Bb Easton

Sex/Speed


Скачать книгу

na Harleya, którego wyraźnie cieszył mój nabożny zachwyt. Byłam pewna, że tam, na przedmieściach Atlanty, nikt nie potrafi docenić tej niesamowitej bryki. Na aukcjach starych samochodów, które oglądałam z tatą w telewizji, boss 429 z reguły chodził za sto tysięcy dolców i więcej. Jak to możliwe, żeby takim cackiem woził się zwykły uczeń szkoły średniej?

      Jest mechanikiem, perorował optymistyczny głos w mojej głowie. Może sam go zrobił od podstaw. Wyszperał części, poskładał, odpicował i teraz wózek jest wart krocie. A może jest zdolnym młodym biznesmenem i było go na to stać.

      Albo dilerem narkotyków, dorzuciła moja racjonalna strona.

      Harley przechylił głowę, mrużąc oczy w rażącym słońcu, i zapytał:

      – No i co, odpalisz ją czy zaczekasz, aż się upiecze w tym skwarze?

      – Harleyu Jamesie, czy jesteś feministą? – zapytałam z uśmiechem, gdy otworzył przede mną drzwi kierowcy.

      – Pewnie. No to jedziemy z tym koksem – rzucił, kiedy go wyminęłam.

      Zanim wsiadłam, pstryknęłam petem na chodnik – oooch, to musiało wyglądać tandetnie – walcząc z niewytłumaczalną potrzebą objęcia Harleya w pasie i wdychania jego zapachu, kiedy schylałam się pod jego pachą. Uznałam, że musi po prostu pachnieć potem i olejem silnikowym. Ja z całą pewnością śmierdziałam potem. Obcisłe wężowe legginsy spływały nim od środka.

      Kiedy mój opięty skajem tyłek opadł na skórzane siedzenie, cicho jęknęłam z zachwytu. Nic na to nie mogłam poradzić. Siedziałam w swoim wymarzonym samochodzie, wdychając cudowną woń skóry i testosteronu. Jeśli jest gdzieś niebo, byłam pewna, że właśnie do niego trafiłam. Harley usiadł na miejscu pasażera, zostawiając szeroko otwarte drzwi, abyśmy nie dostali udaru.

      Przesunęłam palcami po drewnianej kierownicy i popatrzyłam na niego z podziwem.

      – Zachowałeś oryginalne części – powiedziałam, podziwiając orzechową deskę rozdzielczą.

      – Nie licząc wskaźników, pasów bezpieczeństwa, pedałów i dźwigni biegów. – Zachichotał. – Ale fakt, kierownicę zachowałem. Uznałem, że jest za fajna, żeby ją wymieniać. Kiedy ostatni raz widziałaś drewnianą kierownicę?

      – Chyba w buicku mojej babci.

      Harley wyrzucił rękę w kierunku moich niezamkniętych jeszcze drzwi.

      – Wypad, ale już! – warknął i na moment zrobił straszną minę, zanim powrócił ten zbójecki uśmiech.

      Wypuściłam powietrze i trąciłam go w muskularne wytatuowane ramię.

      – Nawet o tym nie myśl, ty świrze!

      Harley uśmiechnął się tak szeroko, że zaczęłam się bać o jego dolną wargę i kolczyk. Sięgnął do kieszeni, wyjął pęk kluczyków i wetknął jeden z nich do stacyjki.

      – Dobra, jeśli nie wysiadasz, to pokaż, co potrafisz – powiedział, unosząc brwi i patrząc na mnie tymi oczkami szczeniaczka. – Odpal ją i powiedz mi, jak chodzi.

      Jezu, czy ja wiedziałam, jak odpalić samochód? Swój miałam dopiero od dwudziestu czterech godzin.

      Dobra… lewa noga, sprzęgło. Prawa noga, hamulec. Eee… jedynka? Pierwszy bieg. Ręczny.

      Spojrzałam w dół na wał, tam gdzie powinna być wajcha ręcznego, i zobaczyłam tylko drewniany schowek i leżącą w nim paczkę cameli lightów.

      Fak!

      Zerknęłam na Harleya, który przyglądał mi się z rozbawieniem.

      – Przykro mi, stary – powiedziałam. – Coś mi się zdaje, że twoje autko jest felerne. Ktoś chyba zapomniał o ręcznym.

