masz lat? – rzuciłam, po raz milionowy mieszając swoją frankenkawę.
– Dwadzieścia jeden – odpowiedział i z lubością upił łyk czarnego świństwa.
Omal nie zakrztusiłam się kawą.
Dwadzieścia jeden?
Harley James był pieprzonym ideałem!
– Po jaką cholerę żłopiemy tę kawę, skoro masz dwadzieścia jeden lat? – wypaliłam.
Harley ze śmiechem sięgnął po portfel.
– Zajebiście dobre pytanie, moja damo. – Wstał, rzucił parę banknotów na stół i wyciągnął do mnie wielkie poplamione łapsko. – Mam w domu trochę browaru. Wpadniesz?
Najpierw jedna, a potem druga moja ręka wślizgnęły się w dłonie Harleya i każdy mięsień w moim ciele zamarł w napiętym oczekiwaniu. Czułam się jak silnik, włączony i wibrujący na wolnych obrotach, w oczekiwaniu, aż Harley da zielone światło. Gdy poprowadził mnie od stolika, moje spojrzenie padło na błyszczące srebrne kółko, ledwie obejmujące jego pełną dolną wargę. Skinęłam głową. Nieważne, jakie było pytanie. Jeśli Harley pytał, moja odpowiedź nieodmiennie brzmiała „tak”.
Tak, tak, tak, tak, tak.
6
Kiedy jechałam za swoim wymarzonym autem i wymarzonym facetem przez dziesiątki krętych, obsadzonych drzewami bocznych dróg, prowadzących Bóg wie dokąd, zaczęło do mnie docierać, co naprawdę robię. Nie dość, że jadę z mężczyzną – dorosłym facetem, którego poznałam zaledwie dzisiaj – do jego domu, to jeszcze robię to niecały miesiąc po pożegnaniu ze swoją pierwszą miłością. Niefajnie się z tym czułam. Czułam się jak szmata, czułam się chujowo i głupio.
Ale to Knight cię zostawił, włączył się mój optymizm, wpuszczając w kanał dręczone poczuciem winy sumienie. Złamał ci serce, wydrążył je w środku, użył go jako popielniczki, a potem, do cholery, się zmył. Sam mówił, że chce, abyś znalazła sobie kogoś lepszego, prawda? No to znalazłaś. Co może być lepszego niż wytatuowane ciacho, które wywołuje twój uśmiech, rozbija się bossem 429 i jest na tyle dorosłe, żeby kupować alkohol?
Gdy tylko świetna w perswazji optymistyczna strona mojej osobowości zdołała uciszyć moje sumienie, wjechałam za bossem na żwirowy podjazd uroczego małego bungalowu na obrzeżach Atlanty. Droga opadała ze wzgórza ku domowi i stojącej na jego tyłach starej szopie. Harley wjechał do niej, a ja zaparkowałam w wysokiej trawie obok, pamiętając, aby nie zdejmować nogi ze sprzęgła, dopóki nie wyłączę zapłonu.
Zerknęłam na swoje odbicie w lusterku wstecznym, roztrzepałam grzywkę, wzięłam głęboki oddech i wysiadłam w blasku zachodzącego słońca. Rozległ się głośny zgrzyt, kiedy Harley zamknął metalowe drzwi garażu i zabezpieczył je kłódką. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Pomarańczowe światło zachodu biło z boku, oświetlając tysiące pyłków i puszków dmuchawców, unoszących się w powietrzu pomiędzy nami.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział, wskazując zarośnięte podwórko szerokim gestem ręki, w której trzymał niezapalonego papierosa.
– Pięknie tu – stwierdziłam.
To miejsce przypomniało mi mój dom. Niewielkie. Odosobnione. Zielone. Dzikie.
Harley zapalił papierosa i znów mi go zaproponował. Tym razem wzięłam go ręką, a nie zębami, bo nagle poczułam się onieśmielona perspektywą prawdopodobnego bzykanka. Jeszcze chwila, a wejdę do jego domu. Marzyłam o tym i zaraz się tam znajdę. Tam, gdzie stoi jego łóżko. Gdzie uprawiał seks z głupimi siksami, które przyjeżdżały tu z nim, udając, że znęciło je piwo.
