zanim podała wyniośle tyły, co było jeszcze gorszym zagraniem.
Senator Suva nie zachowała się wiele lepiej. Jej pierwsza reakcja wyglądała bowiem tak:
– Nie zamierza pani chyba sądzić tych dwojga jak zwykłych kryminalistów?
Na szczęście dla reputacji senatu – nawiasem mówiąc, nie mogła się już bardziej pogorszyć, zwłaszcza w oczach oficerów floty – senator Sakai także zadał pytanie, ale takie, które spodobało się członkom załogi:
– Mogę jakoś pomóc?
Wiktoria Rione ze swej strony nadal była ponura jak grób i oszczędna w gestach, co świadczyło, że bardzo przejmuje się tą sprawą.
– Nie mam żadnych wiadomości – wyznała Geary’emu. – Wątpię jednak, aby moi informatorzy kłamali. Miejscowi naprawdę nie umieją znaleźć zaginionych, ale gdyby pańscy porucznicy urwali się na romantyczny miesiąc miodowy w ruinach Ziemi, już dawno by ich namierzono.
*
Niemal dziesięć godzin po zauważeniu, że oficerowie zniknęli, przebywający w swojej kajucie Geary usłyszał natarczywe brzęczenie dzwonka komunikatora. Na wyświetlaczu ujrzał rozwścieczoną Desjani.
– Lokalne władze przekazały mi informacje na temat zaginionych.
– Znaleziono ich?
– Nie. Odkryto jednak poszlaki świadczące o tym, że porucznicy Castries i Yuon zostali porwani i wywiezieni ze Starej Ziemi. – Nacisnęła klawisz i wyświetlacz podzielił się momentalnie na dwa okna, ukazując czekającego cierpliwie starszego mężczyznę. Człowiek ten siedział za imponującym biurkiem z prawdziwego drewna, które musiało mieć co najmniej kilkaset lat, a nad jego lewym ramieniem na ścianie widać było spory obraz przedstawiający pokryty śniegiem wulkaniczny stożek. Wszystko w tym gabinecie, nie wyłączając przebywającej w nim osoby, wydawało się nad wyraz wiekowe. – Proszę streścić admirałowi to, co przed chwilą pan mi powiedział – rzuciła Tania.
Mężczyzna ukłonił jej się sztywno, po czym przeniósł wzrok na Geary’ego.
– Sprawdzono ogromną liczbę baz danych i udało nam się trafić na próbki DNA pobrane w jednym z naszych portów przeładunkowych. Pasują do waszych ludzi.
– Próbki DNA? – zdziwił się John.
– Złuszczający się naskórek, wypadające włosy... ludzie rozsiewają je nieustannie i nieświadomie – wyjaśnił mężczyzna. – Nie było tego wiele, więc co zrozumiałe, mieliśmy sporo problemów z wykryciem wspomnianych próbek, ale jesteśmy całkowicie pewni uzyskanych wyników. Po sprawdzeniu pozostałych zapisów z tej placówki zyskaliśmy też pewność, że pańscy oficerowie zostali przeszmuglowani z Ziemi w specjalnie zmodyfikowanych kontenerach, które kryminaliści wykorzystują do takich właśnie celów.
Słuchając tych wyjaśnień, Geary pocierał skronie nasadami dłoni.
– Zatem nie ma ich już na Ziemi. Wiecie może, na który statek trafili?
– Wiemy. – Mężczyzna uniósł dłoń, zanim John zdążył się ponownie odezwać. – Ale na tej jednostce też ich już nie ma. – Nacisnął kilka klawiszy i jego okno znów się podzieliło, ukazując kanciasty kształt frachtowca orbitującego wokół Starej Ziemi. – Widzi pan tę drugą jednostkę w doku tranzytowym? To niewielki wahadłowiec z aktywnym kamuflażem. Wykryliśmy go, dopiero kiedy się połączył ze wspomnianym statkiem. Chwilę później odleciał i ślad po nim zaginął. – Starzec pokłonił się ponownie. – Z najwyższym żalem muszę przyznać, że nie udało nam się ustalić pozycji i wektora tej jednostki, choć wychwyciliśmy szczątkowe dane z nią związane.
– Wahadłowiec używający aktywnego kamuflażu? – Geary przyglądał się obrazowi transmitowanemu na trzecim wyświetlaczu. – Taniu, ta jednostka jest podobna do tych, które próbowały nas przejąć.
