zawsze, postanowiła nie uprzedzać o niczym jej rodziców. Nie miało sensu podnoszenie alarmu czy budzenie nieuzasadnionych obaw tylko z powodu nieokreślonego podejrzenia. Zaczęła obserwować małą Connerównę, żeby ustalić osoby, z jakimi kontaktuje się poza domem albo w krótkich chwilach, gdy pozostaje z dala od swoich bliskich, na przykład, gdy jest w szkole lub na zajęciach tanecznych.
Żaden nieznajomy nie okazywał nią szczególnego zainteresowania.
Podejrzenia okazały się nieuzasadnione. Zdarzało się to często, ale Mila nie przejmowała się tym, że wielodniowa praca poszła na marne, jeśli w zamian ogarniało ją uczucie ulgi.
Dla świętego spokoju jednak postanowiła zajrzeć też do szkoły, do której uczęszczała starsza z córek Connerów. W jej rysunkach nie było żadnych niejasnych elementów, ale w baśni, której streszczenie nauczycielka zadała jako pracę domową, kryła się anomalia.
Dziewczyna wybrała historyjkę ze strachami, której bohaterem był duch.
Było rzeczą możliwą, że to ten właśnie owoc wyobraźni starszej siostry wpłynął później na młodszą, która dała się nastraszyć. Lub też był to decydujący dowód, że wcale nie chodzi o osobę wymyśloną. Mila nie odkryła żadnego podejrzanego obcego i mogło to oznaczać, że zagrożenie znajduje się dużo bliżej, niż uważała na początku.
Nie w postaci nieznajomego, lecz kogoś, kto znajdował się w domu.
Z tego powodu postanowiła podjąć nową wyprawę, tym razem do domu Connerów. Przy tej okazji sama musiała się przeobrazić.
Z tropicielki dzieci w tropicielkę zjaw.
* * *
Dochodziła ósma rano, gdy Mila wsunęła na głowę słuchawki wyłączonego odtwarzacza mp3 i starając się wyglądać na osobę uprawiającą jogging, przebyła truchtem odcinek ulicy, który dzielił ją od podjazdu. Dotarłszy do domku Connerów, skręciła w prawo i pobiegła wzdłuż ściany budynku, żeby dostać się na jego tyły. Sprawdziła najpierw drzwi kuchenne, potem okna. Były zamknięte. Gdyby wejście było otwarte, a potem ktoś by ją zaskoczył, mogłaby wyjaśnić, że weszła do domu, ponieważ podejrzewała, że w środku jest złodziej. Nie uchroniłaby się od oskarżenia, że pogwałciła nienaruszalność cudzego mieszkania, ale dzięki temu miałaby więcej szans, że się jej upiecze. Natomiast gdyby sforsowała zamek, mogła się wystawić na równie niepotrzebne, co głupie ryzyko.
Jeszcze raz pomyślała o powodach, dla których się tu znalazła. Nie mogła się tłumaczyć instynktownym przeczuciem, wszyscy policjanci dobrze o tym wiedzieli. Ale w jej przypadku istniał nieodparty odruch, żeby ciągle przekraczać granice. Jednak z pewnością nie mogła zapukać do drzwi Connerów i powiedzieć: „Dzień dobry, coś mi mówi, że wasze córki narażone są na niebezpieczeństwo ze strony upiora, który może się okazać osobą z krwi i kości”. Tak więc, jak się to często zdarzało, niepokojące przeczucie wygrało ze zdrowym rozsądkiem: wróciła do kuchennych drzwi i otworzyła zamek.
Natychmiast zderzyła się ze ścianą klimatyzowanego powietrza. W kuchni znajdowały się jeszcze talerze ze śniadania, do lodówki przymocowane były zdjęcia z wakacji i kartki z klasówkami, na których widniały świetne oceny.
Mila wyjęła z kieszeni czarny plastikowy futerał. Znajdowała się w nim mikrokamera wielkości guzika, z której wychodził przewód pełniący funkcję nadajnika. Dzięki bezprzewodowemu systemowi i internetowi mogłaby śledzić z oddalenia, co dzieje się w tym domu. Musiała tylko znaleźć miejsce, które nadawałoby się najlepiej do jej umieszczenia. Spojrzała na zegarek i zagłębiła się we wnętrzu, żeby obejrzeć pozostałe pomieszczenia. Nie mając wiele czasu, postanowiła skupić się na pokojach, w których koncentrowała się większość rodzinnych zajęć.