Ruszyliśmy ramię w ramię przez trawę, sięgającą do kolan, ku drewnianym kuchennym schodom; przeszliśmy przez odrapaną werandę, przekroczyliśmy próg i znaleźliśmy się w miejscu, któremu na wieczne czasy nadałam tytuł Najgorszej Kawalerskiej Nory, Jaką Widziałam w Całym Swoim Pieprzonym Życiu.
W kuchni w całości zachował się wystrój z lat pięćdziesiątych, w koszmarnym musztardowym kolorze. Było tam wydeptane linoleum, powgniatane aluminiowe meble, morze brudnych naczyń i puszek po piwie, gołe żarówki i kolekcja dziur w tynku, każda wielkości ludzkiej głowy. Stanęłam, gapiąc się na to wszystko z otwartymi ustami, a Harley ruszył prosto do lodówki.
Wyjął dwie puszki Natty Ice, wręczył mi jedną i powiedział:
– Przepraszam za ten burdel. Mój brat i jego kumple, rednecki, mieli tu parę dni temu imprezę i zostawili niezły syf.
Zachichotałam, oglądając pobojowisko.
– Faktycznie dali czadu.
– Salon jakoś się uchował. No, prawie. – Harley wprowadził mnie do skąpo umeblowanego pokoju.
Pośrodku stał mocno podniszczony skórzany komplet wypoczynkowy ze stolikiem do kawy, ewidentnie pochodzący ze sklepu charytatywnego albo wystawki. Przy ścianie stał telewizor z wielkim ekranem, opleciony tysiącem przewodów, które łączyły go z grami, konsolami, odtwarzaczami DVD, głośnikami i wzmacniaczami tak, że wyglądał jak elektroniczna ośmiornica. Jedyną dekorację salonu stanowiła kolekcja neonowych reklam piwa, wiszących na lewej ścianie, podłączonych do jednej długiej listwy zasilającej na podłodze.
Kiedy podeszłam do tej ściany neonów, Harley przekręcił przełącznik w drugim kącie pokoju i omal nie oślepłam.
– Jezu! – wrzasnęłam, zasłaniając oczy przed natłokiem pulsujących barw. – Skąd to masz?
– Zakosiłem ze sklepu monopolowego, w którym kiedyś pracowałem – wyjaśnił bez cienia wstydu. – Kontrahenci ciągle nam przysyłali takie reklamówki, ale często były uszkodzone i trzeba było je wyrzucić, rozumiesz?
– Taa, rozumiem – mruknęłam, odwracając się od ściany kilowatów, aby spojrzeć Harleyowi prosto w oczy. – U mnie w Pier 1 takie numery odchodzą non stop. Zabawne, że uszkodzone towary zwykle kończą za śmietnikiem zamiast w nim. – Uśmiechnęłam się.
– Pracujesz w Pier 1? – zapytał Harley.
Klapnął na kanapę i wydudlił pół puszki jednym haustem.
– Tak. – Upiłam łyk swojego piwa i obeszłam kanapę, stając przy nim. – Dopóki mnie nie zwolnią. Jestem chyba najgorszym pracownikiem w historii. Wpadam tam i wszystko im przestawiam. Nie obsługuję klientów, bo jeden z menedżerów powiedział, że moja podgolona głowa może ich „odstraszać”. – Wywróciłam oczami i zrobiłam cudzysłów palcami, wypowiadając ostatnie słowo. Nie byłam aż tak odstraszająca.
– Mnie tam się podobają twoje włosy – powiedział Harley z uśmiechem. – Są zajebiście niegrzeczne.
Niegrzeczne?
O nie!
Serio?
Czy Harley James przed chwilą nazwał mnie niegrzeczną?
Usiadłam obok niego na kanapie i przez chwilę wpatrywałam się w słodką twarz szczeniaczka. Kim, do cholery, jest ten facet? Gdzie on był przez całe moje życie? Jest taki… miły. Seksowny. Luzacki. Zabawny. W sumie Harley wygląda jak oprych, napakowany, z tymi dziarami i kolczykiem w wardze, który miałam ochotę chwycić w zęby, ale jest fajnym facetem. Widziałam to.
Kiedy jego brat wparował do domu, niosąc duże płaskie pudło i torbę na zakupy, okazało się, że Harley w ogóle jest ideałem.
– Wisisz mi trzydzieści dolców, dupku! – wrzasnął do Harleya, kładąc zakupy na chybotliwym kuchennym stole.
Harley zachichotał.
– To mój młodszy brat, Davidson.
– Davidson? – szepnęłam,