David Baldacci

Budynek Q


Скачать книгу

Wyrzucić z głowy żądzę okaleczania, ranienia, a przede wszystkim zabijania.

      Poczynił drobne postępy.

      Smarkacz na budowie miał szczęście, że Rogers zdołał odpowiedzieć na jego zaczepkę sarkazmem zamiast śmiertelnym ciosem.

      Mały krok, ale zawsze coś.

      Co dodawało siły.

      Właśnie dlatego się wtedy uśmiechnął.

      Potrafię choć trochę nad sobą zapanować. Nie muszę atakować za każdym razem. Umiem się wycofać.

      W więzieniu po potyczce z ludźmi, którzy chcieli siłą narzucić mu swoją wolę, umieszczono go w pojedynczej celi. Lepiej, żeby siedział zupełnie sam, ponieważ żaden ze strażników nie chciał być zmuszony do interwencji przy kolejnej bijatyce z udziałem Paula Rogersa.

      Nie miał więc kto jątrzyć. Nie miał kto obudzić w nim potwora czającego się tuż pod skórą.

      Kiedy Rogers zamknął oczy, powrócił obraz tamtego młodego człowieka, świeżo przybyłego do tego kraju. Pod innym nazwiskiem i z zupełnie innymi życiowymi ambicjami. Sympatyczny młody mężczyzna. Młody mężczyzna z przyszłością, powiedziałby ktoś.

      Tego mężczyzny nie było już od dawna.

      Został tylko potwór.

      I ten potwór miał jeszcze jedną rzecz do załatwienia.

      6

      Puller siedział na krześle i patrzył na wciąż pogrążonego we śnie ojca.

      Pułkownik Shorr i agent Hull wyszli już jakiś czas temu.

      W szpitalu dla weteranów panował spokój, powoli ustawała wszelka aktywność, podopieczni układali się do snu. Puller wrócił do pokoju ojca, usiadł i wpatrywał się w starszego mężczyznę, bo nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć.

      W pierwszych miesiącach pobytu w szpitalu staruszek dość często miewał chwile jasności umysłu. Choć niewystarczające, by mieszkać samodzielnie. Mógłby spalić dom, wkładając do kuchenki mikrofalowej metalową puszkę z zupą albo używając palnika gazowego do ogrzania kuchni.

      W tamtym czasie Puller odgrywał przed ojcem rolę oficera wykonawczego lub jego zastępcy. Meldował się na służbie, pozwalał ojcu komenderować. Czuł się jak ostatni idiota, ale tutejsi lekarze uważali, że ta maskarada ułatwi generałowi wejście w kolejne stadium choroby.

      Dlatego Puller grał tę komedię. Teraz nie było to już konieczne, ponieważ demencja ojca osiągnęła kolejną fazę. Zdaniem lekarzy nieodwracalną.

      Upokarzająca przyszłość dla posiadacza trzech generalskich gwiazdek, któremu należała się jeszcze jedna, wraz z Medalem Honoru. Polityka, która w wojsku istniała tak samo jak w cywilnych kręgach władzy, nie dopuściła do przyznania mu dodatkowej gwiazdki ani najwyższego odznaczenia wojskowego.

      Ale i tak Puller senior był w wojsku legendą. „Waleczny John Puller”, kapitan drużyny koszykarskiej w West Point, gdzie nawet ukuto termin „pullerowy”. W czasach, gdy grał ojciec, nigdy nie zdobyli mistrzostwa, a mimo to wszystkie drużyny, które ich pokonały, prawdopodobnie wracały do domu z poczuciem porażki. W oczach Pullera każde starcie, czy to na polu walki, czy na boisku, było bitwą. Każda rywalizacja z Pullerem seniorem była wojną.

      Trafił do West Point już po zakończeniu wojny koreańskiej. Bardzo ubolewał, że nie mógł w niej uczestniczyć.

      Prowadził do boju żołnierzy w Wietnamie i prawie nigdy nie przegrał starcia.