W salonie oprócz kanap i telewizora stała szafka na książki intarsjowana korzeniem wrzośca. Zamiast książek znajdowały się w niej dyplomy uznania przyznane adwokatowi Connerowi za jego osiągnięcia na sali sądowej lub za zasługi we wspólnocie gminnej. Był wzorowym, bardzo szanowanym obywatelem. Na jednej z półek pyszniło się trofeum łyżwiarskie zdobyte przez starszą córkę. Mili wydało się rzeczą sympatyczną to podzielenie się miejscem na odznaczenia z innym członkiem rodziny.
Stojące na kominku zdjęcie przedstawiało uśmiechniętych i pogodnych Connerów, ubranych w jednakowe czerwone swetry. Prawdopodobnie było w tym coś w rodzaju rodzinnej tradycji, do której wracano w każde Boże Narodzenie. Mila nigdy nie mogłaby pozować do podobnego portretu, jej życie było zbyt odmienne. Ona sama była odmienna. Prędko oderwała wzrok od fotografii, ponieważ ten widok wydał jej się nie do wytrzymania.
Postanowiła obejrzeć pomieszczenia na piętrze.
Łóżka w pokojach były nieposłane i czekały na powrót pani Conner, która zrezygnowała z kariery zawodowej, żeby poświęcić się domowi i opiece nad córkami. Mila rzuciła tylko prędko okiem na pokoje dziewczynek. Szafa w pokoju rodziców była otwarta. Zatrzymała się przed nią, żeby się przyjrzeć sukniom pani Conner. Zaciekawiła ją egzystencja szczęśliwej matki. Znajdowała się w sytuacji kogoś, kto ma swym wnętrzu przeciwciała wyłączające uczucia, toteż nie mogła poznać smaku tego życia. Ale mogłaby je sobie wyobrazić, to tak.
Mąż, dwie córki, ładny, wygodny dom niczym bezpieczne gniazdko.
Na chwilę straciła z oczu cel tej lustracji i zauważyła, że niektóre suknie wiszące na wieszakach mają inne rozmiary. Czasami także piękne kobiety przybierają na wadze, pomyślała z przyjemnością. Jej się to nie zdarzało. Była bardzo szczupła. W każdym razie, przyglądając się obszernym sukniom, w których pani Conner ukrywała zapewne nadliczbowe kilogramy, pomyślała, że odzyskanie idealnej linii musiało ją kosztować wiele wysiłku. Nagle Mila uświadomiła sobie, co właśnie robi. Straciła kontrolę nad sobą. Zamiast polować na zagrożenia, sama stała się zagrożeniem dla tej rodziny.
Obcą osobą, która narusza prywatną przestrzeń życiową.
Ponadto zatraciła poczucie czasu i pani Conner mogła być już w drodze powrotnej. Zdecydowała więc niezwłocznie, że najlepszym miejscem na umieszczenie kamery jest salon.
Znalazła najlepiej nadające się miejsce we wnętrzu biblioteczki z rodzinnymi trofeami. Posługując się taśmą samoprzylepną, umieściła urządzenie w taki sposób, żeby jak najlepiej je ukryć między różnymi przedmiotami. Jednak podczas wykonywania tej operacji stwierdziła, że niepokoi ją czerwona plama przypominająca pulsujące światło, którą dostrzegła prawym kącikiem oka na wysokości ściany nad kominkiem.
Przerwała pracę, żeby się odwrócić, i ponownie spojrzała na rodzinne zdjęcie w bożonarodzeniowych swetrach, na które wcześniej rzuciła tylko pospiesznie okiem z powodu odczuwania absurdalnej zazdrości. Gdy jednak przyjrzała mu się lepiej, zauważyła w tym idyllicznym obrazku pewne rysy. W szczególności, dojrzała pustkę w oczach pani Conner, tak jakby były to okna niezamieszkanego domu. Adwokat Conner najwyraźniej zmuszał się do przyjęcia promiennej miny, ale uścisk, w jakim trzymał żonę i córki, nie wyrażał poczucia bezpieczeństwa, może tylko posiadanie. Obrazek zawierał też w sobie coś jeszcze, ale Mila nie była w stanie określić, co to jest. Sztuczne szczęście otaczające Connerów ukrywało jakiś błąd. Jednak po chwili to dojrzała.
Dziewczynki miały rację. Pomiędzy nimi kryła się zjawa.
W głębi zdjęcia, zamiast biblioteczki pełnej pochwalnych dyplomów, znajdowały się drzwi.
2
Gdzie zazwyczaj ukrywa się zjawa?
W miejscu mrocznym, w którym nic nie zakłóca spokoju. Na strychu. Lub, jak w tym przypadku, w piwnicy. Przydarzyło mi się niewdzięczne zadanie jej wywołania, pomyślała