* *
– Nie mogę przestać się trząść. – Dianie szczękały zęby, a nogi i ręce dygotały, jakby pociągały je niewidzialne sznurki.
Gallowglass zacisnął usta i odsunął się na bok, kiedy jego stryj otulał żonę kocem i masował jej ramiona.
– To szok, mon coeur – powiedział cicho Matthew, całując ją w policzek. Nie chodziło tylko o śmierć Emily, ale również o wspomnienie wcześniejszej, traumatycznej utraty rodziców. – Możesz przynieść trochę wina, Gallowglassie?
– Nie powinnam. – Wyraz twarzy Diany zmienił się raptownie, wróciły łzy. – Dzieci… Nigdy nie poznają Em. Nasze dzieci będą dorastać, nie znając Em.
– Proszę. – Gallowglass podał stryjowi srebrną piersiówkę.
Matthew spojrzał na niego z wdzięcznością.
– Jeszcze lepiej – powiedział, wyjmując korek. – Tylko łyk, Diano. Nie zaszkodzi bliźniętom, a pomoże ci się uspokoić. Każę Marthe przynieść czarną herbatę z dużą ilością cukru.
– Zabiję Petera Knoksa – rzuciła gwałtownie Diana, kiedy wypiła odrobinę whiskey. Blask wokół niej pojaśniał.
– Nie dzisiaj – uciął twardo Matthew, oddając piersiówkę bratankowi.
– Czy glaem cioteczki jest taki jasny, odkąd wróciliście? – Gallowglass wprawdzie nie widział Diany Bishop od 1591 roku, ale nie pamiętał, żeby wtedy ten blask był tak zauważalny.
– Tak, ale nosiła czar maskujący. Szok musiał go osłabić. – Matthew posadził żonę na kanapie. – Diana chciała, żeby Emily i Sarah cieszyły się tym, że zostaną babciami, nim zaczną wypytywać o jej większą moc.
Gallowglass zmełł w ustach przekleństwo.
– Lepiej? – zapytał Matthew, muskając wargami palce żony.
Diana pokiwała głową, choć zęby nadal jej szczękały. Gallowglass cierpiał na samą myśl, ile wysiłku musi ją kosztować panowanie nad sobą.
– Tak mi przykro z powodu Emily – powiedział Matthew, ujmując w dłonie twarz żony.
– Czy to nasza wina? Zostaliśmy w przeszłości zbyt długo, tak jak uważał tata? – Diana mówiła tak cicho, że nawet Gallowglass z trudem ją słyszał.
– Oczywiście, że nie – rzucił szorstko. – Zrobił to Peter Knox. Nikogo innego nie można obwiniać.
– Nie martwmy się tym, kogo obwiniać – rzekł Matthew, ale jego spojrzenie było gniewne.
Gallowglass pokiwał głową. Wiedział, że jego stryj będzie miał dużo do powiedzenia o Knoksie i Gerbercie… później. Teraz troszczył się o żonę.
– Emily chciałaby, żebyś skupiła się na sobie i Sarah. Na razie to wystarczy. – Matthew odgarnął miedziane pasma przyklejone do mokrych od łez policzków.
– Powinnam zejść na dół – stwierdziła Diana, przykładając do oczu żółtą bandanę Gallowglassa. – Sarah mnie potrzebuje.
– Zostańmy tu jeszcze trochę. Poczekajmy, aż Marthe przyniesie herbatę. – Matthew usiadł obok żony.
Diana oparła się o niego. Jej oddech był urywany, kiedy próbowała powstrzymywać łzy.
– Zostawiam was – mruknął Gallowglass.
Matthew skinął mu głową w niemym podziękowaniu.
– Dziękuję, Gallowglassie – powiedziała Diana, oddając mu bandanę.
– Zatrzymaj ją.
Wielkolud ruszył w stronę schodów.
– Jesteśmy sami – powiedział Matthew. – Teraz już nie musisz być silna.
Gallowglass zostawił stryja i jego żonę splecionych ze sobą w objęciach, z twarzami wykrzywionymi z bólu i smutku, dodających sobie nawzajem otuchy, której oddzielnie by nie znaleźli.
* * *
Nie powinnam cię tu wzywać. Trzeba było znaleźć inny sposób, żeby uzyskać odpowiedzi. Emily odwróciła się do najlepszej przyjaciółki. Powinnaś być ze Stephenem.