      Jego oddział, Sto Pierwsza Dywizja Powietrznodesantowa zwana Krzyczącymi Orłami, składał się z dziesięciu batalionów lekkiej piechoty, sześciu batalionów artylerii wspieranych przez trzy lotnicze bataliony śmigłowców bojowych i transportowych. Przybyli do Wietnamu w komplecie w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym siódmym roku i walczyli na całym Płaskowyżu Centralnym. Jednym z najsłynniejszych konfliktów zbrojnych, w którym Puller brał udział, była bitwa o wzgórze 937, szerzej znane jako Hamburger Hill. Puller senior znajdował się w samym sercu walki, dowodząc swoim pułkiem na wyjątkowo trudnym terenie przeciwko okopanemu wrogowi. Został dwukrotnie ranny, ale ani razu nie opuścił pola bitwy. Kiedy zakładano mu szwy, wykrzykiwał przez radio rozkazy, szczegółowo wyjaśniając, jak należy rozegrać kolejne starcie.

      Podczas misji w Wietnamie Puller senior wykonał wszystkie zadania, których wymagali od niego dowódcy. Z nawiązką. Nigdy nie oddawał raz zdobytego terenu. Wielokrotnie został prawie pokonany przez wroga, który śmierć na polu walki uważał za wielki honor. Zabijał i omal sam nie zginął, gdy zbłąkane bomby wybuchały niebezpiecznie blisko jego pozycji. Nie miał litości ani o nią nie prosił, a od swoich ludzi wymagał coraz większych dokonań.

      Sto Pierwsza Dywizja Powietrznodesantowa opuściła Wietnam jako ostatnia, z ogromnymi stratami w ludziach: było ponad dwadzieścia tysięcy zabitych oraz rannych. Przeszło dwukrotnie więcej niż wyniosły straty dywizji w drugiej wojnie światowej.

      Siedemnastu członków Sto Pierwszej odznaczono w Wietnamie Medalem Honoru. Wielu uważało, że Puller senior powinien być tym osiemnastym.

      Jednak nigdy tak się nie stało.

      Pomimo to szybko piął się po szczeblach kariery. Słynną Sto Pierwszą Dywizją, na której odcisnął piętno, dowodził jako dwugwiazdkowy generał. Trzecią i zarazem ostatnią gwiazdkę oraz stopień generała broni otrzymał przed swoimi sześćdziesiątymi urodzinami.

      Zapamiętano go jako dowódcę dbającego o swoich żołnierzy. Co nie przeszkadzało mu komenderować nimi z taką surowością i nieustępliwością, z jaką traktował samego siebie.

      Z taką samą surowością i nieustępliwością, z jaką traktował własnych synów, pomyślał Puller.

      Żołnierze kochali go i się go bali. Puller doszedł do wniosku, że strach przeważał chyba nad miłością.

      I może tak samo wyglądały relacje z synami.

      A teraz staruszek spał sobie spokojnie w szpitalnym łóżku. Świat, którym dowodził, zniknął, sfera wpływów przestała istnieć, czas ziemskiej egzystencji dobiegał końca.

      Puller przeniósł uwagę na rzecz, która głęboko go niepokoiła.

      Słowa brata zdumiały go niemal tak samo jak to, o czym mówili Hull i Shorr.

      Jak to możliwe, że błędnie zapamiętał ostatni dzień, w którym widział matkę?

      Stała w oknie. Miała włosy owinięte ręcznikiem. Potem zniknęła.

      Tymczasem Bobby twierdził, że zjedli razem kolację. I że matka wyszła dopiero po niej. Ponoć córka sąsiadów przyszła zaopiekować się chłopcami pod nieobecność rodziców. Puller nic takiego sobie nie przypominał.

      Pamiętał, że gdy obudził się następnego dnia, matki nie było. I że w domu zjawiła się żandarmeria. A później do kwatery oficerskiej w Fort Monroe, którą zajmowali, wparował ojciec, wrzeszcząc niemiłosiernie i tyranizując wszystkich wokół.

      Skłamał przed żandarmami?

      Puller przeniósł wzrok na śpiącego mężczyznę.

      Po co?

      Dlatego, że zamordował własną żonę, matkę Pullera?

      Było to w zasadzie nie do pomyślenia.

      Inna rzecz, że podczas swojej pracy w CID Puller widział dość, by zdawać sobie sprawę, iż ludzie są zdolni praktycznie do wszystkiego.

      Powrócił myślami do dzieciństwa. Rodzice się kłócili, ale nie przesadnie. Ojciec surowiej traktował synów niż żonę.

      A Jacqueline Puller, nazywana przez przyjaciół Jackie, nie była z natury uległa. Temperamentem