Beata Pawlikowska

Między Światami


Скачать книгу

nagle po prostu stopiłby się cały plastik istniejący dookoła nas, zostalibyśmy z niczym.

      Z nadwagą, chorymi sercami, z nowotworami, z przerażeniem, pretensjami, gniewem, żalem, wyzwiskami, z kłótniami kto jest temu winien, i z totalną bezradnością, bo przecież nikt już nie potrafi być samodzielny i odpowiedzialny za swoje życie.

      Nasza pozornie najlepsza cywilizacja w historii ludzkości jest w gruncie rzeczy masową fabryką śmieciowych dóbr dla ciała i umysłu, całkowicie uzależnioną od pewnych sztucznie stworzonych narzędzi. Jeżeli ich zabraknie, nagle cywilizacja zgaśnie.

      Przeżyją inne. Na przykład cywilizacja amazońska głęboko w tropikalnej puszczy. Cywilizacja papuaska na Borneo. Cywilizacja pigmejska w dżungli Kongo. I kilka innych, skromnych, nie wywyższających się, nie krzyczących i nie walczących.

      Tam ludzie zajmują się życiem.

      A nie ogłaszaniem, że są lepsi.

      A ponieważ zajmują się życiem, nigdy w życiu nie przyszłoby im do głowy, żeby produkować coś masowo na sprzedaż. Mają tylko tyle, ile jest potrzebne, ale jest to najwyższej, stuprocentowej jakości.

      Każda strzała do łuku jest najlepsza. Nie ma mowy o tym, żeby wojownik zrobił dwie dobre strzały dla siebie i pięć byle jakich, żeby je tanio sprzedać. Nie istnieje pojęcie bylejakości. Nie ma śmieciowego jedzenia ani innego towaru. Nie ma walki o wyższe obroty. Nie ma pieniędzy. Nie ma reklam.

      Jest po prostu to, co jest potrzebne, w takiej ilości jaka jest konieczna, i zawsze w najlepszej jakości, bo wiadomo, że tylko wtedy taki przedmiot będzie skuteczny.

      A kiedy żyjesz w świecie, gdzie wszystko jest po prostu najzwyczajniej prawdziwe, uczciwe i pełnowartościowe, to karmisz swoje ciało, swoją duszę i swój umysł tym, co daje im siłę i moc.

      To znaczy, że twoje ciało, umysł i dusza są sprawne, zwinne i mocne. Dzięki temu jesteś w stanie dużo zrozumieć, dużo zrobić, zapamiętać i dostrzec. Także to, co istnieje dookoła, ale wydaje się niewidzialne.

      Rozdział 13

      Zobacz ile rzeczy jest dookoła, których nikt nie potrafi wyjaśnić. Ludzie zajmują się fotografowaniem powierzchni Marsa, wysyłają na orbity kosmiczne pojazdy, produkują nanocząsteczki, czyli cząsteczki o sztucznie zmniejszonej wielkości, ale nie potrafią wyjaśnić jak działa powietrze.

      Niby jest, ale tak jakby go nie ma.

      Bo czym jest? Niewidzialną substancją, przez którą bez problemu przesuwasz dłoń. Twoje płuca co chwilę nabierają tego powietrza i wychwytują z nich tlen. No ale jak to działa? Jak?… Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć ani tym bardziej odtworzyć.

      To jest coś, co zostało stworzone przez Naturę w tajemniczy, niemożliwy dla nas do pojęcia sposób.

      Albo na przykład rośnięcie.

      Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym jak to jest genialnie zaprojektowane? Bo zobacz. Człowiek przychodzi na świat bardzo malutki. Wszystko ma bardzo małe – serce, oczy, skórę. A potem to wszystko razem z nim rośnie, staje się coraz większe i idealnie do niego pasuje. Nigdy przecież nie jest tak, że komuś wyrasta za dużo albo za mało skóry w jakimś miejscu, prawda?

      Gdyby człowiek miał to sam zaplanować, to ciągle gdzieś byłoby za dużo albo za mało. Miałbyś za ciasną skórę na kolanie, a za luźną na czaszce. Ale jest tak, że nie musimy się w ogóle o to martwić. To się jakoś samo dzieje magicznym sposobem.

      A próbowałeś kiedyś zasiać coś w ziemi? Choćby trochę trawy w pojemniku na balkonie? To jest coś niesamowitego.

