy ostrzeżenie. Uśmiecham się, zakładając, że nie chodzi o żadną z tych rzeczy.
Dziewczyna kładzie papiery na biurku i sięga po myszkę.
– W takim razie wprowadźmy pani dane do systemu.
Ty i ja poznaliśmy się w McDonald’s, w oparach bijących ze smażonych na głębokim