Desjani potaknęła.
– Też o tym pomyślałam. Ich charakterystyki pasują. To znaczy, że pochodził z Marsa i najprawdopodobniej tam właśnie zmierza. Proszę o pozwolenie na...
– Przepraszam – przerwał im starzec uprzejmym, ale na tyle stanowczym tonem, że zdołał uciszyć Tanię. – Jeśli ta jednostka pochodzi z Marsa, co wcale by mnie nie zdziwiło, na pewno nie wróci na macierzystą planetę, zwłaszcza jeśli na jej pokładzie przebywają wasi oficerowie. Raczej poszukają innej kryjówki, takiej, w której nawet po znalezieniu ich nie odkryjecie żadnych śladów prowadzących do faktycznych mocodawców.
– Nie domyśla się pan, gdzie mogliby polecieć? – zapytał Geary.
Mężczyzna zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Do pasa albo i dalej. W pasie asteroid albo na planetach zewnętrznych jest wiele miejsc, gdzie jednostka z aktywnym kamuflażem może wylądować bez ryzyka wykrycia.
Desjani, przypatrująca się uważnie czemuś, właśnie przeniosła wzrok na starca.
– Na ile pewne są te ślady, które zdołaliście wykryć?
– Te, które należą do wykrytej jednostki? Powiedziałbym, że wystarczająco. Ale czy wskażą dokładne miejsce, nie byłbym już taki pewny. Widzicie, jaki szeroki jest stożek prawdopodobieństwa przy tym wektorze.
– Widzę – przyznała Desjani – ale latam w przestrzeni wystarczająco długo, by móc na tej podstawie oszacować prawdopodobny cel danej jednostki. Ten wahadłowiec poleciał w kierunku Jowisza – oznajmiła.
Starzec zareagował na jej słowa lekkim uniesieniem brwi, po czym zamyślił się na dłuższą chwilę.
– To prawdopodobny kierunek dla kogoś, kto chce się ukryć. Jowisz ma sześćdziesiąt siedem naturalnych satelitów, do tego dysk planetarny składający się z mniejszych kamyków i dwadzieścia instalacji orbitalnych, nie licząc tych mniej ważnych. Na większości księżyców są osiedla kolonistów, a jednostka, o której mowa, może lądować nawet w rzadkiej atmosferze, jaka jest na większości wspomnianych ciał niebieskich. Io to przykładowy księżyc, na którym panują idealne warunki do ukrycia niewielkich statków. Ganimedes z kolei, podobnie jak Mars, powiązany jest z wieloma organizacjami o charakterze przestępczym.
– Opuścili orbitę Starej Ziemi przed niespełna dziesięcioma godzinami – wymamrotała Desjani. – To oznacza, że pokonali już prawie połowę drogi do pasa asteroid. Admirale, pracuję już nad planem odnalezienia tej jednostki, bazując na przewidywanym wektorze i przechwyconych śladach. Jeśli podlecimy wystarczająco blisko, powinniśmy ich namierzyć. Proszę o pozwolenie na opuszczenie orbity i rozpoczęcie operacji.
Geary spojrzał na starca, ale nie dostrzegł na jego twarzy śladu poparcia ani nagany. Wolisz scedować to na nas, nieprawdaż? Niech barbarzyńcy sami odwalą brudną robotę.
– Z jaką prędkością polecimy? – zapytał Desjani.
– Możemy osiągnąć nawet do .3 świetlnej, zanim zaczniemy hamować, by wziąć namiary.
Urządzą niezłe widowisko w Układzie Słonecznym. Wielki liniowiec pogna w kierunku Jowisza z tak ogromną prędkością, że wszystkie pozostałe jednostki przestrzenne wydadzą się przy nim powolne niczym ślimaki. Załoga marsjańskiej jednostki także będzie widzieć rosnącego w oczach giganta, który wyruszy za moment, by ją dogonić i przejąć.
– Dobrze, kapitanie – rzucił. – Proszę rozpocząć akcję przejęcia wrogiej jednostki z aktywnym maskowaniem. Dajmy popalić tym, którzy ośmielili się porwać naszych oficerów. A panu dziękujemy za pomoc – zwrócił się do starca.
– W niczym wam nie pomogłem – zastrzegł się tamten ze śmiertelnie poważną miną. – Taka jest oficjalna wersja, gdyby