      Harley zarżał tak, że niepokój, który czułam, kompletnie wyparował i zostało już tylko ślepe uwielbienie dla tego faceta. Kurde, a Knighta było tak trudno skłonić do śmiechu. Zwlekałam się co rano do szkoły tylko po to, żeby rozbawić tego zrzędliwego dupka. Było to wieczne wyzwanie i czasami jedyny sposób, żeby Knight kogoś nie zabił. Tymczasem Harley uśmiechał się gratis. Rechotał. Drażnił się. Grał. Flirtował. Cholera, był po prostu szczęśliwy. Ja też byłam taka szczęśliwa, zanim wszystko zamieniło się w bagno. Przebywanie z Harleyem pomogło mi sobie przypomnieć, jakie to uczucie.

      Zaczęłam myśleć, że Harley i ja moglibyśmy być jedną osobą. Byliśmy do siebie tak podobni, jak ja i Knight się różniliśmy. Podobało mi się to.

      Harley wychylił się, aż jego twarz znalazła się tuż przy mojej. Sięgnął do dźwigni pod kierownicą, postukał w nią dwoma palcami i powiedział:

      – Depnij sprzęgło i hamulec jednocześnie, a potem wciśnij to.

      Zrobiłam, co kazał, i pozostało mi tylko przekręcić kluczyk. Wzięłam głęboki oddech i odpaliłam. Silnik zaskoczył, cały samochód zawibrował, a mnie zrobiło się mokro w majtkach.

      – Teraz trochę gazu, ale nie zdejmuj nogi ze sprzęgła! – zawołał Harley, przekrzykując pomruk swojej seksmaszyny.

      Subtelnie wcisnęłam gaz okutym noskiem glana, obserwując, jak wskazówka obrotomierza śmiga w górę. Ogłuszający ryk wypełnił kabinę. To nie była trzysta dwójka. Szczęka mi opadła i wielkimi oczami popatrzyłam na Harleya. Sięgnął i założył mi na ogoloną głowę przeciwsłoneczne okulary w kształcie serduszek.

      – No i jak? Dalej twierdzisz, że nie było warto tu się telepać? – zapytał, zerkając na mnie z ukosa.

      Potrząsnęłam głową z rozdziawioną gębą, niezdolna do sensownej riposty. Ta bryka kompletnie mnie rozwaliła.

      – A teraz – pokazał na pedały – daj mu tylko odrobinę gazu i trzymaj, dopóki nie zwolnisz sprzęgła.

      Znowu potrząsnęłam głową.

      – Nie chcesz się przejechać? – Harley zmarszczył czoło.

      Dalej trzęsłam głową.

      – Kobieto, zamknij drzwi, połóż ręce na kierownicy i zdejmij nogę z tego sprzęgła.

      O mój Boże, o Boże, o Boże, o Boże…

      Jak miałam obsługiwać ten pieprzony odrzutowiec na kołach, skoro ledwie mogłam sterować własnymi kończynami?

      Niezgrabnie przyciągnęłam do siebie drzwi i chwyciłam kierownicę na godzinie dziesiątej i drugiej, jak mnie uczyli na kursie, po czym lekko dodałam gazu. Ryk narastał, a ja przełknęłam ślinę z wysiłkiem, wyprostowałam ręce i zaczęłam popuszczać sprzęgło.

      Proszę, tylko nie zgaśnij. Nie zadław się. Błagam, nie…

      Samochód wystrzelił jak rakieta, aż walnęłam głową w zagłówek. Puściłam gaz, żeby zwolnić, ale to był zły ruch, bo auto zaczęło szarpać i skakać jak pieprzony dziki ogier, od którego przecież wzięło nazwę.

      – Dodaj gazu! – wydarł się Harley.

      Z nerwów wcisnęłam pedał mocniej, niż zamierzałam, i boss wyrwał jak szalony w pierwszy zakręt na owalnej ulicy.

      – Bieg!

      Faaak!

      Zmiana biegu poszła mi łatwo. Ta część zabawy wydała mi się znajoma.

      – Odpuszczaj trochę gaz na zakrętach.

      Posłuchałam i odetchnęłam z ulgą, kiedy samochód przestał skakać.

      – O to chodzi. Teraz, skoro już załapałaś, możesz wrzucać trójkę na prostych. Kiedy widzisz zakręt, dajesz luz, przyhamowujesz i wracasz na dwójkę.

      W uszach szumiała mi adrenalina. Nie kumałam nic z tego, co mówił Harley, ale wytrwale instruował mnie przy każdym zakręcie.

      Po