      Masz małe szare wiórki, zupełnie niepozorne, wyglądające jak odpadki pozostałe po ścieraniu jakiejś szorstkiej powierzchni. Kładziesz je na ziemi. Polewasz wodą. Wystawiasz na słońce. A dwa dni później patrzysz – z szarej ziemi zaczynają wystawać nieprawdopodobne, świeże, zielone, żywe kiełki. Żywe!!! Poruszają się i obracają w stronę słońca! Codziennie są coraz wyższe! Mają niesamowity, cudowny zielony kolor!!!

      Te małe ździebełka młodej trawy to najprawdziwsza forma życia, która powstała na twoich oczach i codziennie zmienia się, rośnie nie tylko wzwyż, ale też na szerokość – dokładnie tak samo, jak rozwija się ludzkie ciało, tyle że szybciej.

      Czy myślałeś kiedykolwiek o tym dlaczego tak jest?

      Skąd skóra na ludzkim kolanie wie, że ma rosnąć? Albo skąd wie o tym kość pod tą skórą? Skąd małe jak wiórek nasiono trawy wie o tym w jaki sposób otworzyć się i zacząć wypuszczać malutki pęd? No skąd?

      Pewnego dnia biegłam przez pole.

      Był chyba sierpień, letni świt. Srebrzyste krople rosy na wysokich trawach. Zapach wilgotnej ziemi, szczęśliwe głosy ptaków.

      Było bardzo wcześnie. Niebo zasnute śpiącymi chmurami. Mała ścieżka między kępami ziół. Czułam jak w moje buty uderzają krople strząśnięte z potrąconych roślin, wsiąkają w tkaninę, przenikają aż do skarpetki.

      Skręciłam w większą drogę i biegłam dalej, na wschód, w stronę lasu. Bez pośpiechu, nie na wyścigi i nie po to, żeby osiągnąć jakiś wynik, raczej tylko po to, żeby rozruszać ciało, dotlenić komórki, poczuć jak płynie we mnie krew.

      Prawa noga, lewa noga, krok, krok, krok… Do linii drzew.

      Zatrzymałam się.

      I wtedy nagle rozstąpiły się chmury i zabłysło słońce.

      – O tak! – pomyślałam z radością. – O tak! Tego właśnie było mi potrzeba!

      Zamknęłam oczy, wystawiłam twarz do słońca i uśmiechałam się.

      I nagle poczułam coś dziwnego.

      W tej wielkiej, jasnej, cudownej ciszy poranka na polskim polu, utkanej z szelestu traw, cmoknięć ukrytych cietrzewi, trzepotania liści tańczących z ciepłym wiatrem. Poczułam się tak, jakbym stanęła na czubku świata. Albo znalazła się na innej planecie. Tak trochę jak być może czujesz się czasami kiedy przybywasz z walizkami do celu podróży i tropikalnego hotelu, gdzie masz spędzić wakacje. Albo tak jak można się poczuć w salonie spa kiedy otwierasz drzwi i ogarnia cię pachnące powietrze splecione z dźwiękami łagodnej muzyki.

      Poczułam się tak, jakbym odłączyła się od planety Ziemia. Jakbym znalazła się w zupełnie innym wymiarze. Jakbym została wpuszczona do czarodziejskiej sali, gdzie za chwilę przydarzy się cud.

      Stałam z zamkniętymi oczami.

      I poczułam jak promienie słońca wnikają we mnie do środka. Poczułam niespodziewanie jak pod ich wpływem zaczynają się poruszać moje komórki. Zamieniają się miejscami! Napełniają się światłem! Odrastają brakujące kawałki! Odżywają, rosną, lśnią, powiększają się tak, jakby opiły się do syta życiodajnym nektarem.

      Poczułam, że słońce mnie koduje! Zapisuje we mnie poprawny kod życia i zdrowia. Naprawia to, że zostało naruszone, błędnie ustawione, skrzywione. Tak jakby nasącza mnie koktajlem informacyjnym, którego zadaniem jest właściwe programowanie wszystkiego, co dzieje się w moim organizmie.

      To było niesamowite!

      I wtedy zrozumiałam jak to jest. Skąd nasiono trawy bierze siłę i wiedzę do stworzenia życia. Skąd płuca wiedzą jak często zaczerpnąć powietrza i jak wyjąć z niego tlen. Dlaczego słoń rośnie taki duży, a mrówka zostaje taka mała.

      Słońce to wie.

      Nie dlatego, że jest istotą myślącą w