Wolę być tutaj z córką niż gdzie indziej, odparła Rebecca Bishop. Stephen rozumie. Spojrzała na Dianę i Matthew, nadal smutnych i splecionych w objęciach.
Nie bój się. Matthew się nią zaopiekuje. Philippe nadal próbował rozgryźć Rebeccę Bishop, która okazała się istotą bardzo trudną i równie wprawną w strzeżeniu tajemnic jak wampiry.
Nawzajem o siebie się zatroszczą, stwierdziła Rebecca, trzymając rękę na sercu. Wiedziałam, że tak będzie.
Rozdział 2
Matthew popędził w dół krętymi schodami łączącymi jego pokoje na wieży z głównym piętrem château Sept-Tours. Ominął śliskie miejsce na trzynastym stopniu i szorstkie na siedemnastym, którego brzeg Baldwin wyszczerbił w czasie jednej z ich bijatyk.
Matthew zbudował wieżę jako swoją prywatną kryjówkę, z dala od wiecznego zamieszania i krzątaniny w części Philippe’a i Ysabeau. Rodziny wampirów były duże i hałaśliwe, z dwiema albo trzema liniami rodu starającymi się żyć razem jak jedno szczęśliwe stado. Coś takiego rzadko się zdarzało wśród drapieżników, nawet tych chodzących na dwóch nogach i mieszkających w pięknych domach. W rezultacie baszta Matthew została pierwotnie zaprojektowana do obrony. Nie miała drzwi tłumiących ciche kroki wampira ani drugiego wejścia. Te przezorne rozwiązania wiele mówiły o stosunkach jej twórcy z braćmi i siostrami.
Tego wieczoru izolacja wieży jawiła się raczej jako ograniczenie, a życie tutaj okazało się dalekie od tego, które on i Diana stworzyli sobie w elżbietańskim Londynie otoczeni przez rodzinę i przyjaciół. Praca Matthew jako szpiega królowej stanowiła wyzwanie, ale dawała dużo satysfakcji. Dzięki miejscu w Kongregacji udało mu się uratować kilka czarownic przed śmiercią. Diana rozpoczęła wtedy długotrwały proces oswajania się ze swoją magiczną mocą. Przygarnęli również dwoje osieroconych dzieci i dali im szansę na lepszą przyszłość. Ich egzystencja w szesnastym wieku nie zawsze była łatwa, ale tamte dni wypełniały miłość i nadzieja, które towarzyszyły Dianie wszędzie, dokądkolwiek szła. W Sept-Tours wydawało się, że otaczają ich tylko de Clermontowie i śmierć.
Ta sytuacja przyprawiała Matthew o niepokój, a gniew, który w obecności Diany trzymał na wodzy, teraz znajdował się niebezpiecznie blisko powierzchni. Szał krwi, choroba, którą odziedziczył po Ysabeau, potrafił błyskawicznie opanować umysł i ciało wampira, nie zostawiając miejsca na rozum czy samokontrolę. Walcząc z tą przypadłością, Matthew niechętnie zgodził się zostawić Dianę pod opieką teściowej, a sam postanowił się przespacerować z psami Falonem i Hectorem. Chciał odzyskać jasność myślenia.
Jego bratanek nucił morskie szanty w wielkiej sali château. Z powodu, którego Matthew nie potrafił zgłębić, co drugi wers był okraszony przekleństwami i ultimatami. Po chwili niezdecydowania zwyciężyła w nim ciekawość.
– Przeklęty smok ognisty. – Gallowglass ściskał w ręce pikę z arsenału znajdującego się przy wejściu i wymachiwał nią w powietrzu. – Żegnajcie i adieu, hiszpańskie damy. Chodź tu natychmiast, zarazo, bo inaczej babcia namoczy cię w białym winie i nakarmi tobą psy. Dostaliśmy rozkaz pożeglować na chwałę starej Anglii. Co ty sobie myślisz, że tak latasz po domu jak wściekła papuga? Możemy już nigdy was nie ujrzeć, o, piękne panie.
– Co ty wyprawiasz, do diabła? – odezwał się Matthew.
Bratanek skierował na niego spojrzenie dużych niebieskich oczu. Miał na sobie